– A więc ty i ja pogawędzimy sobie z Oliverem o tym, że wysyła do mojego domu swojego małego robala, żeby do mnie strzelał – powiedział. – Chyba nie będzie ci się to zbytnio podobało. Bo jestem pewien, żeby Oliver nie prosił cię, żebyś zrobił coś takiego.
– Michael… – odezwał się Shane. Zabrzmiało to jak ostrzeżenie. Claire obróciwszy się Zrozumiała powód – nadjeżdżał kolejny samochód, policyjny samochód z migającymi światłami. Zaparkował na podjeździe, blokując na wpół zdemolowany wóz Jasona. Od strony kierowcy wysiadł Richard Morrell ze strzelbą w ręku. Byli z nim posterunkowy Joe Hess i Travis Lowe, każdy z własnym rewolwerem w pogotowiu.
Jeszcze nigdy nie widział u tych trzech tak ponurych min, ale ucieszyła się ich przyjazdem – Przynajmniej oznaczało to, że ktoś wreszcie położy kres szalonemu zachowaniu Jasona. Michael miał rację, to się nie mogło dla niego dobrze skończyć, ale…
Richard Morrell uniósł strzelbę do ramienia. Mierzył do Michaela. Dwaj pozostali mężczyźni przystanęli i też złożyli się do strzału. Claire aż sapnęła.
– Z drogi – rozkazał posterunkowy Hesse Shane ' owi z ostrym ruchem głowy. Shane nie spierał się. Uniósł ręce i cofnął się. Michael obrócił się, zobaczył ze Policjanci do niego mierzą i zmarszczył brwi.
– Puść go, Michael – powiedział Travis Lowe. – Nie utrudniajmy sobie tego.
– O co chodzi?
– Po jednej rzeczy na raz. Wpierw wypuść dzieciaka.
Michael zabrał stopę. Jasson z trudem wstał, a potem próbował rzucić się do ucieczki. Richard Morrell westchnął, przekazał strzelbę Joemu Hessowi i rzucił się biegiem za nim. Chociaż Jason był szybki, Richard okazał się szybszy. Wpół drogi do ogrodzenia powalił go na ziemię w biegu. Przewrócił Jasona na plecy, skuł go z brutalną wprawą, szarpnięciem postawił i poprowadził do miejsca, gdzie dwaj pozostali policjanci trzymali Michaela na muszce.
– Co się dzieje? – powtórzył Michael. – On próbował porwać Claire, a wy zatrzymujecie mnie?! Dlaczego?
– Chronimy cię przed samym sobą – powiedział posterunkowy Hess. – Nic ci nie jest? Uspokoiłeś się?
Michael pokiwał głową. Hess opuścił lufę rewolweru, to samo zrobił Travis Lowe. Richard Morrell wsadził Jasona na tylne siedzenie policyjnego wozu.
– Dostaliśmy informację – ciągnął Hess – że wpadłeś w szał i próbujesz pozabijać swoich przyjaciół. Ale skoro widzimy, że stoicie tu wszyscy cali i zdrowi, chyba prawdziwym problemem był nasz mały Jason.
Richard wrócił, wycierając dłonie w chusteczkę. Najwyraźniej też nie przepadał za dotykaniem Jasona.
– Włamał się do domu?
– Nie – odparł Shane. – Wyciągnął broń i dopadł Claire przy bocznych drzwiach. Usiłował z nią odjechać. Michael go zatrzymał.
Michael został też sześć razy trafiony z rewolweru w klatkę piersiową, i to z bliskiej odległości, dotarło do Claire, kiedy jej serce zaczęło bić nieco wolniej. Na dowód tego na jego białej koszuli widniały poczerniałe, wyszarpane dziury, każda obrzeżona wąską obwódką czerwieni. Przypomniała sobie, jak Myrnin niedbałym ruchem zaciął się nożem w ramię, przecinając żyły, tętnice i mięśnie tylko po to, żeby pobrać próbkę krwi.
Nie mogła być pewna, ale wydawało jej się, że na piersi Michaela, pod koszulą, nie ma nawet śladu i nie poruszał się jak człowiek, którego trafiło sześć kuł. Nawet nie jak człowiek w szoku.
Wow.
– Czego chciał? – spytał posterunkowy Hesse. – Powiedział?
– Powiedział, że chce ze mną pogadać – odezwała się Claire.
Częściowo zgadzało się to z prawdą, ale nie chciała w całą sprawę mieszać Olivera. Już i tak mieli dość kłopotów. – Chyba naprawdę chciał. Po prostu wiedział, że tutaj to będzie niemożliwie. Moim zdaniem… moim zdaniem wcale nie chciał mnie skrzywdzić. – Nie tym razem.
Shane patrzył na nią tak, jakby nagle wyrosła jej druga głowa, i to z poważnie uszkodzonym mózgiem.
– Przecież to Jason. Oczywiście, że zamierzał cię skrzywdzić! Ten pistolet przystawiony do głowy nie dał ci do myślenia?
Miał rację, oczywiście, ale… Ale widziała wyraz oczu Jasona i nie była to radość drapieżnika, z jaką wcześniej bawił się w różne sadystyczne gierki. To była wyraźna desperacja. Nie umiała tego wyjaśnić, ale Jasonowi uwierzyła. Tym razem.
Shane nadal patrzył na nią z pochmurną miną. Tak samo Michael.
– Nic ci nie jest? – spytał Shane i objął ją ramieniem.
Poczuwszy jego ciepło, zdała sobie sprawę, jak strasznie zmarzła.
Trzęsła się i kolana się pod nią uginały. Gdybym upadła – pomyślała – on by mnie podtrzymał.
Ale ustała, odsunęła się i spojrzała mu w oczy.
– Nic mi nie jest – powiedziała. Pocałowała go. – Wszystko w porządku.
Rozdział 9
Eve nie powiedziała ani słowa, ale po odjeździe gliniarzy pozwoliła Michaelowi zaprowadzić się z powrotem do środka; na brata, odwożonego w kajdankach, spojrzała tylko raz, ale to jej wystarczyło. Po szoku wywołanym śmiercią ojca i po kłopotach z Michaelem Eve chyba niewiele była już w stanie odczuwać.
Za ogólnym porozumieniem nikt nie położył się spać. Nie jedli kolacji. We czwórkę stłoczyli się na kanapie, zadowoleni z ciepła i wzajemnego towarzystwa, i włączyli film. Horror, jak się okazało, ale Claire chętnie skupiła się na odmianę na cudzych problemach. Pod pewnymi względami ta ucieczka przez miasto pełne zombi przynosiła ulgę. Przynajmniej wiadomo było przed kim uciekać, a do kogo biec. Leżała z głową wtuloną w tors Shane'a, bardziej słuchając jego oddechu niż tego, co paplali do siebie bohaterowie filmu. Dłonią powoli, miarowo głaskał japo włosach, a całe napięcie i strach powoli znikały.
Eve i Michael nie tulili się, ale po jakimś czasie on objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie, a ona się nie opierała.
Kiedy po liście płac znów pojawiło się menu płyty DVD, wszyscy już spali twardo, a kłopoty zdawały się bardzo, bardzo odległe.
Piątki to były zwykle dobre dni z punktu widzenia zajęć na uczelni; nawet wykładowcy wydawali się w lepszym humorze.
Ale nie w ten piątek. W atmosferze panowało dziwne napięcie, a w powietrzu pojawił się wyraźny chłód. Na pierwszym wykładzie profesora zdenerwowała komórka, która się nagle rozdzwoniła, i doprowadził jakąś dziewczynę z drugiego roku do łez, a potem wyrzucił z zajęć, zapowiadając, że je właśnie oblała. Drugie zajęcia wcale nie były lepsze; wykładowca miał ból głowy, a może kaca, i był strasznie poirytowany – na tyle, że nie chciało mu się zwolnić tempa podczas wykładu ani przynajmniej odpowiedzieć na pytania studentów.
Jedyna dobra strona trzecich zajęć to była pewność, że skończą się w godzinę. Profesor Anderson od dawna uprzedzał, że zrobi test, i tylko ktoś pogrążony w śpiączce nie przyszedłby dobrze przygotowany. Anderson był jednym z tych znanych profesorów, którzy dawali człowiekowi sporo luzu, ale test to był u nich test i kropka. Robił tylko dwa testy rocznie i jeśli człowiek nie poradził sobie z oboma, przepadał. Znany był z tego, że jest miły i często się uśmiecha, ale jeszcze nigdy nie pozwolił nikomu oddać żadnej pracy po terminie, a przynajmniej tak słyszała Claire.
Studenci ze specjalizacji historycznej lubili nazywać jego zajęcia Andersonville; raczej mało zabawne odniesienie do obozu jenieckiego z czasów wojny secesyjnej. Claire uczyła się do upadłego i była absolutnie pewna, że test zaliczy doskonale, a w dodatku sporo przed czasem.
Ponieważ miała jeszcze chwilę, zatrzymała się w łazience i ostrożnie oparła plecak o ścianę kabiny, w której się zamknęła. W myśli robiła przegląd czekających ją zadań i zobowiązań, kiedy nagle usłyszała cichy, stłumiony śmiech od strony umywalek. Coś ją w tym śmiechu zmroziło, nie był niewinny. Było w nim coś dziwnego.