Выбрать главу

Wydęłam wargi i dmuchnęłam mu w twarz.

– Fuu! – wyrzuciłam z siebie. Czułam się bardzo skrępowana. Rozejrzałam się wokół, przestałam blokować swój umysł i skupiłam się na myślach gości „Fangtasii”. – Ależ nudno – wyrwało mi się po chwili. – Ci ludzie są okropnie nudni.

– Naprawdę, Sookie? O czym myślą? – Ulgą było słyszeć głos Billa, mimo iż osobliwie zmieniony.

– O seksie, seksie i seksie. – To właśnie mnie uderzyło. Dosłownie każda osoba w tym barze miała głowę niemal całkowicie wypełnioną erotyką. Nawet turyści, którzy przeważnie nie pragnęli uprawiać seksu z wampirami, myśleli o miłośnikach kłów… uprawiających seks z wampirami.

– A o czym ty myślisz, Sookie?

– Nie o seksie – odparowałam natychmiast i zgodnie z prawdą. Sekundę później ogarnęła mnie nieprzyjemna, szokująca myśl.

– Doprawdy?

– Zastanawiałam się akurat, jak dużą mamy szansę wyjścia stąd bez kłopotów.

– Skąd w tobie ten niepokój?

– Ponieważ jeden z turystów jest tajniakiem. Poszedł teraz do toalety i zauważył wampira, który ssie szyję pewnej miłośniczki kłów. Już zawiadomił przez radio policję.

– Wychodzimy – oznajmił bez wahania Bill. Bez zwłoki ruszyliśmy do drzwi. Pam zniknęła, lecz gdy mijaliśmy stolik Erica, Bill dał mu jakiś znak. Eric podniósł się spokojnie, w pełni wyprostował i poszedł do wyjścia. Był od nas wyższy, miał dłuższe nogi, toteż dotarł tam wcześniej. Wychodząc, położył dłoń na ramieniu bramkarki i pociągnął dziewczynę na zewnątrz.

Niemal w progu przypomniałam sobie barmana imieniem Długi Cień, który tak chętnie odpowiadał na moje pytania, toteż odwróciłam się ku niemu i dźgnęłam palcem w kierunku drzwi, niedwuznacznie mu sugerując, że powinien uciekać. Spojrzał tak zatrwożony, jak tylko może spojrzeć wampir. Bill szarpnął mnie przez dwuskrzydłowe drzwi, ale kątem oka dostrzegłam, że Indianin także rzuca się do wyjścia.

Znaleźliśmy się na dworze. Eric czekał przez swoim aucie. Była to (oczywiście!) corvetta.

– Zawiadomiono policję – poinformował go Bill.

– Skąd wiesz?

Bill milczał.

– To ja – bąknęłam, wybawiając go z opresji. – Wielkie niebieskie tęczówki szeroko otwartych oczu Erica świeciły nawet w mroku parkingu. Musiałam mu wyjaśnić. – Odczytałam myśli jednego tajniaka – szepnęłam. Sprawdziłam szybko, jak Eric to przyjął. Zagapił się na mnie w ten sam sposób, w jaki przyglądały mi się wampiry z Monroe. Zamyślony. Głodny.

– Interesujące – odparł. – Miałem kiedyś psychikę. To było niewiarygodne.

– Dla psychiki również? – Mój ton wypadł bardziej cierpko, niż sobie zamierzyłam.

Usłyszałam, że Bill nerwowo wciąga oddech.

Eric wszakże się roześmiał.

– Przez jakiś czas – odparł niejasno.

Z oddali dotarły do nas odgłosy syren. Eric i bramkarka bez słowa wślizgnęli się do corvetty i odjechali w noc; dziwnym trafem samochód wampira wydawał się cichszy niż inne pojazdy. Bill i ja zapięliśmy pasy, po czym pospiesznie opuściliśmy parking, umykając przed wjeżdżającą od drugiej strony policją. Policjanci mieli wampirzą furgonetkę – specjalny więzienny pojazd transportowy ze srebrnymi kratami. Kierowali nią dwaj funkcjonariusze w wydziału do spraw wampirów, którzy przed „Fangtasią” wyskoczyli z auta i dotarli do drzwi klubu z niewyobrażalną dla mnie prędkością.

Przejechaliśmy kilka przecznic, gdy nagle Bill zjechał na parking następnego, zaciemnionego centrum handlowego.

– Co…? – zaczęłam, lecz przerwałam, gdyż zanim skończyłam zdanie, Bill odpiął mój pas, odsunął w tył moje siedzenie i objął mnie. Przestraszona, że się na mnie rozgniewał, początkowo go odepchnęłam, ale równie dobrze mogłabym odpychać wrośnięte w ziemię drzewo. Nagle usta wampira odnalazły moje i już wiedziałam, co się dzieje.

O rany, ależ Bill potrafił całować. Może mieliśmy problemy z porozumieniem w pewnych sferach, na pewno jednak nie w tej. Całowaliśmy się chyba z pięć minut. Czułam fale przyjemności ogarniające moje ciało. Mimo iż niewygodnie siedziało mi się na przednim siedzeniu, czułam się dobrze, szczególnie że Bill był równocześnie silny i delikatny. Ugryzłam go lekko, a on zamruczał jak kot.

– Sookie! – wychrypiał po chwili. Odsunęłam się od niego, może o centymetr. – Jeśli zrobisz to jeszcze raz, wezmę cię tutaj, czy tego chcesz, czy nie – oświadczył. Niestety, zupełnie nie rozumiałam, o co mu chodzi.

– A ty nie chcesz – szepnęłam w końcu, starając się nie mówić tonem pytającym.

– Ależ tak, chcę. – Chwycił moją rękę i pokazał mi.

Sekundę później oślepiło nas światło obracającego się koguta radiowozu.

– Policja – rzuciłam cicho. Ktoś wysiadł z samochodu patrolowego i ruszył ku oknu Billa. – Nie daj mu poznać, że jesteś wampirem, mój drogi – rzuciłam pospiesznie, obawiając się uprzedzonego funkcjonariusza, który wcześniej brał udział w obławie na „Fangtasię”. Choć do policji chętnie przyjmowano wampiry, w okolicy pozostało sporo uprzedzeń, szczególnie gdy chodziło o pary mieszane.

Mężczyzna mocno zastukał w okno.

Bill włączył silnik, po czym wcisnął guzik opuszczający szybę. Milczał jednak, toteż pojęłam, że nie zdołał ukryć kłów. Jeśli otworzy usta, od razu się wyda, że jest wampirem!

– Witam, panie policjancie – zagaiłam.

– Dobry wieczór – odparł dość grzecznym tonem funkcjonariusz. Pochylił się i zajrzał w okno. – Wiecie chyba, że wszystkie tutejsze sklepy są zamknięte, prawda?

– Tak, proszę pana.

– W takim razie muszę stwierdzić, że zapewne się tu zabawiacie. Nie przeszkadza mi to, radzę jednak pojechać do domu i tam robić tego rodzaju rzeczy.

– Pojedziemy. – Kiwnęłam głową niecierpliwie, Bill zaś sztywno pokiwał głową.

– Robimy nalot na bar kilka przecznic dalej – rzucił niedbale policjant. Widziałam jedynie część jego twarzy, ale podejrzewałam, że mamy do czynienia z krzepkim osobnikiem w średnim wieku. – Przyjechaliście może przypadkiem stamtąd?

– Nie – zapewniłam go.

– Z baru dla wampirów – podkreślił.

– Nie, nie byliśmy tam.

– Pozwoli panienka, że obejrzę sobie w świetle jej szyję.

– Proszę bardzo.

I, psiakość, oświetlił starą latarką najpierw moją szyję, potem Billa.

– W porządku, tylko sprawdzam. Możecie już jechać.

– Jedziemy.

Kolejne kiwnięcie Billa było jeszcze bardziej zdawkowe. Na oczach czekającego patrolowego przesunęłam siedzenie do przodu, zapięłam pas, a mój wampir wrzucił bieg i wycofał samochód.

Był naprawdę wściekły. Przez całą drogę do domu zachowywał ponure (tak mi się zdawało) milczenie, choć ja uważałam incydent z policjantem za zabawny.

Cieszyłam się, że Bill nie pozostaje obojętny na moje wdzięki. Zaczęłam mieć nadzieję, że pewnego dnia znów zechce mnie pocałować, może dłużej i żarliwiej, a może nawet… zdołamy się posunąć dalej? Usiłowałam nie rozbudzać w sobie nadziei. Cóż, istniało kilka rzeczy, których Bill o mnie nie wiedział… których nikt o mnie nie wiedział… z tego też względu zachowywałam ostrożność i starałam się trwać przy skromnych oczekiwaniach.

Mój wampir odwiózł mnie do babci, przed domem wysiadł, obszedł auto i otworzył mi drzwiczki. Aż uniosłam brwi ze zdziwienia. Nie skomentowałam tego jednak, gdyż nie mam zwyczaju przerywać czy lekceważyć niczyich aktów uprzejmości. Zakładałam, że Bill wie, iż posiadam ręce i dość rozumu, bym umiała sobie sama otworzyć drzwiczki. Kiedy wysiadłam, cofnął się.