Выбрать главу

- Przyszedłeś, Kuba, po dobrą radę? - zapytał wesoło.

- Zgadłeś, mam pewien zawodowy problem.

- Doskonale. Obaj wiemy, że problemy zbliżają ludzi - oznajmił Hillel i postawił na stoliku przed Sternem dwa kryształowe kieliszki i butelkę koszernej wódki z gorzelni Baczewskiego.

 Kiedy adwokat usłyszał nazwisko kasjera, natychmiast się ożywił.

-Mówisz: Konrad Rewalski? Pamiętam, naturalnie, że pamiętam. Szpakowaty, elegancki pan z równo podciętym wąsikiem. Pracował w ABH, w instytucji, która jako jedna z niewielu wyszła zwycięsko z powojennego kryzysu.

Jakub nieśmiało przytaknął, przypominając sobie jak przez mgłę sprawozdanie finansowe banku opisane w „Kurierze” przez Piotra Leyę.

- Miałem okazję go poznać. Czy ty wiesz, że obsługiwał rachunek hrabiny Swietłany Sołowiowej? Przez krótki czas byłem nawet ich pośrednikiem. To godny zaufania kasjer, mogę ci go ze spokojem polecić.

Adwokat nalał wódkę do kieliszków. Trącili się i wypili.

- Obawiam się, że to niemożliwe - powiedział Stern, chuchając w dłoń.

- Bo? - Samuel skopiował ruchy przyjaciela.

- Ktoś wysłał go na tamten świat. Przedwczoraj na Sieniawskiej trzy dziewczynki znalazły jego głowę w beczce z wodą.

Adwokat znieruchomiał. Mimo że Jakub raczył go od czasu do czasu makabrycznymi wiadomościami, tym razem nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Zapominając na moment o obecności Sterna, nalał sobie od razu do kieliszka wódki, szybko wypił i pokiwał głową.

- Czas chyba umierać. Twój świat wciąż zmienia się na gorsze.

Stern już zamierzał zapytać przyjaciela, co oznacza ta złośliwa uwaga, gdy Samuel jak automat powtórzył poprzednie ruchy i rzucił kieliszkiem o ścianę, wypowiadając w jidysz niezrozumiałe krótkie przekleństwo.

Jakub chętnie dołączyłby do tej demonstracji. Miał ku temu nie mniejsze powody. Przemógł się jednak, podszedł do przyjaciela i poklepał go po plecach.

- Nie będziesz się gniewał, jeśli zadam ci jeszcze jedno pytanie? - spytał i stanął przy oknie, wiedząc, że adwokat nie lubi się nad sobą rozczulać.

- Jeśli to takie ważne... - zaczął Samuel, zbierając z podłogi potłuczony kieliszek.

- Co twoim zdaniem może łączyć zwykłego kasjera z banku z marionetkami? I dlaczego właśnie on stał się ofiarą zagadkowego mordercy?

Samuel zaprotestował:

- Pan Konrad nie był zwyczajnym kasjerem, Boże broń! Mówię to z całą odpowiedzialnością. Był stałym klientem antykwariatów w pasażu Mikolascha, w dodatku był nieprzeciętnie oczytany i wyjątkowo zdolny.

- Zdolny? Do czego? - rzucił Jakub, gapiąc się z zainteresowaniem na dwie urodziwe dzierlatki rozmawiające o czymś po przeciwnej stronie ulicy i liżące gałkowe lody w waflach.

- Był zaufanym człowiekiem hrabiny, a to zupełnie zmienia postać rzeczy! - zauważył Hillel, nie reagując na ironię kolegi, i wyszedł wyrzucić pozbierane szkło do kosza. - Dostojewskiego i Gogola czytywał jak ty w oryginale - dodał po chwili. - A skoro nie żyje, z pewnością zabrał do grobu wiele ważnych tajemnic. Swietłana mogła mu je powierzyć. Za wschodnią granicą ciążył na niej wyrok. Rewalski to przybrane nazwisko. Nasz kasjer nazywał się naprawdę Reve, Konrad Abraham Reve. Jego rodzina pochodziła spod Tuluzy i prowadziła przed wojną w Rosji rozległe interesy, które zawiodły ją w końcu na Worku- tę. W kraju została tylko jego stara ciotka. „Reve”, jak wiesz, oznacza w języku Balzaka senne marzenie. Nasz Reve pisał pod pseudonimem REV Opublikował kilka niezłych sztuk scenicznych, układał też zabawne limeryki i choć daleko mu do Tuwima... - Hillel podszedł do półki z książkami. - Mam gdzieś tu jego tomik z dedykacją. - Wycelował palcem i wyjął zbiorek w marmurkowej okładce, z rysunkiem greckiej kolumny, na której siedziała napuszona sowa. - Jeśli chcesz, przejrzyj.

Jakub wziął z rąk kolegi cieniutki zbiorek i zaczął go kartkować.

- A więc nasz REV publikował w „Morgen” i we lwowskiej „Chwili”. Jego kolegami byli poeci Szynel i Altstaedter. Dziś wydaje mi się to mniej śmieszne, ale dawniej, pod chajrem ze Świetlaną chętnie je czytywaliśmy. Przed śmiercią Świetlana Sołowiowa spotykała się ze swoim „marzeniem” kilkakrotnie. Nie uczestniczyłem w tych rozmowach, lecz wspominała, że pan Konrad miał złożyć jakiś ważny jej dokument w bankowym depozycie. Dla mnie przygotowała osobne instrukcje, które zapisała w swoim testamencie.

- Hillel zamilkł. Skubał niespokojnie bródkę, podobny do przydrożnego świątka, i przyglądał się Sternowi, który, patrząc na jakiś wiersz, zastanawiał się, czy powiedzieć koledze o swoim odkryciu. - Przepraszam - powiedział wreszcie. - Kto wpada w gniew, łatwo dopuszcza się bałwochwalstwa! - stwierdził i wyjął z kredensu nowy kieliszek. - Twój kasjer potrafił złamać serca wielu kobiet i... mężczyzn. Hrabina również była czuła na jego względy. Ale zastrzegam, to nie są wiadomości dla twojej gazety!

- Mówiłeś, że hrabina poznała kiedyś bożyszcze kobiet Iwana Siergiejewicza Turgieniewa?

- Nie zaprzeczam.

- Podobno sama śpiewała romanse?

- Zgadza się, Kuba. I co się z nią porobiło na starość?

- Nabawiła się gruźlicy, a mieszkanie przy Pijarów, z widokiem na cmentarz, zamieniło się w jej więzienie - dopowiedział za niego Stern i odstawił tomik Rewalskiego na półkę.

Hillel napełnił kieliszki. Bez słowa trącili się i wypili.

- Po co dzieci bankierów i prezesów giełd bawią się w teatrzyk? - zapytał Stern, zmieniając temat.

- Jeśli ma się pieniądze, prawdziwe pieniądze, poszukuje się, Kuba, czegoś innego.

- Czego?

- Może idei? Ten zwariowany świat nie głaszcze nas po głowach, więc młodzi wybrali ucieczkę w sztukę, gdzie...

- ...zamiast szalonego kaprala z wąsikami stoi na mównicy bohaterski i przystojny porucznik.

Samuel uśmiechnął się cierpko.

- To rodzaj ekskluzywnej zabawy. Obawiam się, że trudno ją na trzeźwo zrozumieć.

Jakub miał właśnie zamiar powiedzieć Samuelowi o pamiętniku Sołowiowej, lecz adwokat przyłożył palec do ust i wyszedł po coś do kuchni. Przyniósł stamtąd na dwóch talerzach przyprawione cukrem i śmietaną latkes, ziemniaczane placuszki. Położył je na stole, a obok nich dwie serwetki i sztućce. Potem otworzył następną koszerną butelkę z niekończących się zapasów.

- Teraz proponuję zacząć naszą rozmowę od nowa!

- Nalał wódkę do kieliszków w takim tempie, jakby chciał Jakuba upić.

- Wypijmy pod ideę. - Stern stuknął się z Samuelem. - Na zdrowie!

- Lechaim, pod naszą ideę! - odpowiedział udobruchany adwokat.

Szybko skończyli nową butelkę. Jakub nie poruszył już ważnego tematu, z którym przyszedł. Rozmawiali za to o ambitnych planach rady miasta, o budowie nowych dzielnic mieszkaniowych, o nowej zajezdni tramwajowej i pływalni na Zamarstynowie.

Na koniec Samuel nalał koledze w korytarzu roz- chodniaczka. Jakub wypił i kiedy zbierał się do wyjścia, dojrzał przez otwarte drzwi w bibliotece rozstawioną na okrągłym stoliku szachownicę. Był już nieźle wstawiony, gdy próbował rozwikłać partię.

- Nie wiedziałem, że masz partnera - zapytał, z trudem zdejmując kapelusz z wieszaka.

- Partner jest przewidywalny - powiedział Hillel flegmatycznie, otwierając drzwi na klatkę schodową - i dawno by już mnie znudził.

- Nie rozumiem.

- Ależ to proste! Od miesiąca gram z sobą tę samą partię. Białe są w przewadze punktowej, za to czarne mają przewagę pola. Mam mnóstwo czasu, nie gorączkuję się i spokojnie obmyślam ostateczne posunięcie.

Kiedy Stern był na półpiętrze, adwokat krzyknął za nim basem, że jeśli dowie się czegoś w sprawie Reve’a i marionetek, zadzwoni do redakcji.