Ktoś j ą uprzedził i zadbał o niego. Poczuła się winna.
Nie otworzył oczu, ale się przywitał:
– Cześć, Claire.
– Hej. – Nie podchodziła i obserwowała go. Wydawał się dość spokojny, ale z Myrninem nigdy nic nie było wiadomo. – Jak się masz?
– Nudzę się – powiedział i parsknął śmiechem. – Nudzę się, nudzę, nudzę. Nie miałem pojęcia, że cela może być takim więzieniem.
Otworzył oczy. Źrenice miał bardzo rozszerzone. Spojrzenie zupełnie nie z tego świata, aż przeszły jej ciarki po plecach.
– Przyniosłaś mi coś do jedzenia? – spytał. – Coś soczyste go?
Zdecydowanie nie czuł się dobrze. Nie cierpiała, kiedy sit; taki robił – okrutny i leniwy, gotów powiedzieć czy zrobić wszystko. To było tak, jakby Myrnin, którego lubiła, po prostu znikał, pojawiała się jego mroczna, zła wersja.
Myrnin zsunął się z łóżka płynnym ruchem pozbawionego kości gada. Chwycił pręty i utkwił w Claire puste pojrzenie.
– Słodka, słodka Claire – mruknął. – Taka dzielna, że tu przychodzi. Chodź, Claire. Podejdź tu bliżej. Będziesz musiała, jeśli będziesz chciała pomóc.
Uśmiechnął się i chociaż nie pokazywał kłów, poczuła na karku oddech drapieżnika.
– Mam nowe lekarstwo – powiedziała. Wyjęła z plecaka buteleczkę z kryształkami. Na szczęście była plastikowa, więc mogła ją rzucić bez obawy, że się rozbije. Przerzuciła ją pod prętami celi. Buteleczka zatrzymała się przy stopie Myrnina. – Musisz je zażyć, Myrnin.
Nawet się nie schylił.
– Chyba nie podoba mi się twój ton. Nie będziesz mi rozkazywała, niewolnico. To ja rozkazuję tobie.
– Nie jestem twoją niewolnicą.
– Jesteś moją własnością.
Claire otworzyła plecak, wyjęła pistolet, który dostała od doktora Milesa, i strzeliła do niego.
Myrnin zatoczył się w tył, wpatrując we własny brzuch, i dotknął palcami żółtych piórek strzałki ze strzykawką.
– Ty mała suko – wycedził i usiadł na łóżku. Przewrócił oczami, kiedy lek zaczął działać, i się położył.
– Może i jestem suką, ale nie twoją własnością – powiedziała Claire. Nie ruszyła się z miejsca, w którym stała, i załadowała na wszelki wypadek drugą strzałkę. Patrzyła, jak przez chwilę jego mięśnie drżały, a potem się rozluźniły. – Myrnin?
Zamrugał i zobaczyła, że źrenice zaczynają mu się kurczyć do normalnej wielkości.
– Auć. – Wyciągnął sobie strzałkę z brzucha. Przyjrzał się jej z zaciekawieniem, a potem ostrożnie odłożył na bok. – Claire, mam wrażenie, że byłem… nieprzyjemny.
– Nie wiem. Dopiero co przyszłam. Hej, kto ci przyniósł te wszystkie rzeczy?
Myrnin rozejrzał się wkoło i zmarszczył brwi.
– Ja… Szczerze mówiąc, nie jestem do końca pewien. Chyba jedno z tych stworzeń Amelie – powiedział bez przekonania. – Przed chwilą byłem dla ciebie wredny, prawda?
– Trochę – przyznała. – No ale z drugiej strony, ja do ciebie strzeliłam.
– A, tak. Powiedz, czy z jakiegoś szczególnego powodu strzeliłaś mi w brzuch, a nie w klatkę piersiową.
– Mniej kości – powiedziała. – A poza tym ręce mi się trzęsły. Jak się teraz czujesz?
Westchnął i usiadł.
– Lepiej – powiedział. – Ale nie ufaj mi. Nie wiemy, jak długo to potrwa, prawda?
– Tak. – Claire odłożyła pistolet i podeszła bliżej krat. Ale nie tak blisko, żeby mógł ją chwycić.
– To nowa formuła kryształków? W postaci płynu?
Pokiwała głową.
– Mają silniejsze działanie, ale nie jestem pewna, czy będą działały tak samo długo. Twój organizm może szybciej je rozłożyć, więc musimy być ostrożni.
– Nastaw zegar – polecił. Spojrzał na siebie i roześmiał się cicho. – Moja mroczna strona ubiera się lepiej niż ja sam. – Wstał, sięgnął po ubrania złożone schludnie na stoliku obok łóżka i poluzował pasek szlafroka. Zawahał się, uśmiechnął i uniósł brwi. – Jeśli nie masz nic przeciwko temu, Claire…?
– Och. Przepraszam. – Claire się odwróciła. Nie lubiła mieć go za plecami, nawet przy zamkniętych drzwiach celi. Zachowywał się lepiej, kiedy wiedział, że ona patrzy. Skupiła się na niewyraźnym odbiciu jego sylwetki w ekranie telewizora, kiedy zdjął szlafrok i zaczął się ubierać. Niewiele widziała poza tym, że był bardzo blady. Kiedy już była pewna, że zapiął spodnie, obejrzała się za siebie. Stał plecami do niej i nie mogła się powstrzymać, żeby nie porównać go z jedynym mężczyzną, którego widziała rozebranego do pasa. Shane był szeroki w barach, umięśniony, silny. Myrnin wyglądał delikatnie, ale pod bladą skórą miał mięśnie wyrobione bardziej niż Shane, była tego pewna.
Myrnin odwrócił się, zapinając koszulę.
– Już od dawna żadna młoda dziewczyna nie przyglądała mi się z takim zainteresowaniem – powiedział. Odwróciła wzrok, czując, że rumieniec oblewa jej policzki i szyję. – Nic nie szkodzi, Claire. Nie czuję się urażony.
Odchrząknęła.
– Jakieś skutki uboczne ulepszonego leku?
– Ciepło mi – powiedział i się uśmiechnął. – To bardzo przyjemne.
– Za ciepło?
– Nie mam pojęcia. Od dawna nie czułem niczego takiego, więc nie jestem pewien, czy umiem zauważyć różnicę. – Chwycił kraty celi. – Jak długo zamierzasz czekać?
– Sprawdzimy, po jakim czasie lek przestanie działać, żeby wiedzieć dokładnie, na jak długo można cię bezpiecznie wypuścić.
– Ale przez cały czas pistolet ze strzałkami będziesz miała pod ręką, prawda? – Oparł się swobodnym gestem o kraty, elegancki i odprężony. W jego oczach nadal widziała nieco niepokojący błysk. – To o czym porozmawiamy? Jak ci idą studia, Claire?
Wzruszyła ramionami.
– No wiesz.
– Nadal są za łatwe, jak podejrzewam.
– Widzisz? Wiesz… – Claire się zawahała. – Mamy w mieście gości.
– Gości? – Myrnin nie wydawał się zainteresowany. – Czy koniec roku już blisko? Nie mam pojęcia dlaczego, u licha, Amelie toleruje te wszystkie ludzkie tradycje.
– Goście są wampirami.
Przez sekundę milczał, tylko na nią patrzył, a potem odezwał się ochrypłym głosem:
– Na miłość boską, kto to? – Zacisnął palce na kratach tak mocno, że się bała, że kości sobie połamie. – Kto?!
Nie spodziewała się takiej reakcji.
– Nazywa się Bishop – odparła. – Mówi, że jest ojcem Amelie…
Twarz Myrnina zbladła jak gipsowa maska.
– Bishop – powtórzył. – Bishop jest tutaj. Nie, to niemożliwe. – Odetchnął głęboko i powoli wypuścił powietrze. Rozluźnił chwyt na kratach. – Powiedziałaś: goście. W liczbie mnogiej.
– Przyjechały z nim dwa wampiry. Ysandre i François.
Myrnin zmełł pod nosem przekleństwo.
– Znam ich oboje. Co się wydarzyło od przyjazdu Bishopa? Co mówi Amelie?
– Powiedziała, że mamy się od niego trzymać z daleka. Sam i Oliver mówią tak samo.
– Wydał jakieś oświadczenie? Czy Amelie planuje jakieś uroczystości?
– Shane dostał zaproszenie – odparła. – Na jakiś bal. Mówi, że musi tam iść jako osoba towarzysząca Ysandre.
– Jezu – powiedział Myrnin. – Ona to robi. Uznaje jego status, wydając na jego cześć powitalną ucztę.
– A co to znaczy?
Myrnin załomotał nagle kratami.
– Wypuść mnie. Już!
– Ja… nie mogę, przykro mi. Wiesz, jak to działa. Za pierwszym razem, kiedy testujemy nową recepturę, musisz zostać…
– Już – warknął i w jego oczach pojawił się straszny błysk. – Claire, ty nie masz pojęcia, co tu się dzieje! Nie stać nas teraz na ostrożność.