Выбрать главу

Uśmiechnęła się powoli.

– Tego nie powiedziałam. Uważaj, ojcze. Mówisz jak desperat.

Claire zobaczyła, że oczy Bishopa błysły czerwienią, a potem bielą.

Amelie się nie cofnęła. Lekko obróciła głowę w bok i skinęła Shane'owi i Eve. Shane szybko sprowadził Eve z podwyższenia na posadzkę sali bankietowej. François jakby otrzymał ciche polecenie od Bishopa, bo zszedł im z drogi.

Sam pomógł Michaelowi wstać i w parę sekund Michael znalazł się po drugiej stronie sali, dołączając do Shane'a i Eve schodzących z podwyższenia.

Sam poszedł za nim. Stworzyli niewielką grupkę na neutralnym gruncie, na samym środku przejścia między stolikami.

– Zaczyna się – powiedział Myrnin. – Jesteśmy w punkcie krytycznym. On wie, że przegrywa. Będzie musiał zacząć działać.

A John z Leeds powiedział spokojnym głosem:

– Pan Myrnin z Conwy.

Znów zaczęto obracać głowy w ich stronę. Myrnin wstał z krzesła i wyciągnął dłoń do Claire. Oczy miał jasne, nieco za jasne. Nieco zbyt szalone.

Jego uśmiech przestraszył ją i pomyślała, że chodzi nie tylko o makijaż.

– Gotowa? – spytał.

Wstała, podała mu rękę i poszła w stronę czegoś, do czego za nic w świecie nie chciałaby się zbliżyć.

Rozdział 12

Wchodząc po schodkach, czuła się, jakby wstępowała na szubienicę. Amelie stała po jednej stronie i wpatrywała się w Myrnina. Ujął jej bladą, piękną dłoń i ucałował.

– Och, nie patrz z takim niepokojem, moja droga przyjaciółko – powiedział. – Czuję się naprawdę znakomicie.

– Nie – powiedziała Amelie. – Nieprawda. I poczujesz się znacznie gorzej. – Zwróciła się w stronę Bishopa. – Żałuję, ale pan Myrnin źle się czuje. Powinien stąd wyjść ze względu na zdrowie.

Wygląda zupełnie dobrze – odparł Bishop. – Pozwól mu podejść.

– Ty durniu – szepnęła Amelie do Myrnina, który wykonał piruet Pierrota i zakończył go idealnym ukłonem tancerza aż do podłogi. – Och, mój miły idioto. – Claire nie umiała stwierdzić, czy ona jest oburzona, zła czy smutna. Być może wszystkie trzy rzeczy naraz.

Bishop zdawał się rozbawiony.

– Ileż to już lat minęło? – powiedział. – I jak ci się wiodło, Myrnin?

– Tak dobrze, jak można było oczekiwać – odparł Myrnin.

– Pierrot. Jakie to dziwne… Uważam, że o wiele lepiej pasuje do ciebie Arlekin.

– Zawsze uważałem ze Pierrot jest niebezpieczny – powiedział Myrnin. – Pod tą niewinnością po prostu musi się cos kryć.

Bishop się roześmiał.

– Tęskniłem za tobą, błaźnie.

– Naprawdę? Dziwne/ Ja za tobą, panie, nie tęskniłem wcale.

Bishop z miejsca przestał się śmiać a Claire poczuła wielki strach.

– Ach, pamiętam już teraz czemu Przestałeś być zabawy, Myrnin. Używasz szczerości jak maczugi.

– Sądziłem, że raczej jak rapiera, panie.

Bishop znudził się juz wymianą błyskotliwych uwag.

– Przysięgniesz?

– Jasne. – Po czym wyrecytował stek przekleństw. Zakończył, mówiąc: – Zaplute zidiociałe stare jabłuszko, wandalski krętacz, co profanuje psie truchła! – A Potem jeszcze kręcił się wokół własnej osi i złożył ukłon.~ Czy o to ci chodziło, panie?

Claire sapnęła, kiedy czyjeś zimne dłonie chwyciły ją za gardło. Ktoś ją pociągnął w tył. Trzymała Ją Ysandre i teraz wampirzyca nachyliła się, żeby szepnąć:

– Tak, proszę, stawiaj opór. Straciłam twojego chłopaka, zanim go mogłam skosztować. Zadowolę się zamiast niego tobą.

Claire się nie wahała. Sięgnęła Pod tunikę, wyjęła starą buteleczkę po perfumach, którą dał jej Myrnim i Wyjęła korek.

A potem wylała święconą wodę na głowę Ysandre.

Ysandre wrzasnęła tonem tak wysokim, ze kryształy na stolikach zadźwięczały. Odsunęła się, szarpiąc Się za włosy, strząsając z siebie krople. Poleciały one na François, który właśnie do niej podbiegł. On też krzyknął. Tam, gdzie krople padały na ich skórę, woda ją wyżerała. Claire nie mogła oderwać wzroku, przerażona. Oberwało im się, rzeczywiście. I to mocno.

Myrnin roześmiał się niskim, gardłowym śmiechem i wyjął wąski sztylet, który miał u boku. Kiedy Bishop zbliżył się niego, ciął go, nadal się śmiejąc.

Zwarli się.

Zranił Bishopa w ramię, ale to było tylko płytkie skaleczenie. Claire widziała jednak rozdartą szatę wampira i cienką warstewkę krwi na ostrzu.

Bishop zdziwił się na tyle, że przystanął, by obejrzeć zniszczony kostium.

Śmiech Myrnina wznosił się coraz wyżej i wyżej i wampir znów zaczął się obracać wokół własnej osi, coraz szybciej.

– Myrnin! – wrzasnęła Claire. Cofała się przed Ysandre, oparzoną i wściekłą, a ta szła w jej kierunku. Potknęła się i przewróciła na plecy. – Myrnin, zrób coś!

Przestał wirować i spojrzał na zakrwawiony sztylet w swojej dłoni.

– Jak mówiłem wcześniej Samowi, trzeba wiedzieć, kiedy się wycofać – powiedział. – Claire, już czas. – Przesłał jej dłonią pocałunek i przeskoczył stół.

A potem wybiegł, nadal się śmiejąc i wymachując trzymanym w ręku sztyletem.

Przez kilka sekund nikt się nie poruszył. Claire patrzyła na Ysandre, która wydawała się równie zaskoczona jak ona i obejrzała się na Bishopa.

A ten przesunął palcami po rozcięciu w szacie i zachichotał.

– Mój błazen – powiedział niemal z sympatią. – Szaleńcy śmieją się śmiechem bogów, nie sądzicie?

Usiadł na tronie z uśmiechem.

– Ysandre, zostaw to dziecko. Jestem dziś wieczorem skłonny zezwolić naszym przyjaciołom na te małe akty oporu.

– Ona mnie sparzyła! – warknęła Ysandre.

– Zagoi się. Nie piszcz mi tu jak skopany psiak. Masz to, na co sobie zasłużyłaś.

Amelie podeszła i pomogła Claire wstać na nogi.

– Dość tego – powiedziała. – Już się zabawiłeś, ojcze. Zakończ to.

– Bardzo dobrze – powiedział. – Czas na test, moje dziecko. Przysięgnij mi wierność i będzie po wszystkim.

– Jeśli przysięgnę ci wierność, nic się nigdy nie skończy – poprawiła go Amelie. – Nigdy nie składałam ci żadnej przysięgi. Naprawdę uważałeś, że to się może zmienić?

– Krwawa zdrajczyni – syknął. – Suka. Witasz mnie w swoim małym miasteczku? Pozwalasz mi chodzić jego ulicami i brać twoich poddanych? Pewnie się nie ośmielisz. Za dobrze mnie znasz.

– Na nic ci nie zezwalam. Nie przysięgnę ci lojalności. Nie dam ci nic, ojcze. – Wydawało się, że to niemożliwe, ale przy tych słowach Amelie w oczach Claire wyglądała jakoś… po ludzku. Była bezbronna, krucha i narażona na zniszczenie.

– Dasz mi jedną rzecz, jeśli chcesz zachować to, co tu zbudowałaś – powiedział. – Chcę moją książkę. Tą, którą mi ukradłaś, składając mnie do pospiesznie wykopanego grobu, córko.

Zamarła. Amelie, której nie sposób było zaskoczyć, tym razem wyglądała na zupełnie zbitą z tropu.

– Książkę.

– Myślisz, że potrzebne mi jest to twoje żałosne miasteczko? Twoi śmieszni poddani? – Bishop obrzucił pogardliwym spojrzeniem Claire, a potem resztę sali. – Chcę odzyskać moją własność. Oddaj mija, a odejdę. Co powiesz?

– Książka nie należy do ciebie – powiedziała Amelie.

– Wyjąłem jaz rąk martwego rywala – powiedział Bishop. – To ją czyni moją. Prawo podboju. – Przyjrzał jej się niespiesznie i chłodno. – Tak samo, jak ty odebrałaś ją mnie, o ile pamiętasz, tyle że ja nie byłem jeszcze wystarczająco martwy. Szkoda, że się nie upewniłaś, prawda?

Wszystko szło na opak. Myrnin uciekł, chociaż powinien był zostać, powinien był walczyć. Amelie nie mogła sobie poradzić z Bishopem bez wsparcia; sam tak powiedział.