Выбрать главу

Chciałam się rozpłakać, jednak oczy wciąż miałam suche, a gardło tak ściśnięte, że ledwie mogłam przełykać. Usiadłam na skraju łóżka z dłońmi na podołku i wpatrywałam się w rzucone na krzesło ubranie.

Kiedy się poznaliśmy, niezbyt cenił i mnie, i kobiety w ogóle. Zmiana następowała tak powoli, że trudno było określić moment, w którym podejrzliwość zamieniła się w sympatię, a niechęć w przyjaźń i może jeszcze coś więcej. Pamiętałam dzień, gdy zaprowadził mnie do okropnej nory, w której uwięziono Emersona. Kiedy nie wytrzymałam i wybuchnęłam płaczem, nazwał mnie „córką” i pogłaskał po głowie. Potem zebrał swoich ludzi i razem z nimi walczył o uwolnienie człowieka, którego kochał jak brata. Nie pierwszy i nie ostatni raz ryzykował wtedy życie dla jednego lub obojga z nas.

Wspominałam mojego zawsze nieobecnego i obojętnego ojca. Wspominałam braci, którzy mnie ignorowali i obrażali, dopóki nie weszłam w posiadanie pieniędzy ze spadku – jedynej rzeczy, którą kiedykolwiek dostałam od ojca. I myślałam o ciepłym uścisku Daouda, o czułej trosce Kadii, o ostatnich słowach Abdullaha. To oni byli moją prawdziwą rodziną, a nie ci nieczuli, obcy ludzie, z którymi łączyło mnie tylko nazwisko i krew. A jednak łzy wciąż nie chciały płynąć.

Przypomniałam sobie, jak bardzo bawiło staruszka konspirowanie ze mną przeciwko Emersonowi – a potem z Emersonem przeciwko mnie! Miał taki szelmowski uśmiech na twarzy, gdy mówił: „Wszyscy przychodzą do mnie. I każdy mówi»Nie mów innym«”. A potem zrzędził: „I znowu trup. Co roku nowy trup!” – i puszczał do mnie oko…

Właśnie takie wspomnienia ranią najmocniej. Tama nagle puściła i padłam na łóżko, zalewając się łzami. Nie słyszałam, jak otwierają się drzwi, i uświadomiłam sobie obecność drugiej osoby dopiero wtedy, gdy położyła dłoń na moim ramieniu. Ale to nie był Emerson, lecz Nefret. Miała mokrą twarz, jej usta drżały. Popłakałyśmy więc sobie razem, tuląc się w objęciach. W ramionach Emersona też wielokrotnie znajdowałam ukojenie, teraz jednak pragnęłam właśnie tego – drugiej kobiety, tak samo jak ja zrozpaczonej i niewstydzącej się łez.

Nefret obejmowała mnie, dopóki mój szloch nie przeszedł w pochlipywanie i nie zmoczyłam obu chusteczek, swojej i jej. Resztę łez otarłam dłonią.

– Dobrze, że to ty przyszłaś – stwierdziłam. – Emerson nigdy nie ma chusteczki.

– Naprawdę? – Wiedziała, że zażartowałam dla odzyskania równowagi, ale spoglądała na mnie z niepokojem. – Nie byłam pewna, czy mogę wejść… długo stałam pod drzwiami. Nie wiedziałam, czy będziesz chciała mnie mieć przy sobie.

– Jesteś moją ukochaną córką i zawsze chcę cię mieć przy sobie.

To ją znowu pobudziło do łez, więc i ja jeszcze trochę popłakałam, po czym musiałam szukać po szufladach kolejnych chusteczek. Przemyłam zaczerwienione oczy, przyczesałam włosy i udałyśmy się obie do salonu. Zastałyśmy tam Emersona z obydwoma chłopcami. David podsunął mi talerz z jedzeniem. Rozmawialiśmy o błahostkach, bo poważne tematy jeszcze za bardzo bolały.

– Szkoda tej szkoły – zauważyła Nefret. – Pewnie teraz ją zamkną.

– A może pani Vandergelt by ją przejęła? – podsunął Ramzes.

– Świetny pomysł! – ucieszyłam się. – Czy oni wiedzą… Czy ktoś zawiadomił Katherine i Cyrusa?

David podniósł głowę i spojrzał na mnie. Miał podkrążone oczy, ale wydawał się całkiem spokojny. Pomyślałam, że dojrzał i przybyło mu pewności siebie.

– Posłałem im wiadomość i odpisali, że przyjdą wieczorem – powiedział.

– To dobrze. – Odsunęłam nietknięty posiłek i wstałam. – Chodź ze mną, Davidzie, mam ci coś do powiedzenia.

Z kolekcji listów B

…a więc rozumiesz, moja kochana Lio – wszystko dobrze się ułoży! Ciotka Amelia napisze do Twoich rodziców i jestem pewna, że pójdą za jej radą.

Nie rozpaczaj z powodu Abdullaha. Gdyby mógł wybrać sobie rodzaj śmierci, na pewno by chciał właśnie takiej. Ciesz się raczej, że go znałaś, choć tak krótko, i że los oszczędził mu choroby i długiej agonii.

Pogrzeb był bardzo wzruszający, chociaż dość dziwny. Kondukt prowadziło sześciu ubogich mężczyzn, w większości niewidomych. Nietrudno tu takich znaleźć, gdyż w tym kraju oftalmia jest niestety dość powszechna. Przez cały czas zawodzili: „Jest tylko jeden Bóg, a Mahomet jest Jego prorokiem! Boże, błogosław go i miej w swojej opiece!”. Potem szli synowie, siostrzeńcy i wnukowie Abdullaha, a za nimi trzech małych chłopców, niosących Koran i śpiewających słodkimi głosikami modlitwę czy też psalm. Słowa tej pieśni są bardzo piękne, ale pamiętam tylko fragment: „Wychwalam doskonałość Tego, który stworzył wszelkie formy. Jakże jest hojny! Jakże jest litościwy! Jakże jest wielki! Ochrania nawet tych, którzy zwracają się przeciwko niemu!”.

Profesor i Ramzes dostąpili zaszczytu niesienia mar, na których leżało ciało, owinięte w piękny całun. Dalej szły Fatima, Kadija i inne kobiety z rodziny, a na końcu my. Przyszli także Vandergeltowie, pan Carter, Ned Ayrton i nawet monsieur Maspero! Uznałam, że to bardzo miłe z jego strony. Profesor na szczęście był zbyt skupiony, żeby wdać się z nim w sprzeczkę. Ależ by się Abdullah uśmiał!

Po modlitwach w meczecie poszliśmy na cmentarz i złożono ciało do grobu. Zaprowadzę cię tam, gdy wrócisz do Egiptu. Grób jest bardzo ładny i świadczy o tym, jakim wielkim poważaniem cieszył się zmarły. Jest tam komora z cegieł, a nad nią shahid, czyli mały pomnik. Zabrałam stamtąd ciocię Amelię, zanim skończyli zakładać kamienne sklepienie i wypełniać otwór.

Myślę, że ciotka aż do tej chwili nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo staruszek był jej bliski, a ona jemu. Ktoś kiedyś powiedział, że klasę kobiety można poznać po mężczyźnie, który kocha ją tak, iż mógłby za nią oddać życie (jeśli nikt tego nie powiedział, przypisuję autorstwo sobie). Jak w takim razie ocenić ciotkę Amelię? Pozostało ich dwóch, ale do tej pory miała aż trzech: profesora (to oczywiste), Mistrza Występku i szlachetnego egipskiego dżentelmena – bo był w nim w istocie, jeśli nie z urodzenia, to z charakteru.

Zapytasz pewnie, co z Mistrzem Występku. Cóż, moja droga, wszelki słuch po nim zaginął. Profesor szukał go wszędzie, możesz mi wierzyć. Gdybyś widziała jego twarz, gdy ciocia powtórzyła mu część tego co jej powiedział Sethos! Tym razem niczego chyba przed nami nie ukryła i bardzo dobrze – bo przypuszczam, że jeszcze o nim usłyszymy. Powiem uczciwie, kochanie, marzę o tym, by go spotkać! Zachował się jak najprawdziwszy dżentelmen i chyba to najbardziej złości profesora. Wolałby, żeby Sethos postępował jak podlec, bo mógłby wtedy nim pogardzać.

Sir Edward także zniknął. Nie pokazał się już u nas, ale napisał do profesora list. Bardzo uprzejmy i zabawny, w każdym razie dla mnie. Dla profesora nie.

Drogi Profesorze oraz Pani Emerson,

Mam nadzieję, że wybaczą mi Państwo, iż opuściłem Ich tak nagle i bez formalnego pożegnania. Wiem, że zrozumieją Państwo moje pobudki. Błagam, żebyście dobrze się zastanowili, zanim złożycie na mnie oficjalną skargę na policji. Udowodnienie mi jakiegokolwiek przestępstwa będzie bardzo trudne, a cała procedura może się okazać nieprzyjemna i niepotrzebnie pochłonie cenny czas nas wszystkich.

Proszę o przyjęcie kondolencji z powodu śmierci Abdullaha. Nabrałem wielkiego podziwu dla tego człowieka, chociaż obawiam się, że bez wzajemności. O przekazanie wyrazów współczucia prosił mnie także pewien znany państwu dżentelmen. Ma on sobie za złe, że nie udało mu się w porę powstrzymać owej mściwej damy. Ponieważ na skutek podłej pogody nie dotarliśmy do Luksoru na czas, zdążyła się dowiedzieć o ucieczce Pani Emerson i mojej, zdała więc sobie sprawę, że gra skończona i że nasz przyjaciel jest już na jej tropie (zapewniam Państwa, że był w istocie). Do Gurna przybyliśmy zaledwie godzinę po tragedii. Mój przyjaciel prosił również o przekazanie Pani, że dla mężczyzny nie ma większego szczęścia niż umrzeć dla kobiety, którą kocha – z że on sam z pewnością by to zrobił, gdyby zaszła taka potrzeba. Nie mogę powiedzieć, bym podzielał tę romantyczną postawę, lecz podziwiam ją.