Выбрать главу

– Michael! – wrzasnęła Claire. Siedział w salonie i pracował nad nowym utworem, ale usłyszała, że muzyka ucichła.

Stanął u jej boku, jeszcze zanim umilkło echo jej wrzasku. – To ona, Ysandre. Co mam zrobić?

Michael otworzył drzwi i stanął naprzeciw wampirzycy. Uśmiechnęła się do niego. Obok niej stał François, oboje byli eleganccy i wymuskani, i tak aroganccy, że Claire aż bolały od tego zęby.

– Chcę pogadać z Shane'em – zażądała Ysandre.

– No to chyba się rozczarujesz.

François uniósł brwi, zszedł z werandy i zza krzaków rosnących przy schodkach wyciągnął związaną ludzką postać. Claire westchnęła.

To była śmiertelnie przerażona Miranda. Związane miała ręce i nogi, a w ustach knebel.

– Ujmijmy to inaczej – powiedziała Ysandre. – Możesz nas wpuścić, żebyśmy mogli porozmawiać, albo spożyjemy obiad na świeżym powietrzu, tutaj, na waszej werandzie.

Nie ma na to żadnej sensownej odpowiedzi, pomyślała Claire i zobaczyła, że Michael też walczy sam ze sobą. Pozwolił milczeniu trwać tak długo, że Claire naprawdę już zaczynała się niepokoić, że Miranda zginie – François chyba cieszyłby się z okazji – ale wtedy Michael skinął głową.

– Dobra – powiedział. – Wchodźcie.

– Ależ dziękuję ci, kotku – powiedziała Ysandre i weszła do środka. François rzucił Mirandę na drewniany parkiet holu i ruszył jej śladem. Claire przyklękła obok dziewczyny i rozwiązała jej ręce.

– Nic ci nie jest? – szepnęła. Miranda pokręciła głową, a oczy miała wielkie jak spodki. – Wynoś się stąd. Biegnij do domu. Już!

Miranda zrzuciła więzy z kostek nóg, podniosła się z podłogi i rzuciła do ucieczki.

Claire zatrzasnęła drzwi i szybko poszła do salonu.

François odsunął na bok gitarę Michaela i zajął jego fotel. Ysandre rozsiadła się na kanapie tak wygodnie, jakby cały świat i wszystko na nim należało do niej.

– Jak miło, że nas zaprosiłeś do środka, Michaelu. Zdawało mi się, że początkowo zaczęliśmy od złej strony. Chciałabym to naprawić.

François się roześmiał.

– Tak – powiedział. – Michaelu, powinniśmy zostać przyjaciółmi. A ty nie powinieneś mieszkać z bydłem.

– To wszystko, co do mnie macie? Bo jeśli tak, to nie mam wam nic do powiedzenia.

– Och, niezupełnie – powiedziała Ysandre.

– Robią obiad – powiedział François. – Nie wydaje ci się, że to trochę ironiczne? Skoro nas wpuściłeś.

Shane wyszedł z kuchni. Nie wydawał się zdziwiony, zauważyła Claire, musiał ich widocznie usłyszeć.

– Nie jesteście tu mile widziani – powiedział. Ysandre przesłała mu ustami pocałunek.

– Och, Shane, naprawdę mnie nie interesuje, czy jestem, czy nie jestem mile widziana, a ty nie masz żadnej władzy, która zmusiłaby mnie do wyjścia – powiedziała. – Już piątek, kochanie. Dostałeś kostium, w którym chcę cię jutro zobaczyć?

Shane pokiwał głową tak sztywno, jakby szyja mu zamieniła się w kamień. W oczach miał więcej niż tylko trochę szaleństwa.

– Powinnaś stąd wyjść – odezwała się Claire do Ysandre z odwagą, której w rzeczywistości nie czuła.

– A co ty sądzisz, Michaelu? Powinnam? – Ysandre zmierzyła się z nim spojrzeniem, a w jej oczach kryło się coś strasznego. – Mam sobie iść?

– Nie – odparł. – Zostań.

Claire aż sapnęła.

One zmuszają człowiek, żeby czuł różne rzeczy. Żeby je robił, czy chce, czy nie. Shane tak kiedyś powiedział, ale Claire nie przypuszczała, że one mogą to robić innym wampirom. Nawet tak młodym i niedoświadczonym jak Michael.

– Michael!

Nie spojrzał na nią. Wydawało się, że kompletnie nie mógł się oprzeć sile umysłu Ysandre.

Claire wyłowiła komórkę z kieszeni. Zawahała się, przeglądając książkę adresową.

– Zastanawiasz się, kogo wezwać na pomoc? – François wyszarpnął jej komórkę z ręki i cisnął nią przez pokój. – Amelie nie podziękuje ci za odrywanie jej od jej spraw. Jest bardzo, ale to bardzo zajęta dbaniem, żeby wszystko zostało odpowiednio przygotowane na przyjęcie naszego drogiego ojca.

– Może powinnaś zapytać Michaela, co masz zrobić – odezwała się Ysandre i roześmiała się, pokazując kły. Wymówiła jego imię tak, że zabrzmiało jak Michelle. – Jestem pewna, że pomoże ci się nas pozbyć. Taki groźny, nieprawdaż?

Oczy Michaela zwolna przybierały szkarłatne zabarwienie. One zmuszają człowieka, żeby czuł różne rzeczy. Żeby je robił.

– Shane – powiedziała Claire. – Musimy się stąd wynosić. Ale już.

– Nie zostawię Michaela.

– To Michael jest problemem.

Ysandre się zaśmiała.

– Naprawdę jesteś bystra, ma cherie.

François strzelił palcami tuż przed twarzą Michaela.

– Obiad na stole.

Michael otworzył usta i warknął, pokazując kły. A potem obrócił się i wbił oczy w Claire.

– O cholera – sapnął Shane. Złapał Claire za ramię. – Kuchnia!

Rzucili się do ucieczki. Shane zastawił stołem wahadłowe drzwi kuchni, niezależnie jak niewiele mogło to pomóc, a potem ruszyli w stronę tylnych drzwi.

Claire otworzyła lodówkę i wyjęła z niej dwie ostatnie butelki z krwią. Muszę przypomnieć Michaelowi, żeby załatwił sobie więcej, pomyślała, a potem dotarło do niej, jaka to dziwna myśl. Kończące się zapasy krwi zaczynały się stawać czymś tak samo zwyczajnym jak brak coli czy masła.

Plotła głupstwa – w myślach. A jednak była dziwnie spokojna.

Michael wpadł do kuchni i rzucił się prosto w ich stronę. Claire zastąpiła mu drogę, wyciągnęła do niego butelkę i powiedziała:

– Nie jesteś jednym z nich. Jesteś jednym z nas. Jesteś jednym z nas i my cię kochamy.

– Claire… – odezwał się Shane udręczonym tonem, ale nie ruszył się z miejsca. Może wiedział, że to by wszystko zepsuło.

Michael przystanął. Jego oczy nadal jarzyły się czerwienią, ale miała wrażenie, że ją zauważył. I że ta czerwień nieco zblakła. Wyciągnęła butelkę.

– Wypij to – powiedziała. – Poczujesz się lepiej. Michael, zaufaj mi, proszę cię.

Patrzył jej prosto w oczy.

Tym razem to ona rzuciła mu spojrzeniem wyzwanie. Zobacz mnie. Zobacz, co robisz.

Wypchnij ją z umysłu.

Jego oczy pobielały. Wyrwał butelkę z jej ręki, zdjął kapsel, przechylił butelkę i wypił zawartość tak szybko, jak tylko szybko mógł połykać.

Nie odwrócił spojrzenia.

Ona też tego nie zrobiła.

Jego oczy znów zrobiły się błękitne i z westchnieniem odjął butelkę od ust. Cienka strużka krwi pociekła mu po wardze i otarł ją drżącą ręką.

– Wszystko w porządku – powiedziała Claire. – Dobrała ci się do głowy. Ona umie to robić. Ona…

Shane znikł. Kiedy była tak skoncentrowana na Michaelu, on po prostu… znikł.

A drzwi kuchni nadal się kołysały.

Następnym razem pójdzie jej łatwiej, powiedział wtedy Shane.

Claire ruszyła do salonu. Michael próbował ją powstrzymać, ale zdawało się, że opadł z sił, że jest chory. Przypomniała sobie, jak rozbity był po czymś takim Shane.

Dlaczego nie ja? Dlaczego mnie nie kontroluje?

Może nie może.

Shane siedział na kanapie obok Ysandre, a koszulę miał rozpiętą. Ysandre gładziła go po torsie, obrysowując jakieś niewidoczne linie, a potem, na oczach Claire, wampirzyca zaczęła delikatnie skubać go w szyję. Nie na serio, nie po to, żeby ukąsić do krwi, ale tak tylko, dla zabawy. Lekko go polizała.

Twarz Shane'a była nieruchoma i pozbawiona wyrazu, ale oczy miał rozszerzone paniką. On tego wcale nie chce, zrozumiała Claire. Ona go zmusza.