Proszę o przekazanie moich ukłonów (nie ważę się na więcej) pannie Forth, a także synowi i jego przyjacielowi. Z niecierpliwością będę oczekiwał dnia, w którym spotkanie z Państwem znów stanie się możliwe.
Z wyrazami szczerego oddania
Edward Washington (ten prawdziwy)
Już w czwartek wróciliśmy do Doliny, gdyż nic tak nie łagodzi żalu jak intensywna praca. U Emersona dało się zauważyć znaczne osłabienie jego wcześniejszej porywczości. Brakowało mu Abdullaha tak samo jak nam wszystkim – trudno nam sobie było wyobrazić dalsze życie bez niego. Ale Selim radził sobie całkiem nieźle. Otaczał go taki sam autorytet, jakim cieszył się jego ojciec, i ludzie przyjęli jego kierownictwo bez szemrania. Trochę się jednak z nim przekomarzali, toteż oznajmił mi z wielką powagą, że zamierza zapuścić dłuższą brodę.
Życie musi się toczyć dalej, jak powiedziałam Emersonowi. (Nie przytoczę tu jego odpowiedzi). Radość z pracy przyćmiewała mu mordęga przy oczyszczaniu grobu numer pięć, zamieszanie spowodowane przyjazdem Maspero i innych badaczy, pragnących obejrzeć nowo odkryty grobowiec – oraz frustracja z powodu dewastowania przez Davisa jednego z najdonioślejszych odkryć w historii wykopalisk w Dolinie.
„Dewastacja”, podobnie jak „najdonioślejsze odkrycie” to określenia Emersona. Kiedy się czymś ekscytuje, jest skłonny do przesady. Na razie trudno oszacować wagę tego odkrycia, chociaż z pewnością ma ono ciekawe aspekty, a oczyszczanie wnętrza grobowca można było przeprowadzić z większą pieczołowitością.
W Dolinie zastaliśmy Neda Ayrtona. Usuwał rumosz z korytarza wejściowego. Emerson stanął na górze, podparty pod boki, i przyglądał się jego pracy z marsem na czole. Chyba każdy by w tym momencie wpadł w panikę.
– Profesorze… pani Emerson – zaczął dukać Ned – witam wszystkich… miło was widzieć. Przydałby się nam teraz Abdullah, prawda? Ale płytom nic się nie stanie, przekonacie się sami: podpieram je na bieżąco stemplami i bardzo uważam… Naprawdę… nie ma…
– Widzimy – zagrzmiał Emerson, patrząc na poznaczony strużkami wody pył na schodach. – Wczoraj padał deszcz. Lało.
– Niczego nie uszkodził – odparł Ned. Jego głos drżał, lecz wyprostował się i spoglądał śmiało w górę. – Naprawdę. Był tutaj pan Maspero i…
– Był tu? – zdziwił się Emerson.
Z pomocą nieszczęsnemu młodzieńcowi pospieszył Ramzes.
– Ojcze, nasi ludzie już pewnie przyszli – zauważył. – Nie chcesz sprawdzić, czy prawidłowo podparli sklepienie w rogu, zanim zaczną pracę? Selim to jednak nie Abdullah.
Poczucie obowiązku i troska o bezpieczeństwo robotników zawsze mają u Emersona pierwszeństwo, pozwolił się więc odciągnąć Davidowi i Nefret do naszego stanowiska.
Ramzes natomiast za zgodą ojca spędził ten dzień i następny z Nedem, chociaż nie bardzo wiedziałam, w czym miałby mu być pomocny. Jego relacja brzmiała niezbyt optymistycznie. Nie namawiałabym go oczywiście do kłamania, ale mógł przecież być mniej pedantyczny w opisie.
– Jeszcze przed ostatnią burzą w grobowcu było trochę wody – powiedział. – Albo pochodziła z kondensacji pary, albo przeciekła przez tę długą szczelinę w sklepieniu. Nie zrobiono niczego dla zabezpieczenia złotej powłoki na płytach. Ale uczciwie przyznam, że sam nie wiem, co można by zrobić. Jest niesamowicie delikatna i w większej części już się oddzieliła od podłoża. Porusza nią najlżejszy podmuch, nawet oddech.
Emerson skrył twarz w dłoniach.
– Może wosk? – zasugerowałam. – Używałam go z powodzeniem w wielu takich przypadkach.
– Ned oczywiście też o tym myślał. Ale to by trzeba robić z wielką ostrożnością, kropelka po kropelce, a na coś takiego jest za mało czasu.
Zerknęłam z niepokojem na Emersona, który wciąż nie podnosił głowy.
– No cóż, trudno – powiedziałam. – Chyba już czas się przebrać. Katherine z Cyrusem będą na kolacji.
Zaprosiłam także państwa Maspero, ale madame wymówiła się wcześniejszymi zobowiązaniami. Zważywszy na stan ducha Emersona i na to, że musieliśmy pozakańczać wiele spraw, byłam z tego zadowolona. Mogliśmy swobodnie porozmawiać w gronie przyjaciół.
Katherine najbardziej interesowała szkoła i przez pewien czas mówiła tylko o tym. Okazało się, że właściciel budynku jest starym przyjacielem Mohassiba i zgodził się wynajmować go nadal.
Cyrusa jednak nie ucieszyło to zbytnio.
– Lepiej by było zbudować nowy – stwierdził. – Z tym wiąże się przecież tyle nieprzyjemnych wspomnień.
– To zabobony, mój drogi – odparła spokojnie jego żona. – Ta kobieta nie żyje, a jej pomocnica zniknęła i nie odważy się już nigdy pokazać w Luksorze. Nie można teraz zostawić uczennic na lodzie, one przecież o niczym nie wiedziały.
– Jeśli nie liczyć tych z domu… no, z „tego” domu – zauważyłam. – Władze zapewniły mnie, że zostanie zamknięty.
– Na pewien czas, jak znam życie – oświadczył cokolwiek cynicznie mój syn. – Miejsca takie jak Dom Gołębic zawsze przetrwają w takiej czy innej formie.
– Postaram się, żeby tak nie było! – zawołała z pasją Nefret. – Z pomocą pani Vandergelt zamierzam znaleźć tym dziewczętom jakieś uczciwe zajęcie. Mogą pracować na przykład jako pokojówki czy służące, dopóki się nie nauczą czegoś pożyteczniejszego.
Cyrus otworzył usta ze zdumienia.
– Pokojówki? Gdzie? Katherine, czyżbyś…
– Nie rób zamieszania, Cyrusie – napomniała go łagodnie. – Za dom i służbę ja odpowiadam, przecież tak ustaliliśmy.
Skinęłam na Fatimę, by dolała Cyrusowi wina.
– Fatima będzie jedną z twoich uczennic, Katehrine – powiedziałam, żeby zmienić temat. – Czyż to nie dziwne, że z tak wielkiego zła powstanie jednak coś dobrego? Chociaż pierwotna motywacja Berthy był całkiem inna, zakładając tę szkołę, dokonała jednak przełomu w sytuacji egipskich kobiet i obudziła w wielu z nich wyższe aspiracje.
– Hmm – mruknął Emerson.
Ramzes natychmiast dodał:
– A kiedy to odpowiadało jej celom, mordowała je bezwzględnie i bez wahania. To zresztą także ilustracja jej perwersyjnego pojmowania sprawiedliwości. Osoby, które nie wypełniały jej poleceń, spotykał los opisany w „Księdze umarłych”, bo przecież straszliwa Ammut ma głowę krokodyla.
– Boże mój, cóż to za wydumana koncepcja – mruknęłam. – Chociaż z drugiej strony… – Dotknęłam wiszącego na szyi amuletu.
– No właśnie. – Ramzes kiwnął głową. – Małpa, która strzeże wagi, symbol wybrany przez Berthę dla jej organizacji. Sprawiedliwość, której staje się zadość. Jak sama stwierdziłaś, mamo, dziwnie się układają sprawy tego świata.
Najbardziej zdumiewającą wiadomość wieczoru usłyszałam jednak wcześniej, od Fatimy: Layla wróciła do swojego domu w Gurna.
– Zadziwiający tupet – skomentował to Cyrus.
– Niekoniecznie – odparłam, bo zdążyłam już nad tym porozmyślać. – Kiedy się dowiedziała o śmierci Berthy – a takie wieści rozchodzą się błyskawicznie – uznała, że może bezpiecznie wrócić. My na pewno nie podejmiemy przeciwko niej żadnych działań, ponieważ wiele jej zawdzięczamy. Może nawet powinnam ją odwiedzić i…