– Dlaczego? Ekscytuje cię manipulowanie ludźmi?
Zmrużył oczy.
– Chcę cię odzyskać, pedhi mou. Bardzo żałuję bólu, który ci sprawiłem.
– Myślałbyś to samo, gdybym była w ciąży? – Maddie usłyszała, jak te słowa opuszczają jej usta, zanim zdążyła je powstrzymać.
Nastąpiła przerażająca cisza. Wbiła paznokcie w dłoń.
Na jego twarzy pojawił się kamienny wyraz. Zmrużone oczy zmieniły się w małe punkciki.
– A jesteś?
To jedno zdanie i jego znaczenie dotarły do niej błyskawicznie. Poczuła, jak ogarniają lodowaty chłód.
– Nie – usłyszała siebie samą, jak mu odpowiada, ukrywając uczucia za dumą, której resztki zdołała zebrać.
Tylko żelazna samodyscyplina sprawiła, że Giannis nie zaklął. Co za pytanie! Konsekwencje takiego rozwoju sprawy wstrząsnęłyby podstawami jego świata. Dlaczego do diabła mu je zadała? Jakie to było głupie, jak kompletnie pozbawione smaku!
Maddie nienawidziła go w tej chwili. Chciała położyć dłonie ochronnym gestem na jeszcze płaskim brzuchu. Chciała krzyknąć, że jej dziecko będzie z nią bezpieczne i nigdy, przenigdy nie będzie potrzebowało takiego egoistycznego i bezwzględnego ojca. Zamiast tego powiedziała tylko:
– Chciałabym wrócić do pracy. Proszę, nie kontaktuj się więcej ze mną.
– Jak długo masz zamiar się tak zachowywać? – warknął Giannis z rosnącym zniecierpliwieniem. Znowu zachowywała się inaczej niż jej poprzedniczki. – Wracam do Londynu najwcześniej za dwa tygodnie.
Maddie roześmiała się ponuro.
– Dlaczego mi to mówisz? Nie słyszałeś, co powiedziałam? Proszę, żebyś zostawił mnie w spokoju.
Zanim zdążyła zorientować się, co się święci, Giannis podszedł do niej, chwycił za ręce i pocałował, zostawiając ją bez tchu.
– Nie rozmawiajmy – szepnął błagalnie. – Chodźmy do mojego apartamentu.
Maddie z najwyższym wysiłkiem oderwała się od niego. Jeszcze chwila i nie miałaby na to sił. Była zwykłą ladacznicą, pomyślała z pogardą. Wystarczył jeden namiętny pocałunek i całe jej ciało topniało i drżało w jego ramionach.
– Nie. Ja…
Giannis chwycił ją za nadgarstek.
– Co mam zrobić? Błagać cię? Maddie wyrwała rękę i cofnęła się o krok.
– Jesteś zaręczony…
– To tylko interesy… A ty jesteś przyjemnością – mruknął Giannis chrapliwie.
Maddie uniosła głowę i wyprostowała ramiona.
– Ale ja już nie chcę z tobą być. Nie jesteś dla mnie odpowiednim mężczyzną.
– Na świecie nie ma zbyt wielu staroświeckich bohaterów. – Jego oczy zalśniły wyzywająco.
Maddie drżała.
– Może i nie… Ale jestem pewna, że znajdzie się kilku przyzwoitych, godnych zaufania facetów. Może któryś z nich będzie miał zasady i nie będzie uważał, że pieniądze dają mu prawo do robienia wszystkiego, co tylko zapragnie. Któregoś dnia spotkam kogoś, kogo będę szanować, i uwierz mi, to nie będziesz ty!
Giannis znieruchomiał. Nie był przyzwyczajony do tego, żeby go obrażano.
– Bez względu na to, co myślisz, nauczysz się mnie szanować. Mogę poczekać. Będę cierpliwy. W końcu zawsze dostaję to, czego chcę.
– Ale ja nigdy już z tobą nie będę – przysięgła Maddie. – A teraz wracam do pracy.
Wróciła do archiwum w piwnicy. Przez kilka minut wpatrywała się przed siebie. Czuła zimno, na zewnątrz i w środku. Była kompletnie rozdarta. Nienawidziła go i jednocześnie pragnęła. Teraz jednak poczuła, jak ogarniają strach. Jak długo będzie w stanie opierać się jego determinacji?
Może powinna zmienić swoje życie. W Londynie nie miała nikogo i było to bardzo drogie miasto. Gdyby wyprowadziła się teraz, mogłaby zacząć wszystko od nowa przed urodzeniem dziecka. Na koncie nie miała dużo, ale miała lokatę, tysiąc pięćset funtów, które zostawiła jej babcia. To powinno pokryć koszty przeprowadzki.
Tego wieczoru Maddie zaczęła przeglądać rzeczy i dzielić na te, które nadawały się do oddania, i te, które będzie musiała wyrzucić. Mało bagażu ułatwi jej podróż.
Myślałbyś tak samo, gdybym była w ciąży?
To był krzyk desperacji, przyznał Giannis. To był test, którego nie zdał. Zanim poznał Madeleine Conway, był przekonany, że luksusowe życie i ekstrawaganckie podarki wystarczą, żeby skusić każdą kobietę. Maddie jednak była inna. Pragnęła kogoś, kto zapewni jej bezpieczeństwo, na kim będzie mogła polegać w każdej sytuacji. Oczekiwała uczciwej odpowiedzi. On z kolei zawsze unikał takich rozmów. Rzucał kobiety, zanim zaczynały zadawać takie pytania. Maddie była jednak klasą sama w sobie. Chciała usłyszeć, że bez względu na wszystko zajmie się nią. Niestety miał za mało czasu, żeby domyślić się, że tylko szczerość dałaby mu u niej szansę.
– Panie Petrakos…? – mruknął jeden z greckich członków zarządu. Cisza przedłużała się i wszyscy siedzący wokół stołu zaczynali robić się nerwowi.
Giannis rzucił mężczyźnie stalowe spojrzenie.
– Proszę mi nie przerywać. Myślę.
W jaką grę grała Maddie? Skąd brała odwagę, żeby mówić mu, że nie jest uczciwy, nie ma honoru, nie jest wart jej szacunku? Tylko największy stres mógł ją skłonić do takich oskarżeń. Powinna mieć na tyle rozumu, żeby wiedzieć, że dla tak bogatego człowieka nieślubne dziecko mogło stanowić bombę z opóźnionym zapłonem. Teraz nie chciał mieć dzieci, ale kto wie, co będzie w przyszłości? Pozostawała wtedy kwestia dziedziczenia…
Nagle przed jego oczami pojawił się obraz rozpuszczonej dziewczynki ze znudzonym wyrazem twarzy, uśmiechającej się tylko, kiedy patrzyła w lustro. Po niej oczami wyobraźni ujrzał syna-ignoranta, nudzącego się jak Krista, kiedy wokół niej toczyła się jakaś rozmowa. Jeśli jej geny przeważą, to co stanie się z imperium Petrakosów w następnym pokoleniu? Giannis nie zdołał powstrzymać dreszczu. W tym momencie uświadomił sobie, że nie ożeni się z Kristą. Nie był w stanie zrozumieć, dlaczego kiedykolwiek mógł tego chcieć.
Czterdzieści osiem godzin później Giannis poleciał do Paryża zerwać zaręczyny. Od momentu, w którym ofiarował jej pierścionek, Krista korzystała ze wszystkich jego posiadłości i aktualnie przebywała w jego apartamencie w stolicy Francji. Nie uprzedził jej o swojej wizycie i kiedy wszedł do holu, zastał ją krzyczącą na pokojówkę.
– Giannis…-Na jej idealnych policzkach wystąpiły plamy. Krista oddaliła zapłakaną dziewczynę władczym gestem dłoni i odwróciła się do niego, jak gdyby nigdy nic.
– Jakieś problemy? – spytał Giannis.
Krista poskarżyła się, że przez jego rzadkie bywanie w posiadłościach służba się rozleniwiła. Rzuciła mu szeroki uśmiech ukazujący jej perłowobiałe, idealne zęby. Na Giannisie nie zrobiła jednak wrażenia. Przypomniał sobie swoją zmarłą matkę, która pod wpływem narkotyków dręczyła służbę niekończącymi się awanturami. Przypomniał sobie również uprzejmość, z jaką Maddie odnosiła się do jego służby w Maroku. Milczał jednak, chcąc jak najszybciej przeprowadzić to, po co tu przyjechał. W dużym, jasnym gabinecie powiedział Kriście tak delikatnie, jak potrafił, że nie chce już się z nią ożenić.
– Nie myślisz tak naprawdę… To przygotowania przedślubne tak na ciebie wpływają – powiedziała Krista.
– To moja wina. Nie jestem gotowy na tak poważny związek – odparł Giannis.
– Ale ślub ze mną nic nie zmieni w twoim życiu! – Krista wydęła wargi. – Giannis… Wiem, że kochasz wolność. Jesteś mężczyzną z rodu Petrakosów. Bycie kobieciarzem jest w twojej naturze.
– Przykro mi. Z naszymi zaręczynami koniec.