O drugiej ocknął się z rozbitym baniaczkiem, wyskoczył na korytarz i zaczął wzywać pomocy. Stary chłop zwariował. Wrzeszczał, że zginęła mu laleczka. „Oddajcie mi moją laleczkę”, słyszysz, Kuba? Ja nie żartuję.
Stern nie przerywał. Pierwszy raz słyszał tak długi wywód w wykonaniu inspektora.
- Gdybym wiedział, kupiłbym mu sto razy lepszą zabaweczkę na Owocowej. - Zięba zaśmiał się zjadliwie, patrząc z nadzieją na dziennikarza.
Stern podstawił grubasowi popielniczkę.
- Więc jeśli nie masz nic przeciwko temu - kontynuował inspektor - chciałbym teraz zobaczyć te twoje fotki. Oczywiście byłoby lepiej, gdybyś zechciał mi je wypożyczyć na... dłużej - dodał po sekundzie namysłu.
Jakub zastanawiał się przez moment, a potem wyjął z szuflady kopertę i położył na biurku. Przed inspektorem leżał efekt dwóch godzin spędzonych rano w ciemni.
- Chciałem je zanieść na kolegium. Ostatnio mam u naczelnego tyły.
- To tak jak ja! - wyrzucił z siebie Zięba i niecierpliwie wysypał fotografie na blat.
Rozemocjonowany zaczął je skrupulatnie oglądać, układając na kupki jak w pasjansie. W końcu jego wzrok spoczął na zdjęciu przedstawiającym marionetki w lustrzanej sali.
- Niezłe cudaki, niech no się im, kurwa, napatrzę!
- ryknął śmiechem na cały głos.
- Organizatorem festiwalu jest miasto i nadzoruje go Komisja Kultury i Oświaty Rady Miejskiej. Poza tym wspierają go Akcyjny Bank Handlowy, Giełda Zbożowa i Towarowa - objaśniał cierpliwie Jakub. - Nic tak ślicznie nie komponuje się na zdjęciu jak dzieci z laleczkami, a na drugim planie brzuchaci faceci we frakach i cylindrach. To skomplikowane przedsięwzięcie.
- Patrzył na zasłuchanego inspektora. - Przyjechały zespoły z całego świata. Spójrz tylko! Ci w czarnych trumiennych garniturach to Włosi, a tu z lewej przebrani za torreadorów stoją Hiszpanie.
- Daję słowo, że bycze mordy! A ten facet w masce i pelerynie to kto?
- Bądź łaskaw i nie przerywaj! - upomniał go Stern.
- To jest Japonka w kimonie z teatrzykiem cieni, a ci w czerwonych turbanach za nią to właśnie aktorska trupa z Indii. Ten facet, o którego pytasz, to... - i nie wiedząc, co odpowiedzieć, Stern wcisnął inspektorowi do ręki program. - Co ci będę gadał, masz i sam na spokojnie sobie poczytaj.
Zięba wziął kolorowy folder i zaczął go oglądać. Wyginał go na wszystkie strony, pocierał palcami, a nawet wąchał drukarską farbę, jakby trzymał dowód w sprawie.
- Daj sobie spokój, zwariowałeś?! Dzisiaj wieczorem w teatrze przy Rutowskiego ma być wystawionych sześć przedstawień. Przepraszam, pięć - poprawił się szybko - bo skoro księżniczka Shishi znikła, występ maharadży jest niemożliwy. W niedzielę zaś publiczność zobaczy trzy finałowe sztuki. Na zakończenie po występach lalkarzy zaplanowano uroczystą galę i konkurs na najpiękniejszą marionetkę. A teraz spójrz! To najważniejsze zdjęcie z George’a: scena w lustrzanej sali. Poznajesz? Ten facet w meloniku wyglądający jak Charlie Chaplin to wiceprezydent Ostrowski. On otwierał festiwal. Z jego lewej strony, przy oknie stoi tłumaczka. Na prawo widać siedzącą na tronie marionetkę, to właśnie twoja księżniczka Shishi. Ubrana była w pomarańczowe sari. Miała naturalne dziecięce włosy zaplecione w warkoczyki. Jej głowę ozdabiał też diadem wart pewnie tyle, ile twoje roczne...
Zięba, słysząc to, zagwizdał z przejęcia.
- To najważniejsza lalka festiwalu. Własność rodowa, a jej rolę mogą odgrywać jedynie chłopcy. Miał jej udzielić głosu miody maharadża ze starożytnego rodu Scindia. Nie wiem, dlaczego ci to mówię. Powinienem raczej spuścić cię ze schodów.
Zięba zrobił pokorną minę. Wiedza Sterna, jaką ten posiadł rano w ekspresowym tempie od redaktorki Halinki, imponowała mu. Sam poruszał się w tym temacie jak ślepiec. Odsunął zdjęcia, otworzył program i gapił się przez moment na rysunek z kolorowymi laleczkami.
- Nie wiesz, dlaczego nie chcieli zdeponować tych pieprzonych lalek w hotelowym sejfie? Może to jakiś ichni podstęp? - zadał dziennikarzowi następne pytanie.
Stern stał teraz przy oknie, patrząc na szczyt wieży ratuszowej, na której łopotała biało-czerwona flaga.
- Mówisz „pieprzone lalki”? - zaczął kolejny wykład. - I tu się, szanowny panie inspektorze, mylisz, bo te kukiełki są dla nich ważniejsze niż dzieci. Dowiedziałem się, że hinduscy aktorzy nigdy się z nimi nie rozstają. Wyobraź sobie, że niektóre mają po kilkaset lat. Grały te same przedstawienia, gdy Jan Kazimierz składał śluby lwowskie, a Kościuszko walczył pod Racławicami. Czy wiesz, że mały maharadża Scindia będzie w swym kraju po powrocie wyklęty?
Zięba zgasił w popielniczce niedopałek. Wstał i ze zdjęciem Shishi podszedł do okna.
- Maharadża?
- Ich wielki król odarty we Lwowie ze czci i złudzeń.
- Po co komuś taki śmierdzący geszeft? - Inspektor odwrócił się do Sterna i na nowo włożył ciemne okulary. Wyglądał teraz, wypisz, wymaluj, jak Alphonse Gabriel „Al” Capone.
- To ja się ciebie pytam! - rzucił dziennikarz, zbierając z biurka notatki i dając do zrozumienia Ziębie, że zamierza wyjść na kolegium. - Ja się ciebie pytam. A może tu wcale nie chodzi o pieniądze?
- Tylko o co?
- Kiedy wynosiliście ciało z willi przy Zielonej, nie zauważyłeś w środku niczego niezwykłego?
- Czego? - Inspektor spojrzał na niego nieufnie znad okularów.
- Jakichś śladów, pozostawionych rzeczy...? - podpowiedział Stern, podchodząc do drzwi.
- Gdzież tam. Porządek był aż miło. W środku dywan wytrzepany, kurze pościerane, spokój i nuda okropna. Tylko ten cholerny trup w szafie psuł wszystko.
- Sylwester Trauder, dyrektor Teatru Pod Samowarem?!
Policjant spojrzał z niechęcią na dziennikarza.
- A więc już wiesz?
- Wiem.
- Wilga? Nie musisz udawać. Doniesiono mi, że kręciła się w środę pod prosektorium. Wiem też, że byłeś z nią i jeszcze jakimś wąsatym grubasem na Zielonej. Mój technik to bystry facet i zebrał sporo śladów.
Co byś zrobił, wesołku, gdybym całą waszą trójkę włączył do śledztwa? Jesteś z zawodu prawnikiem i wiesz, że stosowny paragraf się znajdzie. Mina ci zrzedła?
- Napiszesz komendantowi w raporcie, jaka rozgarnięta jest policja?
Po tej ripoście inspektor wstał i spojrzał wściekle na redaktora.
- Å propos - ciągnął Stern zarozumiałym tonem.
- Czy udało ci się ustalić, jak Trauder dostał się do pustej willi? Chyba nie powiesz, że został zaskoczony przez zazdrosną żonę?
Zięba przełknął kąśliwą uwagę.
- Masz chyba jeszcze trochę oleju w głowie, by sprawę Traudera zostawić fachowcom - odpowiedział.
- A kim są według ciebie ci fachowcy? - Jakub spojrzał spode łba.
- Ja i doktor Wawdysz.
- Wawdysz?
- Tak. Pochwalił się, że poznał cię niedawno w Kul- parkowie. Prosił nawet, bym cię uprzejmie pozdrowił.
Po tej ripoście Stern zacisnął zęby.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Jak Trauder dostał się do domu inżyniera Guta?
- Na to musisz sobie sam odpowiedzieć - rzucił inspektor i otworzył drzwi, wypuszczając przed sobą dziennikarza.
- Może miał przyjaciela, który czekał na niego z kolacją? - dopytywał się Stern.
- A może miał komuś oddać pieniążki i ten ktoś okropnie się na nim zawiódł? Inżynier Ksawery Gut powiedział, że mieszkanie wynajmował Konrad Re- walski. Znałeś go. Obsługiwał przecież w banku dwa bardzo ważne konta: twoje i twojej żony.
Stern przystanął zaskoczony szyderstwem Zięby.
- No, ale obaj wiemy, że pieniążki nie są nieboszczykom potrzebne - zakończył inspektor i wyciągnął do Jakuba rękę.