Выбрать главу

– Sami słyszycie – Karakan wskazuje hakiem na bandę. – Głos ludu. Który żąda, by wreszcie was zdemaskować.

– Zdemaskować! Ukarać! – podchwytuje chór „czerni”.

– Nie mam wyboru. Muszę – rozkłada obłudnie ręce i rozpoczyna orację w stylu mów Wyszyńskiego (Andrieja, prokuratora):

– Pragniecie zatem wiedzieć, szanowni towarzysze, kim jest ów „mistrz szachowy”, „wirtuoz” i „taternik”, ów „uzdolniony wszechstronnie artysta estradowy, chodzący drogą cnoty i miłujący prawdę”? Służę wam odpowiedzią. Niech mówią same fakty. Zacznijmy od dzieciństwa.

Kiedy lud pracujący i młodzież miast i wsi krzewiły w naszym kraju masową turystykę, organizując wycieczki i marsze szlakiem Lenina, on osobno, „prywatnie”, z niejakim panem Konstantym z burżuazyjnej rodziny (używającym bryczesów!), chadzał „własnymi drogami” i wylegiwał się w „dwójce” w schronisku nad Morskim Okiem.

Kiedy pionierzy-junacy z obozów i hufców SP ćwiczyli tężyznę fizyczną, odgruzowując miasta i pomagając w polu, on osobno, „prywatnie” uczęszczał na lekcje muzyki do „pani od fortepianu” z obszarniczej rodziny (noszącej aksamitkę!) i chuchał w białe rączki.

Kiedy w klubie szachowym, w którym i ja grywałem, juniorzy studiowali Botwinnika i Tala, on, inaczej niż wszyscy, wpatrzony w instruktora z inteligenckiej rodziny (chodzącego na co dzień z piersiówką wódki w kieszeni!) fascynował się Retim i wkuwał Capablancę.

Idźmy dalej, jak pisze i mawia towarzysz Stalin.

Czego się ten pięknoduch uczy w domu rodzinnym? Może marksizmu, biologii, historii WKP(b)? Może choćby języka naszego Wielkiego Brata? Literatury radzieckiej? – Bujać to my, towarzysze! My nie wierzymy w cuda! On uczy się francuskiego! Tego symbolu kultury inteligencji mieszczańskiej, ziemiaństwa i burżuazji, tego reliktu przeszłości, co poszła na śmietnik Historii! A resztę czasu spędza, słuchając Wolnej Europy! Wdychając miazmaty Zachodu!

Jakie ziarno i gleba, taki owoc i plon! Tak wychowana jednostka jest spaczona i zła. Sieje wokół anarchię. Buntuje. Knuje zdradę.

Dowody? Jest ich bez liku! Weźmy trzy dla przykładu.

Od czego ów „artysta. zaczyna swą „karierę”, znalazłszy się w kolektywie? Jaki czyni użytek ze swoich białych rączek, tych wychuchanych paluszków, którymi się nauczył przebierać po klawiaturze? Może taki, by wspomóc nauczyciela śpiewu? Udzielać się na chórze? Wspierać i dopingować nasz „Tercet egzotyczny. w szlachetnej rywalizacji o Złotego Słowika? O nie! On woli jazz. On zakłada swój zespół. Dla niego bożyszczem jest Tyrmand, renegat i potwarca, który uciekł na Zachód.

Było tak? Świadek Eunuch!

– Jeśli nie jeszcze gorzej! – dochodzi skądś głos Eunucha.

– Ledwo tej wrogiej hydrze – ciągnie dalej Karakan – ukręciliśmy łeb, odrasta on gdzie indziej. W zespole teatralnym, który opanowuje. – Co się tam gra? Jakie sztuki? A zwłaszcza, jakich autorów? Radzieckich czy choćby rosyjskich? Czy nawet ojczystych, polskich? A skąd! Wyłącznie zachodnich. Ajschylosów, Szekspirów. Odwetowca Goethego! Działalność ta zostaje surowo zakazana.

Świadek Soliter! Tak było?

– Było o wiele gorzej – słychać głos Solitera.

– No właśnie! Lecz dywersant nie liczy się z zakazem. Forsuje swój wrogi projekt i, mydląc oczy jury, wyłudza pierwszą nagrodę. Dostaje poza tym prezent w postaci zegarka na rękę produkcji NRD, naszego sojusznika i przyjaciela w bloku. Co robi z tym cennym przedmiotem, uznając go za zbyteczny? Oddaje potrzebującym? Wymienia na inne dobro? Przynajmniej spienięża w komisie? Nie! Barbarzyńsko go niszczy, dając w ten sposób upust swej głębokiej pogardzie dla przemysłu lekkiego krajów socjalistycznych i narażając na szwank dobrosąsiedzkie stosunki.

I trzeci z wybranych dowodów.

Mimo tej jawnej wrogości wobec naszego ustroju i zgoła aktów terroru, my, w swej wspaniałomyślności i wierze w dobro człowieka, wciąż go nie odrzucamy. Przeciwnie, dajemy mu szansę, wyciągamy doń rękę. Niech weźmie udział w obchodach trzydziestej rocznicy wybuchu Hiszpańskiej Wojny Domowej. Niech przyda się wreszcie na coś. Niech zagra jakże nam drogie rewolucyjne pieśni. – Co robi z tą wielkoduszną, zaszczytną propozycją? Naprzód szydzi, jak umie, i robi sobie kpiny. Następnie wyłudza cynicznie sowitą gratyfikację w postaci zwolnienia z lekcji. A wreszcie, uknuwszy spisek, dopuszcza się sabotażu!

Sprawdziliśmy w naszych aktach, kim był Joaquin Rodrigo. I co się okazało? To zagorzały Frankista! I co reakcyjny element wykrzykiwał na sali po owych wstawkach muzycznych? Rewolucyjne hasła? ,Arriba parias”? „Precz z Franco”?

Świadkowie bojownicy!

– Krzyczano „więcej flamenco!” – odpowiadają chórem socjalistyczni zbójcy.

– Szanowni towarzysze! – niezmordowany Kugler kontynuuje mowę. – Zadajmy teraz pytanie zupełnie zasadnicze. Czy działał w pojedynkę? Czy pozostawał z kimś w zmowie?

– Na pewno był w zmowie ten tchórz!

– Tak jest! A wiecie z kim? To się nie mieści w głowie! – Z tą, z którą teraz tu stoi! Z piękną panią dyrektor! O, zdrada sięga wysoko!

Świadku Soliter, powiedzcie, czy wasza przełożona była na akademii ku czci Hiszpańskiej Wojny?

– Nie była. Przez cały czas świeciło puste miejsce.

– No właśnie! A dlaczego? Bo ta progenitura pachołka krwawego Franco, która nienawiść do ludu wyssała z mlekiem matki, do tego stopnia nie cierpi pokoju i sił postępu, że na widok i dźwięk samych symboli i haseł walki o wyzwolenie uciemiężonych mas jak wściekła suka się jeży i toczy pianę z pyska. I bała się, że ów odruch, nad którym nie panuje, zdradzi ją, zdemaskuje.

No dobrze, zapytacie, lecz w takim razie dlaczego w ogóle się znalazła na odcinku oświaty, i to aż tak wysoko, na kierowniczej pozycji, jest to kluczowe pytanie!

Zostało to wymuszone przez wrogie nam mocarstwo, burżuazyjną Francję, odstręczającym szantażem. Dano nam, mianowicie, jasno do zrozumienia, że jeśli nam zależy na docencie Dołowym i jego wszechstronnym rozwoju, to musimy się zgodzić na jej kandydaturę.

Świadek Gromek! Czy tak? Czy potwierdzacie to?

– Tak, w całej rozciągłości – odzywa się głos magistra.

– Świadek Dołowy! A wy?

– Nie mogę temu zaprzeczyć, choć nie byłbym tak surowy. Ze względu na interes… handlu zagranicznego i przemysłu lekkiego (końcówki do długopisów!).

– Macie szlachetne serce! Lecz nie czas żałować róż, gdy płoną lasy.

Pozostaje ostatnia fundamentalna kwestia. Czemuż to „słodkiej” Francji tak bardzo na tym zależy? Jaki ma w tym interes?… Choć należałoby chyba inaczej postawić pytanie: czymże pani dyrektor tak się jej zasłużyła, że pozyskała dla siebie tak niebywałe poparcie?

Przemilczmy tę ohydę. Niechaj nazwa tej zbrodni nie kala naszych ust! To najstraszliwsza ze zdrad!

Czy jednak nasz „wirtuoz” przejmuje się tym? Gorszy? Czy budzi w nim odrazę akt sprzedajnej miłości? Gdzieżby tam! Wręcz przeciwnie! To go elektryzuje! Zaciera po cichu ręce. Jak stręczyciel, jak człowiek o moralności alfonsa węszy w tym zysk dla siebie! Może przyda się na coś i dostanie coś w zamian? A jeśli nie dostanie, szantażem wymusi haracz. Przecież wie doskonale, że cały ów „eksperyment. z wykładowym francuskim to jedna wielka lipa. Że chodzi wyłącznie o to, aby piąta kolumna wyjeżdżała na Zachód na wywrotowe szkolenie.

Naprzód więc daje jej znaki, iż godny jest zaufania (w demonstracyjny sposób okazuje swą wrogość do demokracji ludowej), a potem, jak pies łańcuchowy, wysługuje się jej. Smaży kunsztowne prace, by mogła się wykazać przed swymi mocodawcami; trenuje elokwencję na popis przed wizytacją; wkuwa na pamięć wiersze, by błyszczeć „erudycją”…

Nie czeka długo na odzew i judaszowe srebrniki.

Naprzód, w dowód ufności, dostaje od niej klucz… do drzwi jej gabinetu! Następnie – kartę wstępu na snobistyczne imprezy, na których się celebruje burżuazyjną sztukę. Wreszcie wybija godzina! Za jej rekomendacją zostaje zaproszony na kurs szpiegowski w Tours. Dokąd udają się razem przez zieloną granicę.

To tyle, towarzysze. Teraz wszystko już wiecie. Kim jest w rzeczywistości ta romantyczna parka, te farbowane lisy, ziejące nienawiścią i sadystycznym jadem na naszą partię i rząd…

Na czoło grupy zbójników wychodzi Karol Broda i niczym przewodnik chóru zaczyna mówić wierszem:

Co z nimi zrobić? Puścić ich wolno?

Czy zastosować ucisk i gwałt?

I niczym Władysław Broniewski na wiecu w Zagłębiu Dąbrowskim zwraca się do zebranych:

Wy, co wdrażacie reformę rolną,

Zadecydujcie!

– UCISK I GWAŁT!

– odpowiadają unisono „czerwono-czarni”, unosząc wysoko pięści. I Karol Broda wydaje na mnie wyrok:

Za wielkopaństwo, za kumoterstwo, za rozjątrzanie ludowych ran – niech zginie marnie i poprzez śmierćstwo spełni wytyczną: „No pasaran!”

– A co z nią? – pyta Kugler wskazując na Madame, jakby się zastanawiał nad rozwiązaniem sceny.

I ledwo wymawia te słowa, z jasnego, czystego nieba zlatuje wolno „Lucy” – Lucylla Różogrodek w kostiumie i makijażu Dolores Ibarruri, i swoim zmysłowym głosem wygłasza sentencję wyroku, wskazując na bandę zbójców:

Niechaj te dzielne mlodzieńce Pochwycą ją zaraz pod ręce. Niech popatrzą na nią wilkiem. Niech z nią poigrają chwilkę. Niech rozciągną ją na ziemi. Niech i c h darzy wdzięki swemi.

A na to Kugler powoli unosi młot do góry i krzyżuje go z hakiem, i mówi, zawłaszczając i profanując tekst narodowej świętości:

Bo słuchajcie i zważcie, rebiata, Że z mocy naszego rozkazu, Kto cnoty nie odda ni razu, Nie będzie na Zachód nam latał!