Выбрать главу

Kuchnia wyglądała dokładnie tak samo, jak ją zostawili – panował w niej bałagan. Garnki i patelnie nadal stały na kuchence, chociaż na szczęście pamiętali, żeby przed wyjściem wyłączyć gaz. Zaduch zastygłego tłuszczu z bekonu i gumowatego sosu do herbatników wisiał w powietrzu, tylko nieco stłumiony zapachem skwaśniałej, za długo stojącej kawy.

Nie zatrzymywali się. Michael poprowadził ich prosto do salonu.

Bishopa nie było. Zniknęła też jego obstawa. W salonie przy wielkim dębowym stole siedzieli tylko Amelie i Oliver. Niedbale ułożyli w stos talerze, kubki i szklanki, a między sobą ustawili szachownicę. Claire nie przypominała sobie, żeby w domu taką mieli; wydawała się stara i dość zniszczona. Ale była piękna.

Amelie grała białymi. Zignorowała ich skoncentrowana na planszy. Naprzeciw niej Oliver rozparł się na krześle, skrzyżował ramiona na piersi i rzucił całej czwórce nieprzeniknione spojrzenie. Czuł się jak u siebie, co rozzłościło Claire. Mogła sobie tylko wyobrażać, jak poczuł się Michael. Oliver go przecież zabił, odebrał mu ludzką egzystencję. Przez niego Michael żył w zawieszeniu, nie był ani człowiekiem ani wampirem, nie mógł opuszczać domu. Stało się to niemal dokładnie w tym samym miejscu. To musiało być brutalne, zbrodnicze i Michael nigdy ani na sekundę nie zapomniał, kim i czym Oliver jest, niezależnie od tego, na kogo wyglądał.

Amelie zaoferowała Michaelowi szansę ucieczki z tej pułapki, a on skorzystał z niej, chociaż wiódł teraz życie wampira. Jak na razie wydawało się, że tego nie żałuje. Nie za bardzo.

– Nie jesteś tu mile widziany – zwrócił się Michael do Olivera, a ten uniósł brwi i się uśmiechnął.

– Czekasz, aż dom mnie wyrzuci? No to sobie czekaj.

Amelie, naprawdę powinnaś nauczyć te swoje szczenięta manier. Zanim się zorientujesz, poszarpią pazurami dywan i obsikają zasłony.

Nie podniosła wzroku.

– Spróbuj zdobyć się na uprzejmość – odparła. – Jesteś gościem w ich domu. W moim domu. – Przesunęła figurę po szachownicy. – Siadajcie wszyscy. Nie lubię, kiedy ludzie stoją.

Te słowa miały moc królewskiego rozkazu i zanim zdążyła pomyśleć. Claire usiadła przy stole, a Shane koło niej. Eve zawahała się i zajęła krzesło jak najdalej od Olivera.

Zostało tylko jedno wolne krzesło, tuż koło niego. Michael pokręcił głową i oparł się o ścianę.

Amelie spojrzała na niego, ale się nie upierała.

– A więc poznaliście pana Bishopa – stwierdziła. – A on, jak widać, poznał was. Szkoda, że tak się stało, ale skoro już do tego doszło, to musimy znaleźć sposób, żeby ochronić was przed nim i jego poplecznikami. – Oliver zbił jednego z jej gońców i odłożył na obok. Nie zareagowała w żaden widoczny sposób. – W przeciwnym razie obawiam się, że dom niedługo znów trafi na rynek, zamieszkaj ą w nim nowi lokatorzy.

Oliver się roześmiał. Przestał, kiedy Amelie wykonała kolejny ruch, i znów skoncentrował się na szachownicy z zaciętą miną.

– Kim jest ten Bishop? – spytał Michael.

– Dokładnie tym, kim powiedział. Nie ma powodu kłamać.

– Więc jest pani ojcem? – zapytała Claire. Zapadła długa cisza, której nawet Oliver nie przerwał. Amelie uniosła szare oczy i wpatrywała się w twarz Claire tak długo, aż Claire poczuła ochotę, żeby nawet nie tyle odwrócić wzrok, co uciec.

Wreszcie Amelie powiedziała:

– W pewnym sensie, przynajmniej o tyle, o ile możecie takie sprawy zrozumieć, zarówno mój ludzki, jak i nieśmiertelny rodowód jest z nim związany. Oliver, pospiesz się, proszę. Chciałabym wrócić do domu przed wschodem słońca.

Na wschód słońca jeszcze zupełnie się nie zanosiło, więc to musiał być żart Amelie. Oliver przesunął pionek. Amelie zbiła go bez trudu.

Michael wtrącił się do rozmowy.

– Może właściwszym pytaniem jest: gdzie jest Bishop?

– Wyniósł się – powiedział Oliver. – Zapakowałem go do eleganckiej limuzyny z kierowcą. Zatrzyma się w jednym z Domów Założycielki.

– W którym? – Claire nagle zrobiło się niedobrze, tym bardziej że żaden z wampirów długo nie odpowiadał. – Ale nie w domu moich rodziców, prawda? Prawda?

– Wolałabym, żebyście nie znali miejsca jego pobytu – powiedziała Amelie, co właściwie nie stanowiło odpowiedzi, nie tej odpowiedzi, której Claire oczekiwała. Przesunęła białą królową, z premedytacją drapiąc paznokciem po szachownicy. – Szach – mat.

Oliver przyjrzał się szachownicy, a potem ze złością spój rżał na Amelie, przewracając swojego czarnego króla.

– Musimy sprawę przedyskutować – oznajmił. – Jak widać. Twój rozpaczliwy brak strategicznych umiejętności? – Amelie powoli uniosła jasne brwi. – Zastanawiam się, co zrobić z naszymi gośćmi. Na razie wracaj do domu, Oliverze. I dziękuję ci za przybycie.

Powiedziała to bez śladu ironii; mogła odprawić go jak służącego, ale przynajmniej mu podziękowała. Oczy Olivera jeszcze bardziej pociemniały, ale wstał bez komentarza i wyszedł do kuchni. Claire usłyszała, jak zatrzaskują się za nim drzwi.

Amelie zaczerpnęła tchu, a potem wypuściła powietrze. Wstała i skinęła głową Michaelowi.

– Moim zdaniem dziś w nocy będzie tu bezpiecznie. Nikogo, pod żadnym pozorem, nie wpuszczajcie do środka. – Szybki, niemal niezauważalny cień uśmiechu. – Poza mną oczywiście. Mnie nie możecie powstrzymać.

– A Olivera? – spytał Shane.

– Jego zaproszenie do tego domu zostało cofnięte. Nie zdoła się tu wedrzeć, chyba że zrobicie coś głupiego. – Sądząc ze spojrzenia, jakie mu rzuciła, Amelie uważała, że to bardzo mało prawdopodobne. – Bishop to moja sprawa, nie wasza. Zajmijcie się swoimi problemami, a do moich się nie wtrącajcie. To dotyczy was wszystkich.

– Proszę poczekać, moi rodzice…

Amelie nie czekała. Płynnym ruchem wstała od stołu i weszła na schody, a kiedy zniknęła na górze, Shane krzyknął:

– Dokąd ona idzie, do diabła?! Przecież tam nie ma drzwi.

Claire wiedziała. Wiedziała aż za dobrze.

– Nieważne, jak to robi, ale poszła sobie. – Wszyscy na nią spojrzeli, nawet Michael. – Musi być jakieś wyjście. No co, przyniosła sobie piżamę i będzie waletować na kanapie?

– A myślisz, że ma jakąś? – spytała Eve. – Bo ja się założę, że ona śpi nago.

– Eve!

– No co? Daj spokój. Możesz ją sobie wyobrazić we flanelowej piżamie? W kapciuszkach króliczkach?

Michael opadł na krzesło, które zwolniła Amelie, i wpatrzył się w szachownicę. Powoli zaczął ustawiać figury, ale Claire widziała, że wcale nie myślał o grze.

– Shane, sprawdź, czy wszystko jest porządnie pozamykane, dobrze?

Shane pokiwał głową i poszedł, kierując się najpierw do kuchni. Claire usiadła naprzeciwko Michaela na krześle, które przedtem zajmował Oliver.

– Niepokoisz się – powiedziała.

– Nie. – Michael zaczai obracać w palcach wieżę. – Jestem przerażony. Jeśli ten gość wystraszył Amelie i Olivera, to sprawa zdecydowanie wykracza poza naszą ligę. Wykracza poza ligę całego Morganville.

Podniósł wzrok na Eve, która za całą odpowiedź tylko jeszcze mocniej zacisnęła usta. Claire słyszała kroki Shane'a, który ruszył do drzwi frontowych, sprawdził zamki, a potem poszedł sprawdzić okna.

– Powinniśmy trochę odpocząć – zasugerował Michael. – Jutro może być długi dzień.

Kiedy wstał, Eve musnęła go dłonią w bardzo delikatnej pieszczocie i oboje przez jakieś pół sekundy patrzyli sobie głęboko w oczy.

– Tak – zgodziła się Eve. – Ja też powinnam odpocząć.

Claire rzuciła w nią czasopismem.

– Wynajmijcie sobie jakiś pokój.

– Za jeden już płacę – odparowała Eve. – I zamierzam dopilnować, żeby był wart tej kasy.