Wszystkie przykłady wydały mi się banalne i wyświechtane, ale sądzę, że reagowałam w sposób oczekiwany. Dość powiedzieć, że na zakończenie Jennifer poradziła mi, żeby poważnie zastanowić się, czy mojemu mieszkaniu nie jest potrzebna specjalistyczna konsultacja pod kątem feng shui, co ona zrobi z przyjemnością (specjalna oferta dla przyjaciół). Dostałam też plik wizytówek do rozdania wśród znajomych.
Podczas całej jej przemowy dziewczyny paplały ze sobą lub rzucały ironiczne uwagi, którymi ich matka nie przejmowała się wcale. Podobnie zresztą jak jej syn i mąż.
Jedzenie było doskonałe. Po tuńczyku podano sałatkę z egzotycznych owoców. Wielu z nich nigdy nie widziałam, co dopiero mówić o próbowaniu. Później przeszliśmy na kawę i ziołowe herbaty do ogromnego salonu. Jak wyjaśniła Jennifer, powstał z połączenia dwóch pokojów. Już miała pokazać mi niektóre zmiany wprowadzone przez nią zgodnie z zasadami feng shui, kiedy Sid oznajmił, że spodziewam się ważnego telefonu o dziesiątej i muszę już iść.
Jego ojciec odczuł wyraźną ulgę, panie zaś nawet nie próbowały ukrywać głębokiego zawodu. Marinda (chyba że to była Darinda) bardzo chciała pokazać mi jeszcze swoją sypialnię, chociaż myślę, że tak naprawdę miała jeszcze kilka pytań o świat zewnętrzny. Kamień spadł mi z serca, że nie muszę przemęczać swojej wyczerpanej do cna wyobraźni.
Po serdecznych pożegnaniach i podziękowaniach za miły wieczór, złożonych pod adresem ponurego pana Perreza i kipiących energią pań, wyszłam tak szybko, jak mogłam. Nie dlatego, żeby nie spodobała mi się rodzina Sida. Spodobała mi się, i to bardzo. Przez cały czas jednak bałam się, że nie sprostam ich oczekiwaniom i że jeszcze chwila, dwie, a uznają mnie za kogoś nudnego i pospolitego.
– Masz nieprzeciętną rodzinę! – powiedziałam do Sida, kiedy wyjeżdżaliśmy z podjazdu, a za naszymi plecami damska część zgromadzenia wciąż machała mi zapamiętale na do widzenia, – Przepraszam – mruknął. – Nie powinienem wrzucać ci ich na głowę bez ostrzeżenia. To nie było fair. Ale bałem się, że nie przyjdziesz, jeśli cię uprzedzę.
– Ale oni są wspaniali!
– Ale tylko w małych dawkach, prawda? Zazwyczaj nie narażam ludzi na atak trwający dłużej niż godzinę, a ty wytrzymałaś niemal dwie – spojrzał na mnie z podziwem. – A propos, kim jest Nicola?
– Aaa… Więc nie kupiłeś mojej historii?
– Czytałem ten sam artykuł – zaśmiał się. – Ale muszę przyznać, że zrobiło mi się żal Nicoli. Chyba nie należy do grona twoich ulubionych znajomych, skoro opisywałaś jej upadek z taką przyjemnością.
– Zgadza się. – Nagle coś mnie tknęło. – Sid, czy ty przypadkiem nie chciałeś poddać mnie jakiemuś testowi?
– Owszem – powiedział z oczami utkwionymi w drogę.
– A jaki to był test? – zapytałam ostrożnie. I wtedy przyszła mi do głowy niepokojąca myśl. – Chyba nie myślałeś o tym, żeby poprosić mnie o rękę! – zawołałam.
I wtedy ryknął śmiechem, co akurat było możliwe, bo stanęliśmy na czerwonym świetle. Pierwszy raz w życiu widziałam śmiejącego się Sida.
– Wybacz – powiedział, kiedy się uspokoił. – Zachowałem się jak ostatni gbur.
To rzeczywiście nie było zbyt grzeczne, ale poczułam taką ulgę, że postanowiłam nie traktować tego osobiście.
– W takim razie, o co chodziło?
Ruszyliśmy. Obok mnie znów siedział surowy i pryncypialny Sid.
– Pomyślałem sobie, że jeśli poradzisz sobie z nimi, poradzisz sobie z pracą dla mnie.
Nie bardzo rozumiałam, o co mu chodzi. Wtedy przypomniałam sobie papierową serwetkę z jego oświadczeniem.
– Mówisz o Pisusie UK? Kiwnął głową.
– Byłem już u syndyka. Wyznaczył mi spotkanie z wierzycielami na początek przyszłego tygodnia.
– Byłam pewna, że to niepoważne gadanie po pijaku – powiedziałam. Zawsze to lepiej, niż przyznać, że wzięłam go za świra.
Popatrzył na mnie z urażoną miną.
– Nigdy nie pozwalam sobie na jakiekolwiek wynurzenia pod wpływem alkoholu – oświadczył surowo. – Teraz muszę wiedzieć, czy z twojej strony zgoda na pracę u mnie była tylko niepoważnym gadaniem po pijaku?
Nawet się nie zastanawiałam. Sid bywał wprawdzie ponurakiem i mógł sprawiać dziecinne wrażenie, ale równocześnie był wyjątkowo inteligentny i przekonujący. Doskonale wyobrażałam go sobie w rozmowie z Garniturami. Na pewno potrafi ich przekonać do każdego pomysłu. A jego ojciec ze swoją siecią agencji bukmacherskich stawał się dodatkowym atutem w jego grze.
– Przypominam ci – odpowiedziałam całkiem serio – że dzisiaj wypiłam tylko jeden kieliszek. Moja odpowiedź to kategoryczne „tak”.
Kiedy dziesięć po dziesiątej Dan otworzył drzwi Steve’owi, okazało się, że przyjaciel nie jest bynajmniej sam. Zatkało go na widok Libby stojącej z zadowoloną miną obok niego. Wyglądali jak starzy przyjaciele i przez chwilę Dan nie wiedział, jak się zachować.
– Masz zamiar trzymać nas na tym chłodzie przez całą noc? – zapytał w końcu Steve.
– Wchodźcie. – Usunął się z progu i odebrał od Steve’a podróżną torbę, którą ten skwapliwie mu podsunął. – Nie miałem pojęcia, że się znacie.
– Poznaliśmy się dokładnie pięć minut temu – wyjaśnił rozpromieniony Steve.
Wszyscy troje weszli do salonu. Dan rzucił torbę na pokraczny fotel, kryty sztuczną skórą.
– Spotkaliśmy się na dole – dodała Libby. – Wynosiłam śmieci, kiedy Steve wysiadł z taksówki.
– A kiedy okazało się, że ona mieszka nad tobą, zaprosiłem ją na kawę. – Steve mrugnął do Dana tak, żeby Libby tego nie widziała. – Wiedziałem, że na pewno zechcesz poczęstować swoją sąsiadkę.
– Oczywiście, że zechcę – bąknął Dan, przeklinając w duchu Steve’a i ruszył w stronę kuchni. – Kawa dla wszystkich, tak?
W tej samej chwili wyprzedziła go Libby.
– Ja zrobię, a wy dwaj spokojnie sobie pogadajcie. Zachowywała się tak swobodnie, że Dan poczuł się bardzo nieswojo.
– Czy ty i ona…? – zapytał cicho Steve, kiedy Libby zniknęła w kuchni.
– Nigdy w życiu. – Dan kategorycznie potrząsnął głową. Steve wydawał się zdziwiony. Zaraz potem twarz mu się rozjaśniła.
– To świetnie. Nie będziesz mieć nic przeciwko, jeśli ja trochę ją pouwodzę?
– Podoba ci się Libby?!
Steve zrzucił torbę z fotela, po czym zauważył wystającą sprężynę i zdecydował się usiąść na kanapie.
– Widzę, że wciąż lubisz stylistykę sklepów ze starzyzną – zaśmiał się i ściszając głos dodał: – Jest całkiem niezła. Kiedy zobaczyłem ją na podwórku, wziąłem ją za Jo. Podobna budowa. Identyczna fryzura.
Dan zmarszczył brwi – przypomniało mu się, że miał podobne wrażenia tamtego dnia, kiedy przyszła z kolacją. Uświadomił sobie nagle, że Libby nawet ubiera się w stylu Jo.
– Może i tak – mruknął, siadając na oparciu fotela spostponowanego przez kumpla. Rzeczywiście, jego ulubiony mebelek od dawna powinien znaleźć się na najbliższym wysypisku.
– Powiedziała mi co nieco o Jo. O tym, jak zniknęła bez słowa.
– Wiem, że to wydaje się okropne. – Dan znowu musiał tłumić w sobie irytację na Libby, która nie miała prawa omawiać szczegółów z jego prywatnego życia nawet ze Steve’em. – Ale już od jakiegoś czasu coś między nami zaczęło się psuć.
To była oczywiście prawda, ale Dan wciąż nie wiedział, dlaczego Jo odeszła. Łamał sobie nad tym nieraz głowę, ale nie znajdował żadnej odpowiedzi.
– Ach, tak – Steve pokiwał ze zrozumieniem głową. – Ale żeby tak zniknąć?
Zdjął marynarkę i rzucił ją na fotel. Dan zauważył pierwsze fałdki tłuszczu na jego brzuchu – bez wątpienia efekt obracania akcjami na siedząco, przed komputerem. Natychmiast wciągnął żołądek. On na razie trzymał linię, chociaż nie był pewien, czy jego mama nie miała racji, radząc mu pójście na siłownię.