Zdjęłam koszulę i podkoszulek, odłożyłam je, po czym zsunęłam majtki i rozpięłam biustonosz. Pies przyglądał mi się z wielką uwagą, kiedy wyjmowałam czystą koszulę nocną i szłam do łazienki wziąć prysznic.
Wyszłam czystsza i znacznie spokojniejsza.
Dean siedział w progu, zadarłszy głowę na bok.
– Aby się umyć, ludzie z przyjemnością wchodzą pod prysznic – wyjaśniłam mu. – Wiem, że psy tego nie robią. Jest to chyba wyłącznie ludzka rzecz. – Wyczyściłam zęby i włożyłam koszulę nocną. – Przygotowałeś się do snu, Dean? – W odpowiedzi pies wskoczył na łóżko, zakręcił się w kółko i umościł. – Hej! Zaczekaj chwilę! – Nie mogłam na to pozwolić. Babcia dostałaby szału, gdyby wiedziała, że w jej łóżku leży pies. Uważała, że świetnie mieć zwierzęta, o ile spędzają one noce na dworze. Ludzie wewnątrz, zwierzęta na zewnątrz – tak brzmiała jej zasada. No cóż, teraz miałam wampira na zewnątrz i owczarka szkockiego w swoim łóżku. – Schodzisz! – krzyknęłam i wskazałam przygotowany pled. Owczarek powoli, niechętnie, zeskoczył z łóżka. Usiadł na pledzie i przypatrzył mi się z wyrzutem. – Zostajesz tam – oświadczyłam surowo i położyłam się do łóżka.
Byłam bardzo zmęczona, ale dzięki psu moja nerwowość niemal ustąpiła. Chociaż nie wiem, jakiej pomocy oczekiwałam w razie wizyty intruza; nie mogłam przecież być pewna lojalności prawie obcego zwierzęcia. Tym niemniej jego obecność sprawiła, że poczułam ulgę i zaczęłam się relaksować. Już niemal zasypiałam, gdy odkryłam, że łóżko ugięło się pod ciężarem owczarka. Zwierzę polizało mi policzek długim językiem, po czym przytuliło się do mnie. Odwróciłam się i pogłaskałam go. Przyjemnie było mieć towarzysza.
Obudziłam się o świcie. Usłyszałam nerwowe ćwierkanie ptaków i pomyślałam, że pewnie zbliża się burza. Cudownie było leżeć w łóżku. Od przytulonego do mnie psa biło ciepło, które przenikało przez moją nocną koszulę. W nocy chyba zrobiło mi się za ciepło, bo odrzuciłam kołdrę. Sennym ruchem pogłaskałam zwierzę po głowie i zaczęłam gładzić jego futro, leniwie przesuwając palcami przez gęstą sierść. Owczarek przysunął się jeszcze bliżej, powąchał moją twarz i… otoczył mnie ramieniem…
Pies otoczył mnie ramieniem?!
Wyskoczyłam z łóżka i wrzasnęłam.
Leżący w moim łóżku Sam podparł się na łokciach i popatrzył na mnie z niejakim rozbawieniem.
– O mój Boże! Sam, skąd się tu wziąłeś? Co robisz w moim domu? Gdzie jest Dean? – Zakryłam twarz dłońmi i odwróciłam się plecami, ale oczywiście natychmiast zaczęłam podejrzewać prawdę.
– Hau – odparł mój szef w całkowicie ludzki sposób. Musiałam zaakceptować sytuację.
Odwróciłam się, by stawić mu czoło. Okropnie się gniewałam. Zaczęłam się obawiać, że zaraz wybuchnę.
– Oglądałeś, jak się rozbierałam ubiegłej nocy, ty… ty… przeklęty psie!
– Sookie – odparł poważnym tonem. – Posłuchaj mnie.
W tym momencie uderzyła mnie inna myśl.
– Och, Sam. Bill cię zabije. – Usiadłam w fotelu przy drzwiach do łazienki, postawiłam łokcie na kolanach i zwiesiłam głowę. – Och, nie – powiedziałam – Nie, nie, nie.
Mój szef klęknął przede mną. Miał takie same sztywne, czerwonozłote włosy na piersi jak na głowie. Od piersi ciągnęły się przez brzuch i w dół, ku… Znów zamknęłam oczy.
– Sookie, zmartwiła mnie informacja Arlene, że zostałaś zupełnie sama – zaczął.
– Nie wspomniała ci o Bubbie?
– O Bubbie?
– To wampir, którego Bill zostawił, by doglądał domu.
– Ach tak, coś mówiła. Chyba przypominał jej jakiegoś piosenkarza.
– No cóż, ma na imię Bubba. Sprawia mu przyjemność wysysanie krwi ze zwierząt.
Poczułam satysfakcję, widząc (przez palce), że Sam blednie.
– Niedobrze więc, że mnie wpuściłaś – bąknął w końcu.
Nagłe przypomniałam sobie jego „przebranie” z ubiegłej nocy.
– Kim jesteś, Sam? – spytałam.
– Cóż, potrafię zmieniać kształt. Myślę, że powinnaś się o tym dowiedzieć. Już najwyższy czas…
– Musiałeś mnie powiadomić właśnie w taki sposób?
– Faktycznie – przyznał, nieco zakłopotany. – Planowałem, że zanim otworzysz oczy, obudzę się i zniknę. Zaspałem niestety. Bieganie na czworakach strasznie męczy.
– Sądziłam, że człowiek może się zmienić jedynie w wilka.
– Nie ja. Ja potrafię zmienić się w cokolwiek.
Tak mnie zainteresował, że opuściłam ręce i spojrzałam na niego. Starałam się jednak patrzeć wyłącznie na jego twarz.
– Jak często? – spytałam. – Muszą być spełnione jakieś warunki?
– Tak, pełnia księżyca – wyjaśnił. – To znaczy, wtedy zmieniam się bez wysiłku. Innymi razy muszę chcieć… Wtedy jest trudniej i przygotowania trwają dłużej. Zamieniam się w zwierzę, które widziałem przed przemianą. Często mam więc na ławie książkę o psach, otwartą na zdjęciu owczarka szkockiego. Owczarki collie są duże, lecz nikogo nie przerażają.
– Więc mógłbyś zostać ptakiem?
– Tak, chociaż latanie jest bardzo trudne. Zawsze się boję, że się usmażę na linii wysokiego napięcia albo trzasnę w jakieś okno.
– Dlaczego? To znaczy… Dlaczego chciałeś, abym wiedziała?
– Zauważyłem, że nieźle przyjęłaś fakt, iż Bill jest wampirem. W sumie… chyba nawet znajdujesz przyjemność w jego inności. Pomyślałem zatem, że sprawdzę, jak sobie poradzisz z moim… problemem…
– Jednak twojego problemu – wtrąciłam, nieco odbiegając od tematu – nie można wyjaśnić wirusem! Chcę powiedzieć, że całkowicie się zmieniasz! – Milczał, patrząc na mnie bez słowa. Oczy miał teraz niebieskie, ale równie bystre i spostrzegawcze. – Umiejętność całkowitej zmiany kształtu jest zdecydowanie nadprzyrodzona. Jeśli coś takiego istnieje, może również legendy o innych stworzeniach są prawdziwe. Na przykład… – ciągnęłam powoli, ostrożnie -…że Bill wcale nie ma wirusa. Wampirem nie jest człowiek, który ma po prostu alergię na srebro, czosnek czy światło słoneczne… To kompletna bzdura, propaganda, można by rzec. Tego typu pogłoski rozprzestrzeniają same wampiry, gdyż sądzą, że jako chorzy zostaną prędzej zaakceptowani. Tak naprawdę jednak wampiry są… są naprawdę…
Rzuciłam się do łazienki i zwymiotowałam. Na szczęście trafiłam do muszli klozetowej.
– Tak – powiedział z progu smutnym głosem Sam.
– Przepraszam, Sookie. Niestety Bill nie ma żadnego wirusa. Jest naprawdę, naprawdę martwy.
Umyłam twarz i dwukrotnie wyszczotkowałam zęby. Usiadłam na krawędzi łóżka, zbyt zmęczona na jakiekolwiek działanie. Mój szef usiadł obok mnie. Otoczył mnie ramieniem dla pocieszenia, a ja po chwili przysunęłam się bliżej i wtuliłam policzek w zagłębienie przy jego szyi.
– Wiesz, słuchałam NPR – rzuciłam, z pozoru bez związku. – Nadawali program o kriogenice. Podobno wiele osób decyduje się zamrozić sobie tylko głowę, gdyż jest to znacznie tańsze od zamrożenia całego ciała.
– Hmm…?
– Zgadnij, jaką piosenkę zagrali na koniec?
– Jaką, Sookie?
– Połóż głowę na moim ramieniu.
Mój szef prychnął wesoło, po czym zaczął się skręcać ze śmiechu.
– Słuchaj, Sam – oświadczyłam, gdy ucichł. – Słyszałam, co powiedziałeś, muszę jednak omówić tę kwestię z Billem. Kocham go i jestem wobec niego lojalna. A nie ma go tutaj, by przedstawił mi swój punkt widzenia.