Выбрать главу

– Ty – powiedziała i dźgnęła go palcem – ty, szanowny kolego, zrobisz sos.

– Chcesz, żebyśmy wszyscy zginęli, tak?

– Zamknij się. Ja przygotuję herbatniki i bekon. Michael… – Obejrzała się i spojrzała na niego wielkimi, ciemnymi oczami, które mocno podkreśliła czarnym eyelinerem, wyglądała jak postać anime. – Kawa. Będziesz naszą wtyczką. Wybacz.

– Okay, pójdę i zobaczę, co tam robią.

Obarczenie Michaela funkcją kelnera i szpiega wydawało się rozsądne, ale w efekcie śniadanie dla wampirów musieli przygotować we trójkę, a nikt z nich nie miał zadatków na mistrza patelni. Claire smażyła jajecznicę, Eve szeptem wściekle klęła tłuszcz, który wytapiał się z bekonu, a cokolwiek robił Shane, sosu do herbatników na pewno to nie przypominało.

– Mogę w czymś pomóc?

Wszyscy podskoczyli, a Claire odwróciła się gwałtownie w stronę drzwi.

– Mama! – Wiedziała, że w jej głosie słychać panikę. Zupełnie zapomniała o swoich rodzicach – przyjechali razem z Bishopem, a przyjaciele Bishopa zaprowadzili ich do mało używanej bawialni od frontu domu. Bishop zajął wygodniejszy pokój. Teraz jej matka stała w drzwiach kuchni, uśmiechała się nerwowym, niepewnym uśmiechem i wydawała się… bezradna, zmęczona.

– Proszę pani! – Eve położyła rękę na ramieniu pani Danvers skierowała ją w stronę stołu. – Nie, nie, my tylko… szykujemy coś do jedzenia. Nic pani nie jadła, prawda? A pan Danvers?

Jej matka – wyglądająca na swoje czterdzieści dwa lata, do których nie lubiła się przyznawać – była znużona, półprzytomna, rozkojarzona. I denerwowała się. Wokół jej oczu i ust widać było nowe zmarszczki, które Claire widziała po raz pierwszy. Wystraszyło ją to.

On… – Mama Claire zmarszczyła brwi, a potem oparła czoło na dłoni. – Och, głowa mnie boli. Przepraszam, co mówiłaś? Pytałam, gdzie pani mąż.

– Ja go znajdę – zaoferował się Michael. Wymknął się z kuchni z szybkością wampira, ale on przynajmniej był ich własnym wampirem. Eve usadziła mamę Claire przy stole, wymieniła z Claire bezradne spojrzenia i zaczęła nerwowo mówić długiej drodze samochodem do Morganville, o tym, jaka to miła niespodzianka, że się przeprowadzają do miasta i że Claire będzie się bardzo cieszyła, mając ich tak blisko. I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej.

Claire dalej bezmyślnie mieszała jajka na patelni. To się przecież nie mogło dziać naprawdę! Nie wierzę, że moi rodzice tu są. Nie teraz. Nie, gdy Bishop jest tutaj. Z którejkolwiek strony spojrzeć, to był koszmar.

– Może wam pomogę – zaproponowała mama bez większe go przekonania i zaczęła się podnosić. Eve zerknęła na Claire bezgłośnie rzuciła: „Powiedz coś!” Claire spróbowała mówić spokojnie.

– Nie, mamo. Nie trzeba. Zrobimy trochę więcej jedzenia, bo ty i tata też pewnie jesteście głodni? Poradzimy sobie, a ty odpoczywaj.

Mama, która zwykle w kuchni dostawała kota i próbowała dyrygować nawet gotowaniem wody, zrobiła taką minę, jakby jej ulżyło.

– Dobrze, kochanie. Jeśli będę mogła w czymś pomóc, to daj mi znać.

Drzwi do kuchni otworzyły się i stanął w nich Michael z ojcem Claire. O ile jej mama wyglądała na zmęczoną, to tata… był ogłupiały. Oszołomiony. Marszczył brwi i przyglądał się Michaelowi, jakby próbował zorientować się w sytuacji, ale nie mógł sobie tego wszystkiego poukładać.

– Co się tu dzieje? – warknął. – Ci ludzie tam…

– Rodzina – wyjaśnił Michael. – Z Europy. Przepraszam pana. Wiem, że chcieli państwo spędzić trochę czasu z Claire, ale może na razie powinniście wrócić do siebie i…

Przerwał, a potem obejrzał się, bo ktoś za nim stanął. Jakby za nim szedł.

– Nikt nigdzie nie idzie – powiedział drugi z towarzyszących Bishopowi wampirów. Facet. Uśmiechnął się. – Jedna wielka rodzina, prawda, Michael? Bo masz na imię Michael, prawda?

– A co, teraz już jesteśmy na ty? – Michael wprowadził tatę Claire do kuchni i zamknął wampirowi drzwi przed nosem.

– Dobra. Zabierzmy was stąd – powiedział do rodziców Claire i otworzył tylne drzwi, te, które wychodziły na podwórko za domem. – Gdzie wasz samochód? Od ulicy?

Noc wydawała się czarna, nawet księżyc nie świecił. Tata Claire znów spojrzał na Michaela niechętnie, a potem usiadł przy stole obok żony.

– Zamknij drzwi, synu – powiedział. – Nigdzie się nie wybieramy.

– Proszę pana…

Claire też spróbowała:

– Tato…

– Nie, kochanie, tutaj dzieje się coś dziwnego i ja nigdzie się stąd nie ruszam. Nie, dopóki nie przekonam się, że nic wam nie grozi. – Ojciec znów przeniósł pochmurne spojrzenie na Michaela. – Kim są ci twoi… krewni?

– Takimi krewnymi, do których nikt nie lubi się przyznawać – odparł Michael. – W każdej rodzinie tacy są. Ale przyjechali na krótko. Niedługo wyjadą.

– No to zostaniemy do ich wyjazdu – zapowiedział tata. Claire próbowała skupić się na jajecznicy. Ręce jej się trzęsły.

– Hej – szepnął Shane, nachylając się do niej blisko. – Wszystko w porządku. Nic nam nie będzie. – Był taki duży, silny. Stał obok niej i mieszał coś, co z całą pewnością nie przypominało sosu. Wiedziała to głównie dlatego, że Shane nie umiał ugotować nic oprócz chili. Ale przynajmniej próbował teraz czegoś nowego, co też chyba wskazywało, jak poważnie traktuje sytuację, w jakiej się znaleźli.

– Wiem – powiedziała Claire i z trudem przełknęła ślinę.

Shane przysunął się bliżej. Wiedziała, że gdyby nie miał zajętych rąk, objąłby ją. – Michael nie pozwoli im nas skrzywdzić.

– Nie słuchałeś? – Eve stanęła obok nich przy kuchence i szeptała gorączkowo. Spojrzała gniewnie na smażący się bekon. – On ich nie powstrzyma. W najlepszym razie, kiedy będzie próbował, narazi się na poważne niebezpieczeństwo. Może powinnaś jeszcze raz zadzwonić do Amelie i powiedzieć jej, żeby wreszcie ruszyła swój wszechpotężny tyłek i pofatygowała się tutaj.

– Tak, świetny pomysł, wkurzyć jedynego wampira, który może nam pomóc. Słuchaj, gdyby chcieli nas pozabijać, to wątpię, żeby najpierw zażyczyli sobie jajek – powiedział Shane. – Nie mówiąc już o herbatnikach. Jeśli ktoś prosi o herbatniki, to widać, że mimo wszystko uważa się za czyjegoś gościa. W sumie miał trochę racji. Ale Claire i tak drżały ręce.

– Claire, kochanie? – Znów głos jej mamy. Claire podskoczyła i o mały włos nie upuściła pełnej łyżki jajek na blat kuchenki. – Tamci ludzie. Co oni tu właściwie robią?

– Pan Bishop… Hm, on czeka na córkę, która ma tu po niego przyjechać. – To przecież nie było kłamstwo. Wcale a wcale.

Ojciec Claire wstał od stołu i podszedł do ekspresu do kawy. Nalał napar do dwóch kubków, jeden podał mamie Claire.

– Napij się, Kathy. Jesteś chyba zmęczona – powiedział.

W jego głosie pojawiła się łagodna nuta, która kazała Claire przyjrzeć mu się uważnie. Jej tata nie zaliczał się do przesadnie uczuciowych facetów, ale teraz minę miał zatroskaną, prawie tak samo jak jej mama. Tata wypił kawę jak wodę po skoszeniu trawnika. Mama nerwowo słodziła swoją i dolewała śmietanki, a potem zaczęła pić małymi łykami. Żadne z nich nie odezwało się ani słowem.

Michael zaniósł kawę wampirom. Kiedy wrócił, twarz miał prawie białą, znużoną, wyglądał gorzej niż w tych miesiącach, zanim został zamieniony w wampira. Claire próbowała sobie wyobrazić, co oni mogli mu takiego powiedzieć, że miał teraz taką minę, ale nic jej nie przychodziło do głowy. To musiało być coś złego. Nie, nie złego, strasznego.

– Michael? – odezwała się zdenerwowana Eve. Skinęła głową w stronę rodziców Claire. – Kawa jeszcze potrzebna?