Dan otworzył pocztę dopiero wtedy, kiedy skończył pracować. Pierwszy e-mail był od Jedskiego, który dzielił się z nim odkryciem, że aż trzech z czterech członków Crypt Factory to astrologiczne Skorpiony.
Dan, chłopie! Czy to zwykły przypadek czy może działanie jakichś tajemnych sił?
Jedski przytaczał więcej „interesujących faktów” potwierdzających jego teorię nadnaturalnych wydarzeń towarzyszących kapeli.
Być może masz rację - odpisał na odczepnego. – A jeśli tak, to uważam, że musisz natychmiast stworzyć stronę internetową, żeby podzielić się tymi myślami z jak najszerszą rzeszą publiczności.
Później przeczytał kilka nieistotnych komunikatów i zaczął układać list do Sary.
Droga Saro,
Próbuję pojąć sens słów „przeciętnie wspaniała”, ale nie mogę sobie z tym poradzić. Jadę jutro do Londynu. Czy znajdziesz dla mnie wolną chwilę? Znacznie ułatwiłoby mi to ich zrozumienie…
Dan
Wyjazd do Londynu był konsekwencją wcześniejszej rozmowy z wydawcą. W niedługim czasie Vantage-Point miał mieć swój pierwszy indywidualny koncert i redaktorzy chcieli przedyskutować z Danem możliwości uwzględnienia tego faktu w książce. Dan bronił się, jak mógł – wszystko to dałoby się załatwić przez telefon, uświadamiał im, że przy tak napiętym terminie jeden dzień przerwy to bardzo dużo, ale wydawca był nieugięty. Kiedy zaś wziął na siebie wszystkie koszty, Dan w końcu uległ. Do zmiany decyzji znacznie przyczyniła się również Sara Daly, a raczej szansa na spotkanie z nią w Londynie. Dan nie bardzo wierzył, że to się uda, ale co mu szkodziło spróbować?
Potem uznał, że ze względu na okoliczności – zamierzał dzisiaj przeprowadzić poważną rozmowę z Libby – dobrze zrobi mu dzień urlopu. I tak zwlekał z tym za długo. Teraz zdecydował, że wszystko będzie lepsze od chowania się w mieszkaniu i uników przez resztę życia.
Mimo to poczuł się bardzo nieswojo, słysząc pukanie do drzwi. Było po wpół do ósmej.
Libby włożyła dzisiaj czerwony sweter i opięte dżinsy i znowu wyglądała całkiem ładnie. Jednak minę miała nieufną, jakby czuła, że coś się święci. W kuchni Dan otworzył butelkę taniego, czerwonego wina, które kupił wczoraj w drodze do domu.
– Wyrzucili mnie z pracy – powiedziała niespodziewanie Libby ponurym tonem.
Dan omal się nie wycofał.
– To fatalnie – powiedział. – Chcesz o tym pogadać?
– Właściwie to nie. Wolę posłuchać, co ty masz mi do powiedzenia. – Wzięła od niego wypełniony po brzegi kieliszek i usiadła przy stole.
Dan usiadł ciężko naprzeciw niej.
– Przepraszam za tamtą noc – zaczął. – To była głupia pomyłka.
– Pomyłka? – powtórzyła z groźnym błyskiem w oczach.
– Chcę powiedzieć, że nie jestem jeszcze gotowy na nowy związek. – Zamierzał powiedzieć coś całkiem innego. Chciał się szczerze przyznać, że Libby – podobnie jak Aisling – nie jest w jego typie, ale teraz bał się, że nie uszłoby mu to na sucho.
Libby to nie Aisling. Prawdopodobnie po czymś takim powie mu, że powinien pomyśleć o tym, zanim się z nią przespał. Co więcej, będzie miała rację. Powinien.
– Jeszcze nie otrząsnąłem się po rozstaniu z Jo – dodał.
– Wtedy bardzo mi ją przypominałaś.
– Czy chcesz mi powiedzieć, że to moja wina? – zapytała ostro.
– Nigdy w życiu. W ogóle nie ma tu mowy o żadnej winie. Wszystko stało się w niedobrym momencie.
To nie było do końca prawdą, ale robił, co mógł, żeby złagodzić uderzenie.
– Więc jeśli poczekam spokojnie jeszcze kilka miesięcy, mogę mieć szansę. Czy to chciałeś mi przed chwilą powiedzieć?
Dan nie był pewien, czy Libby mówiła poważnie, czy ironizowała. Wypił duży łyk wina. Zostawiało w ustach cierpki, metaliczny smak. Nie mógł wydobyć z siebie najważniejszego – że nie czuje do Libby nic. Absolutnie nic.
– Może tak. Wolałbym, żebyśmy teraz zostali przyjaciółmi.
– Czuł się jak żałosny idiota i wiedział, że na to zasłużył.
– Chyba nie mamy już o czym rozmawiać. – Libby podniosła się od stołu.
– Chyba nie. – Poszedł za nią do drzwi. – A co z twoimi czarnymi płytami? – zapytał, żeby trochę rozluźnić atmosferę.
– Od tamtego czasu dostałam nową ofertę. Miałeś rację – muszę decydować samodzielnie. I zdecydowałam. – Popatrzyła na niego zimnym wzrokiem.
Dan nie chciał, żeby zostali nieprzyjaciółmi. Nienawidził takich sytuacji.
– Jutro muszę jechać do Londynu, ale w piątek chętnie się z tobą naradzę, jeśli zechcesz – zaproponował.
Przysiągłby, że w jej oczach zauważył błysk zainteresowania.
– O której wracasz z Londynu? – zapytała jeszcze.
– Nie wiem. – Naprawdę nie wiedział. Wszystko zależało od odpowiedzi Sary. – Myślę, że późno.
– W takim razie baw się dobrze – to mówiąc, odwróciła się i pobiegła na górę.
Włączyłam komputer. Otworzyłam pocztę. Fatalny list czekał.
Tata kręcił się w pobliżu, ale powiedziałam mu, że wolę najpierw przeczytać go sama. Oczekiwałam najgorszego. I nie pomyliłam się. Zgodnie ze swoją wypróbowaną strategią mama zaczęła od ataku.
Twój ojciec poszedł sobie, zostawiając mnie sarnę, a Ty trzymasz jego stronę! Masz jeszcze szansę na moje przebaczenie, o ile natychmiast wyrzucisz go ze swojego domu.
Zaraz potem nadszedł czas na rozczulanie się nad sobą.
Jak mogłaś mi coś takiego zrobić, Joanno? Po tym wszystkim, co ja zrobiłam dla Ciebie? Liczyłam, że po jednym, góra dwóch dniach wróci do domu z podkulonym ogonem. Nie mówiłam ci tego wcześniej, ale ostatnio coś w niego wstąpiło. Zrobił się strasznie wojowniczy i kłócił się ze mną przez cały czas. Dlatego musiałam dać mu nauczkę. Chyba mnie rozumiesz?
I dopiero teraz podała prawdziwą przyczynę swojego zdenerwowania:
Musi w tej chwili wracać do domu. Jeśli tego nie zrobi, nie biorę odpowiedzialności za to, co będzie. Jeśli ktokolwiek domyśli się, co się stało, stanę się pośmiewiskiem całej ulicy. Barbara Dick była tu wczoraj, żeby powęszyć. Zadawała mnóstwo denerwujących pytań.
Potem nastąpił krótki fragment zupełnie nie a propos, który sprawił mi niezwykłą przyjemność.
Musiała mieć w tym jakiś interes, ponieważ jak na osobę, która nigdy z niczym się nie zdradza, była bardzo rozmowna. Powiedziała mi, że firma Nicoli ma kłopoty. Chyba liczyła, że też otrzyma w zamian jakieś informacje. Przeliczyła się, bo milczałam jak grób. Jeśli zrobisz to, co Ci mówię, uniknę kłopotów.
Zakończyła, przerzucając na mnie troskę o jej szczęście.
Joanno! Musisz zmusić go do powrotu. Liczę, że uratujesz nasze małżeństwo.
Po czymś takim wiedziałam, że zrobię wszystko, żeby trzymać go z daleka od jej pazurów. Niech sobie mieszka u mnie tak długo, jak chce, a jeśli zakocha się po uszy w Giovannie – trudno. Tylko mama będzie za to odpowiedzialna.
Tego wieczoru nie zajrzałam do poczty Sary. Rozmawialiśmy z tatą do późnego wieczora.
– Właściwie dlaczego wyrzuciła cię z domu? – zapytałam.
– Pisze, że zrobiłeś się kłótliwy, a to do ciebie niepodobne.
– To przez Dicków. Ostatnio bardzo często się z nimi widywaliśmy. Wiesz, wspólne kolacyjki to u nich, to u nas. Po każdym spotkaniu porównywała mnie z Brianem Dickiem. Zawsze wypadałem gorzej. Ostatnio namawiała mnie na logopedę, który miał nauczyć mnie mówić w „kulturalny sposób”. Jak Brian Dick, oczywiście. – Wzruszył ramionami. – Powiedziałem wtedy, że nie życzę sobie więcej ich widzieć. Wpadła w furię. Wykrzyczała mi to co zwykle: że jestem pospolity i mało inteligentny.