– Wątpię – odparła lekko Aisling i zatrzasnęła swoją puchatą, czerwoną torebkę. – To, co? Gotowa?
Kiwnęłam w oszołomieniu głową, a ona wzięła mnie pod rękę – niczym starą przyjaciółkę – i wyszłyśmy razem z łazienki, jakby nie zaszło tam nic ważnego.
Wydawało mi się, że ryk tłumu przybrał na sile podczas naszej nieobecności. Z ochotą opuszczałam to miejsce. Poklepałam Aisling w nagie ramię i przekazałam językiem migowym, że już stąd znikam. Ona jednak pokręciła głową i nie puściła mnie.
– Chcę, żebyś najpierw kogoś poznała – odczytałam z ruchu warg.
Trzymała mnie mocno i pociągnęła za sobą.
Na szczęście zmierzałyśmy we właściwym kierunku, w stronę wyjścia. Przy drzwiach Aisling się zatrzymała i zaprowadziła mnie do małej grupki ludzi, wśród których był Steve. Uściskaliśmy się z minami „co za niespodzianka, miło cię widzieć”, jak ludzie nieco zakłopotani. Nie dosłyszałam imienia młodej kobiety, która była z nimi, ale zauważyłam, że nasze nieduże w końcu zgromadzenie przyciąga ogólną uwagę klubowej publiczności. Zanim zdążyłam nad tym się zastanowić, Aisling przedstawiła mnie ostatniej osobie w grupie. I to wszystko wyjaśniło…
– A to… – powiedziała Aisling z wyraźną dumą w głosie – to jest Jamie.
Nie wiem, co mnie bardziej zaskoczyło: fakt, że Aisling naprawdę zna Jamiego Astina – nową sensację muzyki pop, czy to, że udało mi się zachować obojętność, kiedy wziął mnie w ramiona, odchylił do tyłu, jakbyśmy tańczyli tango, i pocałował w szyję. A właściwie w samo gardło.
Gdy mówię, że udało mi się zachować obojętność, mam na myśli to, że nie zachichotałam jak idiotka, nie speszyłam się ani nie poprosiłam go o autograf. Gdy przywrócił mnie do pozycji stojącej, po prostu kiwnęłam głową i powiedziałam mu, że miło – tak, miło! – mi go poznać, po czym przeprosiłam wszystkich i zniknęłam. Powiedziałam, że czekają na mnie na zewnątrz i nie mogę kazać im stać na zimnie. Astin zaprezentował swój wspaniały uśmiech, który znałam z plakatów.
Nim znalazłam Sida i Cass, zdołałam nawet się pozbierać. Aż się paliłam, żeby wszystko im opowiedzieć – i nie chodziło bynajmniej o Jamiego Astina, lecz o rozmowę z Aisling – jednak nagle odniosłam wrażenie, że przeszkodziłam im w czymś ważnym, i ugryzłam się w język. A Cass nawet mnie nie obsztorcowała, że kazałam im tak długo na siebie czekać.
– Tak się zastanawialiśmy… – powiedziała. – Jeśli mamy porozmawiać, to powinniśmy pójść w jakieś spokojne miejsce, na przykład do mnie.
Chciałam zaprotestować, bo przecież to nie miało sensu. Moje mieszkanie było o rzut beretem. Lecz nagle dostrzegłam błysk w oczach Cass. I cielęce spojrzenie Sida. I wszystko pojęłam. Szczerze mówiąc, poczułam się nieco urażona. Przecież mieliśmy też porozmawiać o Pisusie i o moim miejscu w firmie. Tymczasem – przynajmniej w tej chwili – zrobiłam się zbędnym elementem w tym układzie. Najlepsza przyjaciółka chciała mnie spławić, a mój przyszły szef ją w tym wspierał.
– Mówiłeś, że masz mi coś ważnego do powiedzenia – odezwałam się sztywno do Sida. – Jak rozumiem, wszystko idzie zgodnie z planem?
– Nie mogłoby być lepiej – odparł i, owszem, owszem, uśmiechnął się, co mnie dodatkowo zirytowało. – Odzyskaliśmy siedmiu z dawnych klientów.
– Kiedy zaczynamy?
Chciałam wyjaśnić sytuację. Musiałam mieć pewność, że Sid nie chce zastąpić mnie superwydajną Cass.
– W poniedziałek o dziewiątej rano? – Od razu poprawił mi się humor. Sid był teraz znowu ponurym Sidem, co mi zdecydowanie bardziej odpowiadało. – Wydadzą nam klucze do dawnego biura. Im szybciej zaczniemy, tym lepiej.
Cass, rozsądna jak zwykle, przyszła na spotkanie w grubym płaszczu. Ja szczękałam zębami w cienkiej sukience, ale nie ruszałam się z miejsca. Musiałam sprawdzić, czy Sid dotrzyma danej mi obietnicy.
– A zastanawiałeś się nad tym, o czym rozmawialiśmy wcześniej?
Nie mogłam mówić bardziej wprost, bo a nuż Cass uznałaby, że jej również należy się udział od zysków? Wiedziałam, że zachowuję się jak chytrus, co zupełnie nie było w moim stylu, ale trudno. Interesy to interesy.
– Co powiesz na pięć procent? – zapytał.
Nawet w ciemnościach zauważyłam, że odrobinę zbladł.
Nie miałam nic do stracenia, zwłaszcza że nie zastanawiałam się jeszcze nad konkretnymi sumami. Kiwnęłam głową.
– Przypieczętujemy wszystko w poniedziałek – dodał. Od razu poprawił mi się humor i zrobiłam to, czego się spodziewali – pożegnałam się.
– Przepraszam was bardzo, ale jutro pracuję – powiedziałam. Zareagowali tak, jak się spodziewałam – przyjęli moje wymówki z nieszczerym żalem.
Po powrocie do domu Libby poszła prosto do Dana. Przecież na nią czekał. Sam zaproponował spotkanie w piątkowy wieczór. Jak para przyjaciół.
Od dwóch dni nie zamieniła z nim słowa – odkąd odkrył, że się do niego włamano.
Wyglądał na zmęczonego.
– Dowiedziałam się od Aisling, co się stało. Duże straty? – zapytała.
Wpuścił ją do środka. Poszli razem do salonu. Na stole piętrzyły się sterty połamanych kompaktów. Westchnęła współczująco.
– To straszne!
– Prawie sto. – Machnął ręką i przygnębiony opadł na fotel. Rozejrzała się po pokoju, ale nigdzie nie dostrzegła szalika w kratkę.
– Wiesz, kto to mógł być? – zapytała. Pokręcił głową.
– Żadnych podejrzeń?
Znowu pokręcił głową. Co się stało z tym cholernym szalikiem? – zastanawiała się zirytowana. Zniknął z oparcia fotela, a Dan nie wspomina o nim słowem. Przecież doskonale wie, czyją jest własnością.
– Cóż, mnie coś przyszło do głowy… – Przysiadła na sofie. Liczyła na to, że Aisling już mu coś wspomniała, ale nawet jeśli nie, to nie mogła dłużej zwlekać. – Obawiam się, że to się mogło stać przeze mnie.
Spojrzał na nią osłupiały, ale nie powiedział ani słowa.
– W poniedziałek wieczorem rozmawiałam z Joanną. Przykro mi, ale wspomniałam o tym, że my… – Wzruszyła ramionami. – Że spędziliśmy razem noc.
– Po co jej o tym mówiłaś? – Miał zgrozę w oczach.
– Bo to prawda – odparowała rozsądnie. – Nie chciałam, żeby dowiedziała się od kogoś innego. – Westchnęła. – Wydawało mi się, że postępuję słusznie.
– I twoim zdaniem ona to zrobiła… z tego powodu?
– Być może. Wyprostował się.
– Ale po co, skoro jest szczęśliwa z kimś innym?
A niech to, pomyślała Libby. Nie pamiętała już wszystkich głupstw, które mu wciskała.
– Nie wiem. Przecież mogę się mylić. Jednak sam przyznasz, że to dziwny zbieg okoliczności.
Zastanawiał się chwilę.
– Sam nie wiem. Coś mi tu nie gra. Znam Jo. Nie zrobiłaby czegoś podobnego.
Najwyraźniej trzeba nad nim bardziej popracować, pomyślała Libby. Ale nie teraz.
– Jadłeś już kolację? – zmieniła temat. Osłupiał.
– Nie miałem czasu.
– To może weźmiesz prysznic, odprężysz się, a ja tymczasem coś ugotuję?
– Nie chcę ci robić kłopotu.
Z jego tonu wywnioskowała, że nie będzie go trzeba długo namawiać.
– Nie ma o czym mówić. – Uśmiechnęła się. – I to do niczego nie zobowiązuje.
Miał jeszcze wątpliwości, ale w końcu wzruszył ramionami.
– Miałem ochotę na kąpiel – powiedział. – I chętnie wrzucę coś na ząb.
Gładko weszła w rolę matki.
– Więc już cię nie ma. – Klasnęła w ręce. – Zajrzę tylko do siebie i przyniosę parę rzeczy. Nie zamykaj drzwi na klucz, to sama wejdę.
Dziesięć minut później wróciła do jego mieszkania. Gdy stanęła w progu, odezwał się dzwonek telefonu. Dan włączył muzykę, więc na pewno go nie słyszał.