Mam wprawdzie 1 m i 57 1/2 cm wzrostu, ale na szczęście oczy jak bławatki gwarantują mi pełną ostrość widzenia. Nie mogę pochwalić się żadnym pieprzykiem na twarzy, ale mam brodawki – 47, niedawno liczyłem.
Chyba powinniśmy wymienić fotografie?
Dan
Widać było, że Dan się wciągnął.
Drogi Danie,
Przykro mi, ale gdzieś zapodziałam aparat fotograficzny. Czy masz jakieś nałogi, z których chciałbyś się zwierzyć w tym stadium naszej znajomości?
Sara
Minuta i trzydzieści sekund później:
Droga Saro,
Jest ich sporo, ale nie mogę zwierzyć się z żadnego. Nie chcę, żebyś się do mnie zraziła.
Opowiedz mi coś więcej o facecie, z którym zerwałaś.
Dan
Proszę, proszę. A zatem wracamy do tonu serio. Szkoda, bo bardzo dobrze się bawiłam. Dużo zabawniej jest wymyślać kłamstwa absurdalne niż kłamać na poważnie. W zasadzie powinnam zastanowić się, co napisać, ale przecież on czekał tam na odpowiedź. Z pośpiechu niebezpiecznie zbliżyłam się do prawdy.
Sara: Nie mam wiele do powiedzenia. Byliśmy razem, a potem przestaliśmy.
Dan: Dlaczego?
Sara: Dobre pytanie, ale rzecz w tym, że sama nie wiem dlaczego. Chyba nadeszła odpowiednia chwila, pomyślałam.
Czy zdarzyło Ci się rozstać z kimś, kto naprawdę coś znaczył w Twoim życiu?
Dan: Owszem, tak. Nawet zupełnie niedawno. I zanim zapytasz, odpowiem, że też nie wiem, dlaczego to się wydarzyło.
Nie chodziło zatem o cellulitis na lewym pośladku (czego oczywiście nie napisałam). Zadałam jednak kolejne pytanie:
Sara: Kto postanowił, że zrywacie?
Dan: Ona. Po prostu pewnego dnia zniknęła. Jak było u Ciebie?
Sara: Chyba ja. W każdym razie to ja odeszłam.
Dan: Ale dlaczego odeszłaś?
Sara: Powiedział mi coś, co mnie obraziło. Chciałam, żeby mnie znalazł i przeprosił.
Dan: I co?
Sara: Nic.
Dan: Może nie wiedział, że Cię czymś zirytował?
Sara: Powinien to wiedzieć.
Dan: Chcesz powiedzieć, że odeszłaś, bo on nie czytał w Twoich myślach?
Sara: Odeszłam, bo powiedział to, co powiedział.
Dan: Ale co, jeśli można zapytać?
Sara: To zbyt osobiste.
Dan: Rozumiem. Ale jemu powinnaś to powiedzieć.
Sara: Nie miałam okazji, bo ten niewierny gnojek niemal zaraz zaczął kręcić z inną.
Ogarnęła mnie wściekłość. Z pasją nacisnęłam „wyślij” i wtedy usłyszałam dzwonek domofonu. Wahałam się przez chwilę. Zbliżyliśmy się do sedna i bardzo chciałam wiedzieć, co on ma na swoją obronę. Dzwonek zadźwięczał jeszcze raz, bardziej natarczywie. Musiałam sprawdzić, kto to. Zostawiłam komputer w sypialni i podeszłam do intercomu.
– Kto tam? – warknęłam.
– To ja, Cass. Wpuść mnie.
A to dopiero! Nie mogłam jej odesłać. Cass nie pojawiała się nigdzie bez powodu. Nacisnęłam guzik, zostawiłam otwarte drzwi i pognałam do sypialni. Odpowiedzi od Dana nie było. Wiedząc, że Cass lada sekunda wysiądzie z windy, napisałam szybko, że muszę kończyć, bo mam niespodziewanego gościa, i błyskawicznie zgasiłam komputer.
– Cholera jasna! – zaklął Dan, kiedy przeczytał ostatnią wiadomość.
Właśnie pisał do niej długi list o tym, że oboje znaleźli się w dziwnie podobnej sytuacji. Tylko że on po odejściu swojej dziewczyny nie myślał o żadnych innych kobietach. Co za pech, że nie mogą ciągnąć tej korespondencji! Zaczynał myśleć, że może i on zrobił jakąś głupią uwagę, która tak mocno uraziła Jo, że odeszła bez słowa. Wprawdzie nic nie przychodziło mu do głowy, ale kto wie? Może dalsza rozmowa z Sarą naprowadziłaby go na trop?
Przeleciał wzrokiem swoje chaotyczne wywody, a potem usunął napisany do połowy list. Nie było sensu go kończyć. Skoro Sara twierdzi, że jest za późno, bo jej były facet zaczął spotykać się z inną, to także jest za późno na jego, Dana, rozmowę z Jo, która również kogoś ma.
Zresztą ostatnio sam wdepnął w niezłe błoto i żeby się z niego wydostać, nie może zawracać sobie głowy błędami z przeszłości. Telefon, który rozdzwonił się natychmiast, kiedy odłączył modem, był przejawem czyhających zewsząd kłopotów.
Wziął głęboki oddech i sięgnął po słuchawkę.
– Jak ci idzie? – zaszczebiotała Libby, zanim zdążył powiedzieć „halo”.
– Jako tako – odrzekł, walcząc z poczuciem suchości w gardle. – Steve wpadł pół godziny temu, żeby się pożegnać, i nie miałem czasu się rozkręcić.
– Widziałam, jak wychodzili. – Uwaga Libby odnosiła się do faktu, że Aisling odprowadzała Steve’a na stację.
Ale się porobiło, pomyślał. Przez myśl by mu nie przeszło, że Steve jest w typie takiej dziewczyny jak Aisling, a tymczasem oboje najwyraźniej przypadli sobie do gustu. Aisling nie traciła czasu i zwabiła go do siebie, kiedy razem wracali z klubu, zostawiając Dana na pastwę Libby.
Nieszczęście polegało na tym, że wówczas Danowi nie wydało się to wcale niebezpieczne. Przez cały wieczór pił równo i wrócił do domu zalany w trupa. Jednak przesadą byłoby twierdzić, że Libby go wykorzystała. Wtedy, w nocy, był równie chętny jak ona. Tak naprawdę przeraził się dopiero po obudzeniu, które zawdzięczał dochodzącemu z kuchni zapachowi jajek smażonych na boczku. Potem do sypialni zajrzała Libby i z promiennym uśmiechem ogłosiła, że poda mu śniadanie do łóżka. Śniadanie do łóżka! Nie był przyzwyczajony do takiego traktowania, a już na pewno nie przez Jo. A kiedy okazało się, że Libby zdążyła pójść do kiosku po gazetę, zaczął snuć koszmarne wizje, w których wziął z nią w nocy pośpieszny ślub, a ona wprowadziła się do niego jako legalna żona.
Nie warto chyba wspominać, że jajka na boczku są ostatnią rzeczą, na którą ma ochotę ktoś, kto poprzedniej nocy wypił cysternę piwa, prawda?
Był zmuszony powiedzieć to Libby, a ona zręcznie udała, że nie jest rozczarowana. Co tylko pogorszyło sprawę. Usiadła obok na łóżku – kompletnie ubrana, chwała Bogu – i patrzyła, jak pije herbatę i przekrwionymi oczami wpatruje się w „Sunday Timesa”, otwartego na chybił trafił. Pozbył się jej z największym trudem. Chyba jeszcze nigdy tak bardzo się nie cieszył, że pisze tę cholerną książkę i ma pretekst do wypchnięcia jej z mieszkania.
– Co najmniej od kilku godzin miałeś zajęty telefon – mówiła teraz z pretensją w głosie, ledwo wyczuwalną, ale jednak…
– Szukałem czegoś w internecie – skłamał szybko. Potem zastanawiał się, dlaczego się przed nią tłumaczy.
– Aha – wydawała się trochę uspokojona. – Postanowiłam ugotować coś na kolację i dzwonię, żeby zapytać, czy masz ochotę na coś specjalnego.
Zerknął na zegarek. Była piąta. Czegoś takiego bał się przez cały dzień, a przynajmniej od dwunastej, kiedy to wreszcie namówił ją, żeby zostawiła go samego.
– Przykro mi, Libby, ale miałem dzisiaj późny start. Muszę wziąć się ostro do roboty. Zrobię sobie kanapkę i to mi wystarczy.