Выбрать главу

– Widzisz, Sookie – zaczął – nie oddzwoniłem, ponieważ chciałem powiedzieć ci osobiście, co się zdarzyło. – Jego twarz była kompletnie pozbawiona wyrazu. Gdybym musiała zgadywać, powiedziałabym, że Bill wygląda na dumnego z siebie.

Zamilkł i tylko badawczo mi się przyglądał, oceniając wzrokiem mój stan.

– Nie jest ze mną tak źle – wychrypiałam uprzejmie i wyciągnęłam do niego rękę. Pocałował ją, pieszcząc przez chwilę. Moje ciało zareagowało na niego lekkim podnieceniem. Wierzcie mi, nie wiedziałam, że w mojej obecnej sytuacji w ogóle jestem zdolna do takiej reakcji.

– Opowiedz mi, co ci zrobił – polecił.

– Dobrze, ale przysuń się do mnie. Mogę tylko szeptać, bo boli mnie gardło.

Przyciągnął krzesło do łóżka, opuścił poręcz i oparł podbródek na złożonych dłoniach. Jego twarz znalazła się zaledwie dziesięć centymetrów od mojej.

– Masz złamany nos – zauważył.

Potoczyłam oczyma.

– Cieszę się, że to dostrzegłeś – szepnęłam. – Przekażę mojej lekarce, gdy przyjdzie.

Zmrużył oczy.

– Nie staraj się odwracać mojej uwagi.

– Okej. Mam złamany nos, dwa żebra i obojczyk.

Bill postanowił obejrzeć mnie sobie dokładnie, odsunął więc kołdrę. Ogarnął mnie straszliwy wstyd. Miałam na sobie okropną, szpitalną koszulę, w sobie zaś wielką dawkę środków uspokajających, nie kąpałam się od jakiegoś czasu, moja cera przybrała szereg różnych odcieni, a włosy były rozczochrane…

– Chcę cię zabrać do domu – oświadczył, gdy już przesunął rękoma po całym moim ciele i drobiazgowo przebadał każde zadrapanie i przecięcie. Wampirzy znachor.

Dałam znak ręką, by się pochylił i przysunął ucho do moich warg.

– Nie – wydyszałam. Wskazałam na kroplówkę. Przypatrzył się jej z niejakim podejrzeniem, choć oczywiście musiał wiedzieć, co ma przed sobą.

– Mogę to wyjąć – powiedział. Gwałtownie potrząsnęłam głową. – Nie chcesz, żebym się tobą zajmował?

Prychnęłam ze złością, co cholernie zabolało.

Zrobiłam ręką znak pisania. Bill przeszukał szuflady, znajdując jakiś notes. Dziwnym trafem mój wampir miał pióro.

„Wypuszczą mnie ze szpitala jutro, o ile nie podniesie mi się gorączka” – napisałam.

– Kto cię odwiezie do domu? – spytał.

Znowu stał przy łóżku i patrzył na mnie z góry z surową dezaprobatą, niczym nauczyciel, którego najlepszy uczeń okazał się nagle śmierdzącym leniem.

„Każę im zadzwonić po Jasona albo do Charlsie Tooten” – napisałam. W innej sytuacji automatycznie wybrałabym Arlene.

– Będę tam o zmroku – odparł. Popatrzyłam w jego bladą twarz, w klarowne białka oczu, niemal lśniące w ciemnawym pokoju. – Uleczę cię – zaofiarował się. – Pozwól, że dam ci trochę mojej krwi. – Przypomniałam sobie swoje pojaśniałe włosy i własną podwójną siłę. Potrząsnęłam głową, – Dlaczego nie? – spytał, jakby podsuwał łyk wody spragnionej kobiecie, a ta mu odmówiła. Przemknęło mi przez myśl, że może zraniłam jego uczucia.

Wzięłam jego rękę, podniosłam do ust i lekko pocałowałam. Potem przyłożyłam ją sobie do zdrowszego policzka.

„Ludzie widzą, że się wtedy zmieniam” – napisałam po chwili. „Sama też zauważam te zmiany”.

Na moment skłonił głowę, po czym popatrzył na mnie ze smutkiem.

„Wiesz, co się stało?” – napisałam.

– Bubba opowiedział mi większą część zdarzeń – odrzekł. Na wspomnienie głupkowatego wampira zrobił przerażającą minę. – Resztę streścił mi Sam. Byłem też na posterunku i przeczytałem raporty policyjne.

„Andy pozwolił ci je przejrzeć?” – nabazgrałam.

– Cóż, wiedział, że tam jestem – odparł niedbale Bill.

Próbowałam sobie wyobrazić tę nocną wizytę i myśl o niej przyprawiła mnie o gęsią skórkę.

Posłałam mojemu wampirowi dezaprobujące spojrzenie.

„Mów, co się zdarzyło w Nowym Orleanie” – napisałam.

Znów ogarniała mnie senność.

– Musiałbym ci opowiedzieć co nieco o nas – odparł z wahaniem.

– No, no, no, tajemne, wampirze sprawki! – wykrakałam.

Tym razem Bill posłał mi ostrzegawcze spojrzenie.

– Jesteśmy całkiem dobrze zorganizowani – wyjaśnił. – Starałem się wymyślić coś, co zapewniłoby nam absolutne bezpieczeństwo i zniwelowało do zera zagrożenie ze strony Erica. – Odruchowo zerknęłam na wiązankę z dziwnym czerwonym kwiatem. – Wiem, że gdybym był osobą urzędową… tak jak Eric… trudniej byłoby mu ingerować w moje prywatne życie. – Popatrzyłam na niego zachęcająco. W każdym razie próbowałam tak spojrzeć. – Z tego też względu wziąłem udział w regionalnym zebraniu i chociaż nigdy szczególnie nie zajmowała mnie nasza polityka, kandydowałem na pewien urząd. W dodatku… dzięki wsparciu potężnego lobby… wygrałem!

Nie mógł mnie chyba bardziej zaskoczyć. Mój Bill został działaczem związkowym? Zastanowiłam się również nad określeniem „wsparcie potężnego lobby”. Czy to znaczyło, że pozabijał wszystkich rywali? A może kupił wyborcom po butelce krwi A Rh minus?

„Na czym będzie polegać twoja praca?” – napisałam powoli, wyobrażając sobie mojego wampira siedzącego na zebraniu. Spróbowałam spojrzeć na niego z dumą, gdyż najwyraźniej tego oczekiwał.

– Jestem oficerem śledczym Piątej Strefy – odparł. – Wyjaśnię ci, co to oznacza, gdy wrócisz do domu. Nie chcę cię teraz męczyć.

Kiwnęłam głową, posyłając mu promienny uśmiech. Miałam szczerą nadzieję, że nie przyjdzie mu do głowy pytać mnie, od kogo są te wszystkie kwiaty. Zastanowiłam się, czy powinnam wysłać Ericowi notkę z podziękowaniem. Zadałam też sobie pytanie, dlaczego myślę teraz o takich sprawach. Pewnie rozpraszało mnie lekarstwo przeciwbólowe.

Dałam znak Billowi, by przysunął się bliżej i po chwili jego twarz znalazła się na łóżku, tuż obok mojej.

– Nie zabijaj Rene – szepnęłam. – Patrzył na mnie zimno, zimniej, coraz zimniej. – Może już wykonałam całą robotę – ciągnęłam. – Facet leży na oddziale intensywnej terapii. Ale nawet jeśli przeżyje… cóż, dość tych morderstw. Rene odpowie za nie przed sądem. Nie ściągaj już na siebie żadnych podejrzeń. Pragnę spokoju… dla nas obojga. – Coraz trudniej było mi mówić. Wzięłam rękę Billa w obie swoje i znowu przyłożyłam ją sobie do mniej stłuczonego policzka. Nagle strasznie zatęskniłam za ciałem mojego wampira – tak bardzo, że poczułam dwa tęsknotę w postaci litej bryły tkwiącej w mojej piersi – i wyciągnęłam do niego ręce. Bill usiadł na krawędzi łóżka, pochylił się ku mnie i ostrożnie, bardzo ostrożnie objął mnie. Ciągnął mnie ku sobie powoli, centymetr po centymetrze, prawdopodobnie dając mi szansę powiedzenia mu, jeśli poczuję ból.

– Nie zabiję go – szepnął mi w końcu w samo ucho.

– Kochanie, tęskniłam za tobą – odparłam bardzo cicho, znając jego wyczulony słuch.

Usłyszałam dzikie westchnienie. Na moment zacisnął ręce na moich plecach, potem zaczął je delikatnie gładzić.

– Ciekaw jestem – powiedział – jak szybko zdołasz wrócić do zdrowia bez mojej pomocy.

– Och, postaram się jak najszybciej – szepnęłam. – założę się, że zaskoczę moją lekarkę.

Korytarzem nadbiegł owczarek szkocki, zajrzał w otwarte drzwi do mojej sali, szczeknął, po czym pokłusował dalej. Zdumiony Bill obrócił się i wyjrzał na korytarz. No tak, mieliśmy dziś pełnię księżyca, widziałam to przez okno. Dostrzegłam tam coś jeszcze. Czyjaś blada twarz wyłoniła się z mroku i przesunęła za szybą, przesłaniając mi na chwilę księżyc. Ładna twarz, okolona długimi złotymi włosami. Lecąc, wampir Eric uśmiechał się do mnie i stopniowo znikał mi z pola widzenia.

– Wkrótce wrócimy do normalności – powiedział Bill. Pomógł mi się położyć i poszedł wyłączyć światło w pokoju. Jarzył się w ciemnościach.

– Właśnie – odparłam szeptem. – Tak, wróćmy do normalności.

***