Выбрать главу

– Sądziłam, że jego ukrytym motywem jest Nefret – przyznałam. – Myliłam się. Myliłam się co do… wielu rzeczy w ciągu tych kilku minionych tygodni, mój drogi.

– Na Boga, czyżbyś miała gorączkę?! – zawołał i przyłożył swoją dużą, brązową dłoń do mego czoła.

– Rozumiem, że to kolejny z twoich niewinnych żartów – odparłam. – Ale czas mija, Emersonie, trzeba zacząć działać. Chcesz dowiedzieć się czegoś o Sethosie?

– Nie chcę. Może jednak lepiej będzie, jeśli mi opowiesz.

Opowieść trwała dłużej, niż powinna, bo Emerson wciąż mi przerywał, mamrocąc pod nosem obelgi i dając wyraz swemu oburzeniu. Kiedy skończyłam, zanim powiedział cokolwiek sensownego, pozwolił sobie jeszcze na ostatni wybuch.

– Niech diabli wezmą tę świnię! – wykrzyknął, a potem dodał: – Jak sądzisz, za kogo on się przebierał… czy przebiera?

– Pewnie za zwykłego turystę. Są ich w Luksorze setki. A przebranie z ostatniej nocy to tylko jeden z jego dowcipów. Wyglądał jak sobowtór sir Edwarda, tyle że z wąsami.

Emerson podszedł do okna i otworzył okiennice.

– Przestało padać – oznajmił. – Ja tu jestem od wczoraj, przyszedłem z Daoudem, ale reszta pewnie też się zaraz zjawi. Trzeba odbyć naradę wojenną.

– To bez sensu, żeby przychodzili, skoro my możemy wrócić do domu.

– Dzieci nie będą mogły się doczekać, jak sądzę. Bardzo się o ciebie niepokoiły, moja droga. W przypadku Ramzesa trudno jest to oczywiście stwierdzić, ale widziałem, że bardzo często mrugał. A Nefret dosłownie wyłaziła ze skóry: wciąż powtarzała, że była dla ciebie niemiła i że powinna pójść z tobą do tej szkoły.

– Nonsens – odparłam, choć przyznaję, że mnie to ucieszyło i wzruszyło.

– Tak czy inaczej – rzekł Emerson, znów stając przy mnie – Kadija powiedziała, że ta frywolna suknia, w której byłaś wczoraj, nie nadaje się do reperacji. Nie możesz przecież jechać zawinięta w koc. Mógłbym co prawda przerzucić cię przez siodło jak jakiś szejk wiozący nową zdobycz do haremu, ale nie byłoby ci wygodnie.

Stał, uśmiechając się do mnie. Jego oczy błyszczały, na czoło opadł czarny kosmyk włosów.

– Bardzo cię kocham, Emersonie – powiedziałam.

– Hmmm… – mruknął. – Oni jeszcze tak szybko nie przyjadą, jak sądzę…

Przyjechali aż za szybko jak na mój gust. Emerson ledwie zdążył wygładzić koce, gdy do pokoju wpadła Nefret i rzuciła się na mnie. Ramzes z Davidem stanęli w drzwiach. Zanim Emerson wypchnął ich na zewnątrz i zasunął kotarę, David uśmiechnął się szeroko, a Ramzes dwukrotnie zamrugał.

Nefret przywiozła mi czyste ubranie. Tylko kobieta mogła o tym pomyśleć! Zabrała także mój słynny pas z narzędziami. Zapinając go, przysięgłam sobie, że nigdy się już bez niego nie ruszę. Potem musiałam powtórzyć reszcie swoją historię. Trwało to dość długo, bo dodałam to i owo na użytek Abdullaha i Daouda. Kiedy kończyłam, chmury się przerzedziły i pokój rozjaśniło słabe jeszcze słoneczne światło.

– Znowu on! – wybuchnął Abdullah. – Czy ten człowiek już nigdy nie da nam spokoju?

– Tym razem mieliśmy raczej szczęście, że nam go nie dał – zauważył trzeźwo Ramzes. – Ale zapomnijmy na razie o Sethosie. Prawdziwe zagrożenie stanowi Bertha.

– Możliwe, że już nie – odparłam. – Sethos i sir Edward znają jej prawdziwą tożsamość. Przypuszczam, że zrobią wszystko, by ją dopaść.

– Lepiej się co do tego upewnijmy – powiedział Ramzes.

– Właśnie – poparł go Emerson. – Zbyt często udawało jej się zwieść i nas, i Sethosa. Tym razem jednak…

Zacisnął mocno zęby. Nie musiał niczego dopowiadać. Wymierzaniu sprawiedliwości powinno towarzyszyć miłosierdzie, ale ja także nie czułam ani krzty litości dla Berthy. Zabijała z równą bezwzględnością, jak polujący na niewinną zwierzynę myśliwy.

Postanowiliśmy przeprawić się zaraz do Luksoru. Daoud z Abdullahem uparli się, żeby nam towarzyszyć, a kiedy wyszliśmy przed dom, zastaliśmy tam z pół tuzina naszych ludzi, którzy również zamierzali to zrobić. Był z nimi Selim, który powitał nas okrzykami i radosnym śmiechem. Ruszyliśmy ścieżką do przystani.

Widok zniszczeń poczynionych przez burzę był bardzo przygnębiający. Ziemia schła szybko, lecz deszcz porył wzgórza głębokimi bruzdami, a wiele biedniejszych domów z oblepionej gliną trzciny zamieniło się w góry błota. Mieszkańcy Gurna tłumnie wylegli na przebiegającą przez wieś drogę, żeby oszacować szkody, a niektórzy zaczęli już je nawet usuwać.

– Mam nadzieję, że nikomu nic się nie stało – powiedziałam do idącego obok mnie Abdullaha.

– Mieli dość czasu, żeby opuścić domostwa, i mieli gdzie się schronić – stwierdził ze spokojem.

– To prawda, ale… – Zatrzymałam się nagle. Obok bezkształtnej hałdy ziemi siedziała w kucki kobieta. Kołysała się w przód i w tył, zawodząc przenikliwie. – Na Boga, Abdullahu, tu pewnie ktoś został przysypany! – zawołałam.

Okrzyk Abdullaha zaalarmował innych, ale było już za późno. Szli tylko kilka kroków przed nami, lecz nie zdążyli nic zrobić. Kobieta już wstawała, trzymając palec na spuście. Nie tracąc czasu na rzucenie pod moim adresem ostatniego przekleństwa, wystrzeliła trzykrotnie. Zaraz potem rzuciło się na nią kilku mężczyzn i powaliło na ziemię.

Słyszałam odgłos uderzeń pocisków, nie poczułam ich jednak, bo to nie w moje ciało trafiły. Czasu starczyło zaledwie na zrobienie jednego kroku i tylko jeden człowiek mógł go postawić. Abdullah runął na mnie, a ja pochwyciłam go w objęcia i razem padliśmy na ziemię. Słyszałam wokół podniesione głosy i widziałam biegnących do nas ludzi, lecz jak przez mgłę. Całą swoją uwagę skupiłam na starcu, którego głowę tuliłam w ramionach. Jego biała szata poczerwieniała na piersi, a plama rozszerzała się z zatrważającą szybkością. Nefret uklękła obok i zaczęła uciskać mocno dłońmi broczące rany. Nie musiałam nawet patrzeć na jej spopielała twarz, by zrozumieć, że nie ma nadziei.

Abdullah otworzył oczy.

– To ty, Sitt… – wyszeptał. – Czy ja umieram?

– Tak – odparłam i przytuliłam go mocniej.

– To… dobrze. – Jego oczy zachodziły mgłą, lecz wędrowały jeszcze przez chwilę po nachylonych nad nim twarzach. Ich widok sprawiał mu chyba przyjemność. Potem znów spojrzał na mnie i poruszył wargami. Pochyliłam się nisko, żeby usłyszeć jego szept. Myślałam już, że odszedł, jednak powiedział coś jeszcze: – Emersonie, strzeż jej. Niech się nie…

– Wiem, Abdullahu. – Mój mąż ujął jego dłoń. – Wiem, stary przyjacielu. Możesz odejść w pokoju.

Potem zamknął patrzące nieruchomo oczy Abdullaha i złożył mu ręce na piersi. Zrobiłam miejsce Daoudowi, Selimowi i Davidowi; mieli prawo być teraz przy nim. Wszyscy trzej płakali. Nefret szlochała na ramieniu Ramzesa, a Emerson odwrócił się, kryjąc twarz w dłoniach. Posępne spojrzenie Ramzesa napotkało moje ponad głową Nefret. Nie uronił ani jednej łzy – i ja także.

Bertha zmarła na skutek licznych obrażeń, łącznie z kilkoma ranami od noża. Niemożliwością było ustalenie, czyja dłoń zadała śmiertelny cios.

To, co się działo bezpośrednio potem, pamiętam niezbyt dobrze. Wróciliśmy do domu poczynić przygotowania do pogrzebu naszego starego przyjaciela, który miał się odbyć jeszcze tego wieczoru. Ubranie miałam lepkie od krwi, lecz nie chciałam przyjąć pomocy od Nefret. Wykąpałam się, przebrałam i poszłam do mojego pokoju. Reszta zgromadziła się w bawialni. W chwilach rozpaczy często szukamy pocieszenia u innych, ale tym razem nie życzyłam sobie niczyjego towarzystwa, nawet Emersona.