Выбрать главу

Mózg Libby pracował na najwyższych obrotach.

– A kiedy z nimi rozmawiałaś? – zapytała podejrzliwie.

– Wczoraj wieczorem.

– Jesteś pewna, że to było wczoraj, a nie w sobotę? Gdyby rozmowa odbyła się w sobotę, Libby mogłaby być spokojna. Jeszcze w sobotę Dan był oficjalnie mężczyzną samotnym. Ale od tej pory spędzili ze sobą noc. Prawda, że do niczego między nimi nie doszło, bo Dan był zbyt pijany, ale wcześniej, w klubie, pocałował ją. Zrobił to jeszcze raz, zanim urwał mu się film i padł na łóżko.

– Oczywiście – potwierdziła Joanna. – Na pewno wczoraj. – Uśmiechnęła się z wyraźnym zadowoleniem i zrobiła wyczekującą minę. – Opowiadaj, jak do tego doszło.

Ale Libby nie miała już ochoty na rozmowę. Chciała natychmiast wrócić do domu i domagać się od Dana wyjaśnień. Co on sobie wyobraża?! Spędził z nią noc i twierdzi, że nie ma dziewczyny?!

– Nie mogę teraz. – Wyciągnęła rękę z zegarkiem. – Muszę już iść.

Joanna nie rozumiała, co się dzieje. Wydawała się rozczarowana, ale Libby to nie obchodziło. Stała już, gotowa do wyjścia. Wtedy zauważyła szalik Joanny leżący na sąsiednim krześle. Kiedy Joanna pochyliła się, żeby podnieść z podłogi swoją torbę, Libby bez zastanowienia złapała szalik i schowała go pod swój płaszcz.

– Czy Aisling się martwi? – spytała Joanna już na dworze.

– Wyszła z klubu w towarzystwie Steve’a, więc nie sądzę, żeby była zmartwiona – rzuciła Libby przez ramię i ruszyła przed siebie, byle dalej od Joanny. Nagle usłyszała wołanie:

– Jaki to był klub?!

– Roller Coaster – odpowiedziała. – Chociaż nie wiem, jakie to może mieć dla ciebie znaczenie.

Nie powinno mieć dla mnie żadnego znaczenia, a jednak miało. Dan zawsze twierdził, że nienawidzi klubów – z powodu tłumów, snobizmu i złej w jego mniemaniu muzyki. Dobrowolnie poszedł do klubu jeden jedyny raz w życiu – wtedy, kiedy się poznaliśmy. Stało się to w Zoot, gdzie ja spędzałam wszystkie piątkowe wieczory. Jego zaciągnęli tam muzycy z jakiegoś zespołu, z którymi tego wieczoru robił wywiad. Nigdy jeszcze w Zoot nie widziałam kogoś równie przystojnego, więc ruszyłam prosto w jego stronę.

Niechęć Dana do życia klubowego była powodem pierwszych naszych nieporozumień. W pierwszym roku wszystko było w porządku. Lubiłam spędzać wieczory w domu. Skuleni na zielonej kanapie słuchaliśmy razem muzyki. Potem dostałam nową pracę, zaczęłam dużo zarabiać i upierałam się, żebyśmy zaczęli częściej wychodzić. Pierwszy raz w życiu miałam prawdziwe pieniądze, które mogłam wydawać do woli i chyba trochę przewróciło mi się w głowie.

Przez chwilę Dan chodził do klubów ze mną, ale bardzo szybko okazało się, że długie sesje przy alkoholu i paplanina z moimi nowymi kolegami z pracy nie są tym, co najbardziej lubi. Ja zarzucałam mu, że jest nudziarzem, on twierdził, że moi nowi znajomi niepotrzebnie zabierają miejsce na świecie.

Tak myśląc, dowlokłam się do domu. Zrzucając po drodze buty, poszłam od razu do sypialni i włączyłam laptopa. W swojej poczcie znalazłam odpowiedzi od starych klientów – większość z nich była, zgodnie z przypuszczeniami Sida, pozytywna. Wysłałam mu natychmiast kopie listów i spokojnie otworzyłam skrzynkę pocztową Sary.

Nie wymyśliłam jeszcze, jak zareagować na ostatnie wydarzenia. Byłam na pewno zadowolona z rozstania Dana i Aisling, ale jeszcze bardziej ucieszyło mnie, że Dan nie okłamał Sary. Ale co z tego wynikało dla mnie? Przypomniałam sobie słowa Sida. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie zadzwonić do Dana, ale co miałam mu powiedzieć po tak długim czasie?

Jeszcze by sobie pomyślał, że chcę do niego wrócić. No, właśnie. Czy chciałam, żebyśmy się znowu zeszli?

Nie wiedziałam. I to przeważyło. Uczciwie czy nie, łatwiej było wyciągnąć od niego potrzebne mi informacje przy pomocy trzeciej osoby. Zwłaszcza jeśli ta trzecia osoba miała z nim lepszy kontakt niż ja w ostatniej fazie naszego bycia razem.

Przeczytałam uważnie wszystkie listy, które wymieniła z nim Sara, i napisałam kolejny:

Drogi Danie,

Przykro mi, że nam przerwano. Powiedz, dlaczego nie szukałeś swojej dziewczyny, kiedy odeszła?

Sara

Wysłałam list i poszłam do kuchni odgrzać sobie fasolkę z puszki. Dopiero wtedy przypomniałam sobie o kopercie wręczonej mi przez Giovannę. Natychmiast wyjęłam ją z kieszeni płaszcza, którego jeszcze nie zdjęłam. Czułam lekki dreszczyk emocji, gdyż przypomniał mi się pocałunek Marca – bardzo obiecujący pocałunek.

Rozerwałam kopertę i wyjęłam złożoną wpół kartkę cieniutkiego papieru. Od razu spostrzegłam, że nie jest to długi list.

Bella Joanna,

Nie mogę się doczekać, kiedy zrobię to jeszcze raz.

Zadzwonię po powrocie.

Marco

Składając list, nie mogłam powstrzymać pełnego zadowolenia uśmiechu. Zdjęłam płaszcz i dopiero wtedy zauważyłam, że nie mam swojego ulubionego szalika.

Libby pognała prosto na postój taksówek. Zależało jej na jednym – chciała jak najszybciej wrócić do domu i zapytać Dana, dlaczego rozpowiada znajomym, że jest „mężczyzną samotnym”. Jednak im była bliżej domu, tym bardziej niewłaściwy wydawał się jej pomysł konfrontacji. W ten sposób mogła wszystko popsuć.

Zresztą – kto wie? Może po niedobrym doświadczeniu z Joanną, jest po prostu ostrożny?

Zmieniwszy diametralnie nastawienie, Libby poprosiła taksówkarza, żeby zatrzymał się przy handlowym pasażu niedaleko jej mieszkania. Dała mu duży napiwek i udała się na zakupy. W chińskiej knajpce zamówiła kurczaka w sosie z czarnej fasoli, chow mein z królewskimi krewetkami, ryż i torbę krewetkowych krakersów. Żeby nie siedzieć bezczynnie w oczekiwaniu na jedzenie, weszła do sklepu obok. Kupiła drogie, białe bordeaux, przechowywane, jak głosił napis na etykiecie, w dębowych beczkach, i schłodzone już w sklepie, i małe pudełko belgijskich czekoladek, które zamierzała podać na deser. Z zapakowaną szczelnie kolacją i resztą zakupów ruszyła do domu. Była teraz w świetnym humorze, nie zepsuł go nawet deszcz, który właśnie zaczął padać.

Nie zawracała sobie głowy wchodzeniem na górę do swojego mieszkania – nie było sensu narażać jedzenia na wystygnięcie. W lustrze w holu – ustawionym tam z inicjatywy Aisling, rzecz jasna – sprawdziła, jak wygląda, i zadowolona udała się prosto pod drzwi Dana. Zapukała delikatnie, wyobrażając sobie jego zachwyconą minę. Nie może być inaczej, kiedy zobaczy ją obładowaną smakołykami.

Zapukała znowu, tym razem głośniej, a kiedy i to nie dało oczekiwanego rezultatu, postawiła torby na podłodze i spróbowała jeszcze raz – naprawdę mocno. Łomotała w drzwi od dłuższej chwili, kiedy usłyszała swoje imię, wykrzykiwane wysokim, śmiesznym głosikiem pół piętra niżej. To mogła być tylko Aisling.

– Co się dzieje, Libby? Pali się czy co?!

Libby wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić, i bardzo powoli podeszła do balustrady.

– Próbuję dostać się do Dana. Chyba zemdlał albo coś w tym rodzaju…

Aisling popatrzyła na nią uważnie.

– Nie przyszło ci do głowy, że mógł po prostu wyjść? – zapytała.

– Musi być w domu. Przecież pisze książkę i… – w porę ugryzła się w język. Chciała powiedzieć, że na pewno na nią czeka.

– Ale go nie ma – oznajmiła Aisling chłodno. – Poszedł na koncert jakiegoś zespołu, którego podobno nie można nie znać. Ja nigdy o nim nie słyszałam, ale to o niczym nie świadczy, oczywiście. – Zrobiła krótką pauzę i pociągnęła nosem. – Czyżbym czuła zapach chińszczyzny?

Libby kiwnęła głową. Wiedziała, że za nic nie wolno jej teraz okazać rozczarowania.