Obie z Giovanną czekały, jak zareaguję, i omal nie pękły ze śmiechu na widok mojego osłupienia i szeroko otwartych ust. Znaczyło to, że Dulcie ze mnie zażartowała. A jednak specyficzny błysk w jej spojrzeniu sprawił, że nie miałam do końca pewności, czy to na pewno są żarty. Podobnie było z głosem – zaskakująco młodym i lekko ochrypłym. Z takim głosem można zbić fortunę w seks telefonie, cena połączenia jeden funt za minutę.
Obie, Giovanna i Dulcie, wychwalały mnie pod niebiosa, a ja czułam się absurdalnie zadowolona z siebie. Owszem, byłam spocona i rozczochrana, ale udało mi się coś osiągnąć.
– A gdzie pojechał Marco, bo nawet nie wiem? – zapytałam, kiedy Giovanna wlała mi do filiżanki kawę. Bezkofeinową, bo była to już moja piąta kawa. Pijąc prawdziwą, chodziłabym teraz na rzęsach.
– Do Hiszpanii! – Skoczyła na równe nogi Giovanna i rozłożyła szeroko ręce. – Chyba oszalał! Po co jechać na Costa Del Sol, skoro we Włoszech jest taka piękna Riviera.
Miałam ochotę zapytać Giovannę o jej włoską rodzinę – w końcu z jakiegoś powodu nie wróciła do Mediolanu, kiedy okazało się, że jest w ciąży – ale chyba znałyśmy się jeszcze zbyt słabo.
Dulcie wyszła, kiedy minęła pora lunchu. Klienci wpadali teraz przeważnie na kawę i ciastko, więc w przerwach pomagałam Giovannie sprzątać kuchnię. Próbowałam wyłudzić od niej któryś z jej niesamowitych przepisów, ale szybko porzuciłam temat, kiedy oznajmiła, że zdradzi mi swoje sekrety, jeśli poślubię Marca.
O piątej trzydzieści miałam tak obolałe stopy, że kiedy stawałam za barem, zdejmowałam buty. Było mi też wszystko jedno, czy w drzwiach pojawi się ktoś znajomy i zobaczy mnie w tym stanie – wygniecioną, z włosami byle jak ściągniętymi do tyłu i z rozmazanym makijażem. Ale jak to zwykle bywa w chwilach, w których człowiek przestaje się pilnować, w drzwiach pojawił się ktoś znajomy.
– Libby! Witaj – powiedziałam.
Rzecz w tym, że osoby o mojej karnacji nie są w stanie ukryć zakłopotania. My nie możemy zafundować sobie nawet małego kłamstwa, z którymi normalne blondynki i brunetki radzą sobie śpiewająco. Co innego, jeśli mam w głowie scenariusz w postaci przeczytanego kiedyś artykułu, który przerabiam na moralizatorską opowieść dla trzech zapalonych panienek. Wtedy jakoś mi wychodzi. Jednak prawdziwe kłopoty zaczynają się w sytuacjach niespodziewanych. Niewinna bujda sprawia, że moja twarz przybiera kolor przejrzałego pomidora.
Teraz nie dość, że byłam zakłopotana, to jeszcze udawałam, że cieszę się ze spotkania.
Libby wyglądała uderzająco elegancko i atrakcyjnie – jak na siebie. Wiem, że nie zabrzmiało to miło, ale ona nigdy nie należała do osób szczególnie zadbanych. Stąd moje zaskoczenie, kiedy zobaczyłam ją w dobrze skrojonym, czarnym kostiumie, z równo obciętymi włosami – chyba zaczęła je farbować, bo niemal na pewno były kiedyś mysie, a teraz pobłyskiwały wyraźną miedzią.
– Ładnie wyglądasz – powiedziałam szczerze i przypominając sobie, co mówiła o swojej pracy, zapytałam: – Wracasz z jakiejś rozmowy kwalifikacyjnej, czy czegoś w tym rodzaju?
Mówiąc to, próbowałam wcisnąć spuchnięte stopy w przydeptane buty.
– Nie – odparła zaskoczona. – Właśnie skończyłam pracę i postanowiłam wpaść i zobaczyć, jak sobie radzisz.
Wydawało mi się, że słyszę w jej głosie nutę tryumfu. Może jednak przemawiała przeze mnie zazdrość: w końcu ona była świeża i pachnąca, a ja wyglądałam, jakbym cały dzień naprawiała cieknący bojler.
– Jak widzisz – udawałam całkowitą obojętność. – Na szczęście odrobina prawdziwej harówki jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Spojrzała na mnie z wielkim współczuciem – tak jak czasami patrzy się na ciężko chorego człowieka, który wmawia sobie, że nic mu nie jest.
– Właściwie to chciałam zapytać, czy nie miałabyś ochoty skoczyć na drinka, kiedy już skończysz – powiedziała.
Propozycja była kusząca. Z zaaferowanej miny Libby wynikało, że ma mi coś nowego do zakomunikowania. Chociaż dalej trwałam w postanowieniu, że kończę definitywnie korespondencję pomiędzy Sarą a Danem, to jednak zjadała mnie ciekawość: może Libby pojawiła się, żeby powiedzieć, że pomiędzy nim a Aisling wszystko skończone? W końcu Dan wyraźnie napisał, że jest sam.
– Dobra – zgodziłam się. – Ale pracuję do szóstej. Spojrzałam na jedynych o tej porze klientów – rodzinkę z dwójką bachorów, które przez cały czas opluwały się przez słomki mlecznym koktajlem.
Wyraźnie rozczarowana Libby spojrzała na zegarek.
– Nie. Zaraz muszę wracać. Miałam nadzieję, że już kończysz. Może zwolnisz się chwilę wcześniej?
– Nie mogę. – Byłam zaskoczona jej natarczywością. – Dopiero dzisiaj zaczęłam. Giovanna sprząta teraz kuchnię, a ja powinnam jej pomóc.
– Może cię zwolni. Zapytaj ją – naciskała Libby.
– O co masz mnie zapytać? – Giovanna stanęła w kuchennych drzwiach.
– Czy może wyjść dziś trochę wcześniej – powiedziała za mnie Libby.
Myślałam, że spalę się ze wstydu.
– Nie mogę wyjść, kiedy mamy jeszcze klientów.
– Wyglądają, jakby mieli zaraz wyjść. – Libby odwróciła się w ich stronę i jak na zawołanie ojciec rodziny, wyraźnie wyczerpany po całym dniu poważnych zakupów, zaczął podnosić z ziemi ogromną liczbę plastikowych toreb.
– Ależ oczywiście, że możesz, Joanno. I tak zaraz zamykamy, a ja bez problemu skończę wszystko sama.
Wcale nie byłam zadowolona. Denerwowała mnie nachalność Libby. Jednak Giovanna zadecydowała za mnie. Przyniosła nawet z zaplecza mój płaszcz i szalik.
– To twój pierwszy dzień tutaj, Joanno, a twoje biedne stopy – spojrzała w dół – wyglądają żałośnie. Jutro musisz włożyć wygodne buty.
Jo pokuśtykała z Libby do najbliższego pubu, w którym już zbierał się wychodzący z biur tłumek. Zamówiły dietetyczną coca-colę, a ponieważ większość ludzi wolała stać, znalazły wolny stolik w kącie. Płaszcze i szaliki rzuciły na poręcze krzeseł.
– Pomyślałam sobie, że będziesz chciała dowiedzieć się, co się zdarzyło podczas weekendu. Z Danem i Aisling – oznajmiła Libby.
– Mów. – Joanna pochyliła się ku niej wyczekująco.
– No więc, w sobotę poszliśmy we czwórkę: ja i Steve – znasz Steve’a, prawda? – Dan i Aisling do klubu.
Joanna kiwnęła głową, jakby jej to wcale nie zdziwiło.
– To znaczy, że wyjazd do rodziców Dana został odwołany?
– zapytała mimochodem.
Libby zupełnie zapomniała, że to wymyśliła, ale nie przejęło jej to wcale.
– Najwidoczniej tak – powiedziała. Nie mogła się doczekać, kiedy powie Joannie nowinę, po której zadowolony uśmiech zniknie na dobre z jej twarzy.
– Zerwali ze sobą, prawda? – przerwała jej Joanna. Libby rzuciła jej ostre spojrzenie.
– Skąd to wiesz?
– Znam ludzi, którzy znają Dana. – Joanna bardzo pilnowała swoich słów. – Powiedzieli, że nie ma dziewczyny. Wiedzą to od niego.
– Nie ma dziewczyny!
Joanna spojrzała na nią zdziwiona.
– O tym chciałaś mi powiedzieć, prawda?
– Chciałam ci powiedzieć, że zerwali, jasne… – Libby zawahała się chwilę. To, co właśnie usłyszała od Joanny, całkowicie wyprowadziło ją z równowagi. A przecież miało być odwrotnie. Chciała powiedzieć tej idiotce, że to ona, Libby, jest teraz z Danem. Niepokoili ją też „ludzie, którzy znają Dana”. O kogo chodzi?
– Kim są ci ludzie? – próbowała wysondować Joannę.
– Tego nie mogę ci zdradzić – powiedziała Joanna stanowczym tonem. – Ale wydaje się, że wiedzą, o czym mówią.