Выбрать главу

Była jeszcze w szlafroku – różowym, oczywiście – ale słysząc, co się stało, postanowiła iść z nim na górę i obejrzeć na własne oczy miejsce przestępstwa.

– Rany! – powiedziała na widok zniszczonych drzwi. – Ciekawe, co powiedzą na to moi rodzice! – Uśmiechnęła się do Dana. – Chociaż nie, lepiej nic im nie mówić. Mogliby wpaść na pomysł, że powinnam się stąd natychmiast wyprowadzić.

Weszła za nim do mieszkania i rozejrzała się dookoła.

– Coś mi się zdaje, że miałeś dużo szczęścia – stwierdziła. – Mogli wynieść stąd wszystkie płyty.

Kiwnął głową. Przejrzał już z grubsza kompakty i z ulgą stwierdził, że nic nie zniknęło. Również jego drogi system stereo był nietknięty.

– Pewnie coś im przeszkodziło… – Aisling powiedziała na głos to, co i jemu chodziło po głowie.

Chyba że to nie był włamywacz. Chyba że to była Jo, która wróciła do mieszkania z jakiegoś niejasnego powodu i przypadkowo zostawiła szalik. Wielokrotnie przerabiał w głowie ten scenariusz, ale jakoś nadal nie mógł w niego uwierzyć. To mu nie pasowało do Jo. I po co miałaby się do niego włamywać?

Poszedł do kuchni i nalał wody do czajnika.

– Pewnie nie dasz się na nic skusić? – zawołał do Aisling. Dobrze pamiętał, co mówiła poprzednim razem o jego kawie.

– Nie, dziękuję. – Poszła za nim i stanęła w progu. On tymczasem wypłukał kilka kubków. – Rozmawiałeś o tym z Libby?

– Jeszcze nie.

– Też jej nie było, więc pewnie niewiele ci pomoże.

Dan wytarł jeden z kubków wygniecioną ścierką do naczyń.

– Powiedziała mi, że postanowiliście zostać przyjaciółmi. „Na razie”, jak się wyraziła – wyrwało się Aisling.

Dan jęknął.

– Próbowałem być łagodny.

– Cykor.

– Jak ona się miewa? – zapytał. Aisling wzruszyła ramionami.

– Nieźle, jak na kogoś, kto dostał kosza po jednej nocy. Pewnie ma nadzieję, że nie wszystko stracone.

– To nie tak. – Dan wyciągnął z szafki słoik z kawą. Zerknął na Aisling. – Szczerze mówiąc, mam wątpliwości, czy do czegokolwiek doszło. Niewiele pamiętam. Chyba byłem nieźle wstawiony.

– Wszyscy byliśmy – próbowała dodać mu otuchy.

– Ale ty pewnie wiedziałaś, co robisz, gdy zapraszałaś do siebie Steve’a?

– Och, tak – odparła z szerokim uśmiechem. – Skręca cię teraz z zazdrości, co? Za późno. Miałeś swoją szansę i jej nie wykorzystałeś.

– Jakoś będę musiał to przeżyć – podjął grę. A potem zmarszczył czoło. – Ale przecież coś bym pamiętał, gdybyśmy…

– Poszli do łóżka? Kiwnął głową.

– Może nie poszliście. Może zasnąłeś, zanim sprawy zaszły aż tak daleko.

Sam miał takie podejrzenia, ale Libby sugerowała coś innego. Zalał kawę.

– A ona? Mówiła ci, że ze sobą spaliśmy?

Aisling zastanowiła się przez chwilę nad odpowiedzią.

– Nie wdawała się w szczegóły. Ale odniosłam takie wrażenie. Mam się z nią spotkać. Mogę ją pociągnąć za język, jeśli chcesz.

– Nie, dzięki – odmówił. – Najlepiej zostawić to tak, jak jest. – Spojrzał znowu na Aisling i pokręcił głową. – Czy ty nigdy nie pracujesz?

– Fakt, że nie siedzę w pracy od dziewiątej do piątej nie oznacza, że się obijam. Wczoraj wróciłam po północy.

Opowiedziała mu pokrótce o pewnym nowym barze.

Organizowała galę z okazji jego otwarcia. W jej ustach brzmiało to jak skrajnie wyczerpujące zajęcie.

Wrócili do salonu. Dan postawił swój kubek na oparciu fotela.

– Co knujecie z Libby? – zapytał, podchodząc do półki z płytami. Zatrzymał się przy dziale na literę „d” i wyjął pięciogwiazdkowy album Milesa Davisa, „Kind of Blue”, z 1959 roku.

– Robię jej przysługę. Idę zamiast niej na spotkanie z ewentualnym nabywcą jej czarnych płyt.

– Co?! – Dan, który właśnie zmierzał w stronę wieży, obejrzał się przez ramię.

– Wiesz, ona nie chce, żeby przyjaciele ojca dowiedzieli się, że sprzedaje jego zbiór. A ponieważ temu facetowi zależy na spotkaniu ze sprzedającym, będę udawać, że to ja.

– Nie wydaje ci się, że to trochę dziwne? Aisling wzruszyła ramionami.

– Może, ale i tak się na to cieszę. Zawsze chciałam być aktorką. Dan otworzył pudełko, zbladł i zamknął je z powrotem. To niemożliwe, pomyślał. Otworzył je jeszcze raz i pokręcił głową. A jednak możliwe.

– Co jest? – zapytała Aisling.

Podeszła do niego i zajrzała mu przez ramię. W pudełku był kompakt, ale roztrzaskany na drobne kawałeczki. Wyglądał, jakby ktoś zmiażdżył go czymś bardzo ciężkim.

– O, rany! – powiedziała.

Dan wrócił do regału. Wyjął na chybił trafił inną płytę. Odetchnął z ulgą, bo była nietknięta. Wyjął kolejną. Zniszczona.

– Cholera jasna!

Wyjął kilka następnych. Większość była w porządku, inne nie. Przejrzenie całej kolekcji zajmie mu dzień, ale na pewno będzie więcej zniszczonych płyt.

– Rany – jęknęła Aisling na widok zniszczeń. – Wygląda na to, że jednak nie miałeś aż tak dużo szczęścia. – Przyjrzała mu się z powątpiewaniem. – Nie jesteś ubezpieczony, prawda?

– Zgadłaś.

Bardzo chciałam opowiedzieć komuś o swoich rodzicach, ale pod ręką miałam tylko Giovannę, a ona się nie nadawała. Poza tym wiedziałam, że wczoraj wieczorem rozmawiała z moim ojcem. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu zgodziła się mimo wszystko iść z nim na randkę. Zdaje się, że tato ma więcej uroku, niż mi się zdawało.

Z drugiej strony trudniej nam się teraz pracowało. Wiedziała, że ja wiem, że umówiła się z żonatym mężczyzną, a fakt, że ten mężczyzna jest moim ojcem, jeszcze bardziej komplikował sytuację. Obie czułyśmy się niezręcznie. Wydawało mi się, że powinnam coś powiedzieć, ale zupełnie nie wiedziałam co. Próbowałam w myślach kilku odzywek, ale żadna z nich nie brzmiała właściwie. Najlepsze, na co mnie było stać, to: „Nic się nie martw, Giovanno, będę milczeć jak grób, jeśli ty też nikomu nie powiesz”. To by się jej pewnie nie spodobało.

Zresztą ona też była dziś bardzo milcząca. Prawie nie wychodziła z kuchni, ale miałam wrażenie, że chce mi coś powiedzieć. W końcu uznałam, że tak jest najlepiej. Powie mi, kiedy będzie do tego gotowa.

W porze lunchu Dulcie była bardzo podekscytowana. Wciąż zadawała pytania. Chciała wszystko wiedzieć – gdzie wybierają się na kolację, jak Giovanna się ubierze, o której się umówili. Biedna Giovanna rumieniła się i mruczała coś pod nosem. Była zgnębiona.

Dopiero po wyjściu Dulcie okazało się, o co chodzi.

– Już dłużej nie wytrzymam, Joanno – stwierdziła żałośnie. – Co ty sobie o mnie musisz myśleć? Przecież wychodzę na kolację z twoim papą, który jest żonaty z twoją matką.

Właśnie podawałam dwa cappuccino. Przyjęłam pieniądze od dwóch młodych kobiet, które z wyraźnym ociąganiem ruszyły do stolika. Wybuch Giovanny bardzo je zaintrygował.

– Wcale nie myślę o tobie źle, jeśli o to ci chodzi – odpowiedziałam cicho. Ulżyło mi, że w końcu załatwimy sprawy między sobą. – Na początku tato trochę mnie zirytował, ale wyjaśnił mi sytuację. Uważam, że wszystko jest w porządku.

– A co z twoją mamma? - dodała zatroskana. – Jak się poczuje, kiedy się dowie?

– Nie ma prawa mieć do taty o to pretensji. – Wzruszyłam ramionami, ale Giovanna nadal miała wątpliwości.

Wyglądała jak kupka nieszczęścia, więc postanowiłam wszystko jej opowiedzieć. Zabrało to nam jakieś pół godziny między jedną kawą a drugą. Poczułam się lepiej, gdy to z siebie wyrzuciłam.

– Myślisz, że ona kocha tego mężczyznę? – zapytała delikatnie.