Выбрать главу

– Karetka? – spytał Shane.

– Nie! Nie, nie mogę! – Miranda była rozgorączkowana. – Proszę, nie odsyłajcie mnie tam. Nie macie pojęcia, co oni mi zrobią… Ogień…

Eve zdołała utrzymać dziewczynę, chociaż Miranda ciskała się jak wariatka.

– Dobrze, nie wezwiemy karetki. Uspokój się. Shane…

Może zestaw pierwszej pomocy? Ręczniki i gorąca woda?

– Ja pomogę – powiedziała Claire i razem z Shane'em poszli do kuchni. Kiedy obejrzała się za siebie, zobaczyła, że Miranda przestała się wyrywać i leżała spokojnie w objęciach Eve. – Co jej się, u licha, stało?

– Morganville – odparł Shane i wzruszył ramionami. Ramieniem otworzył drzwi kuchni i ruszył prostu do szafki pod zlewem. Claire pomyślała, że zestaw pierwszej pomocy ciągle jest w użytku. Odkręciła gorącą wodę i zgarnęła kilka kuchennych ręczników.

Opatrywanie Mirandy okazało się nie takie trudne, jak Claire się spodziewała. Rozcięcie na głowie krwawiło silnie, ale było powierzchowne i Eve udało się opatrzyć je kilkoma plastrami.

Ale ugryzienia na szyi Mirandy wyglądały na świeże. Kiedy Eve ją o nie zapytała, Miranda zawstydziła się i podciągnęła wyżej kołnierzyk bluzki.

– To nie twoja sprawa – powiedziała.

– To Charles, prawda? – Eve nie tolerowała wampirów, które żerowały na nieletnich; z tego, czego zdołała dowiedzieć się Claire, wiele wampirów też tego nie tolerowało. Właściwie istniało prawo, które tego zabraniało. Zastanowiła się, czy Amelie wie o Charlesie i Mirandzie. Albo, czy ją to obchodzi. – Mir, nie możesz mu pozwalać, żeby tak na tobie żerował! Wiesz o tym!

– Był taki głodny – powiedziała Miranda i opuściła głowę. – Ja wiem. Ale to prawie nie bolało.

Claire zrobiło się niedobrze. Wymieniła szybkie spojrzenie z Shane'em.

– Facetowi dobrze by zrobił kołek – powiedział.

Miranda gwałtownie uniosła głowę.

– To nie jest śmieszne!

– A czy ja próbuję żartować? Miranda ten facet to pedofil.

Fakt, że tylko pije twoją krew, zamiast… – Shane urwał i wpatrzył się w nią. – Bo to jest zamiast, prawda?

Trudno było stwierdzić, czy Miranda zrozumiała, do czego zmierzał, ale Claire wydało się, że chyba tak, i dziewczyna musiała się poczuć głęboko zażenowana. Miranda spróbowała wstać z krzesła, na którym ją posadzili.

– Muszę iść do domu.

– Zaraz, zaraz, ledwie stoisz na nogach. – Eve udało jej się znów posadzić dziewczynę. – Claire, sprawdź, co z Michaelem. Zobacz, czy dobrze się czuje.

Innymi słowy Shane i Eve mieli zamiar zadać Mirandzie parę osobistych pytań. Claire skinęła głową i poszła na górę. Drzwi do łazienki były zamknięte. Cicho zapukała.

– Michael?

Brak odpowiedzi. Ujęła za klamkę. Zamknięte. Claire odwróciła się, bo wydawało jej się, że na korytarzu słyszy kroki, ale nikogo tam nie było. Nie usłyszała, jak otwierały się drzwi łazienki, ale kiedy znów spojrzała, były otwarte, a Michael stał o parę centymetrów od niej.

Cofnęła się niepewnie. Zamiast tylko się obmyć, wziął prysznic; wilgotne włosy wiły mu się i były ciemniejsze niż zwykle, opasał się w biodrach ręcznikiem. Widziała… o wiele więcej Michaela niż zwykle i była pod wrażeniem.

Claire cofnęła się, aż poczuła za plecami ścianę.

– Przepraszam – powiedział, ale chyba nie było mu specjalnie przykro. Wydawał się rozzłoszczony, zestresowany i niespokojny. – Ona tu nadal jest. – To nie było pytanie, ale Claire i tak pokiwała głową. – Nie może zostać. Musimy się jej stąd pozbyć.

– Ona chyba nie jest w stanie stąd iść – powiedziała Claire. – Chyba ma atak histerii. Shane i Eve…

– Ja nadal czuję zapach jej krwi – przerwał jej Michael. – Zmyłem ją z siebie. Zdjąłem ciuchy. Wziąłem prysznic. I nic z tego, nadal czuję… Ona musi stąd wyjść. Natychmiast.

– Co się z tobą dzieje? Ja myślałam, że ty… – Zawahała się, a potem udała, że coś pije z butelki.

– Owszem. – Michael potarł twarz obiema dłońmi. – Widocznie spaliłem to wszystko dziś w czasie występu. Claire, jestem głodny.

Wiele go musiały kosztować te słowa. Claire z trudem przełknęła ślinę i pokiwała głową.

– Zaczekaj tutaj.

Zeszła na dół, minęła Shane'a i Eve nadal pogrążonych w poważnej rozmowie z Miranda i poszła do kuchni. Z tyłu, na dolnej półce lodówki stało kilka butelek, które mogły być pełne piwa, ale nie były. Znalazła trzy. Złapała jedną, nie przyglądając jej się zbyt uważnie i mijając małą grupkę na parterze, postarała się, żeby butelka nie rzucała się w oczy. Nikt nie patrzył w jej stronę; zajęci byli własnymi sekretami.

Michael stał oparty o framugę drzwi łazienki, z założonymi rękami. Wyprostował się, kiedy zobaczył, co trzymała w ręku. W milczeniu – podała mu butelkę. Michael ani na chwilę nie odrywał oczu od Claire, kiedy kciukiem zdejmował kapsel i podnosił zimną butelkę do ust. Jej zawartość przelewała się bardziej jak syrop niż jak krew i Claire o mało się nie zakrztusiła.

A Michael faktycznie się zakrztusił. Ale przełknął. A potem wypił do dna.

Błękitne oczy na moment zabłysły czerwienią, a potem przybrały zwykły kolor.

Zobaczyła, że aż się wstrząsnął.

– Chyba nie zrobiłem tego przy tobie…

– Hm… owszem. Zrobiłeś. – I to zdecydowanie wyzywająco. Jakby chciał coś zaznaczyć. To wszystko było przerażające i wstrętne, ale jednak…

Ale jednak.

Michael otarł usta grzbietem dłoni, spojrzał na krew i podszedł do umywalki, żeby ją zmyć.

Patrzył na siebie w lustrze tak długo, że Claire myślała, że już zapomniał o jej obecności, ale potem powiedział:

– Dzięki.

Claire próbowała znaleźć słowa, które nie zabrzmiałyby kompletnie idiotycznie.

– Trochę obrzydliwa, prawda? Kiedy jest zimna? – Chyba jej się nie udało…

Na szczęście Michael z ulgą chwycił się liny ratunkowej jakiejkolwiek rozmowy po tej dziwnej scenie.

– Tak – powiedział. – Ale zaspokaja najgorszy głód. Tylko to się liczy. – Uważnie wypłukał butelkę, a potem odstawił ją i wziął głęboki oddech. – Ubiorę się. Wracam za sekundę.

Odprawiał ją, ale miło, więc Claire wzięła to za dobrą monetę i poszła z powrotem do salonu.

A tam Shane i Eve stali obok siebie i przechylając głowy pod identycznym kątem, wpatrywali się w coś.

– Co się dzieje? – szepnęła Claire.

– Ciii – syknęli Shane i Eve jednocześnie.

Bo Miranda mówiła coś niesamowicie monotonnym głosem i wyglądała… jak martwa. Jak nieprzytomna. Tyle że coś mówiła.

– Widzę ucztę – mówiła właśnie. – Tyle gniewu… Tyle kłamstw. Wszyscy martwi, chodzący umarli padają na ziemię. To się rozprzestrzenia. Wszystkich nas zabije.

Claire poczuła ukłucie niepokoju. Chodzący umarli padają na ziemię. To się rozprzestrzenia. Miranda już wcześniej miewała wizje, Claire o tym wiedziała. Między innymi dlatego Eve pozwalała jej czasami przychodzić. Czasem udawała, ale wiele razy były równie poważne jak atak serca i Claire przeczuwała, że ta też jest na serio.

Miranda mówiła o chorobie wampirów i o tym, że przenosi się na ludzi. Nie, to chyba niemożliwe. Czy to się może stać? Nie udało im się jeszcze nawet dowiedzieć, czym właściwie jest la choroba. Wiedzieli tylko, jak się objawia. Niszczyła zdrowie psychiczne wampirów, drążąc je stale tak, że nie byli w stanie funkcjonować.

Najpierw zanikała, jak u wszystkich wampirów z Morganville, zdolność reprodukcji, tworzenia nowych wampirów. Jedynie Amelie miała jeszcze dość siły, ale stworzenie Michaela o mało jej nie zniszczyło.

To się rozprzestrzenia. Claire pomyślała o wszystkich ludziach z Morganville, o wszystkich rodzinach, wszystkich młodych ludziach, którzy byli dziś wieczorem w kawiarni, i zrobiło jej się zimno i nieswojo.