Nalałam sobie herbaty, którą zaparzył. To był earl grey, a nie ten szajs co zwykle – widoma oznaka tego, że tato cieszy się życiem.
Stałam przy oknie i pozwalałam mu opowiadać o tym, jak wspaniale spędzili wieczór. Nie słuchałam go zbyt uważnie. Gdy wspomniał, że za dwa tygodnie chce zabrać Giovannę na „Piratów z Penzance”, mnie przed oczami stanęła nagle moja uwielbiająca Gilberta i Sullivana matka. Kurka wodna! Jak mogłam zapomnieć o najświeższej sensacji?
– Tato – przerwałam mu. – Jest coś, o czym powinieneś wiedzieć.
Poinformowałam go, że jego żona jest w ciąży. I, jakby mi było mało, dodałam jeszcze, że Brian Dick ją kocha i wszystko wskazuje na to, że zajmie miejsce taty w naszym domu rodzinnym.
A gdy już to wszystko wyłuszczyłam, zrobiło się wpół do dziewiątej, więc nie mogłam nawet posiedzieć z nim dłużej i sprawdzić, jak zniesie te wieści, gdy już wyjdzie z szoku. Musiałam lecieć do pracy.
Dan nie wiedział, co począć. Jeszcze kilka dni temu aż się wyrywał do spotkania z Sarą, ale teraz miał wątpliwości.
W jego życiu i tak dużo się działo – kłamstwa Libby, mściwa zemsta Jo. Czy naprawdę chce sobie komplikować życie jeszcze bardziej?
Właśnie odebrał ostatniego maila od Sary. Na początku był pozytywnie zaskoczony, lecz teraz jego zmieszanie rosło. Nie spał zbyt dobrze i choć wcześnie siadł do pracy, nie mógł się skoncentrować. Pracował nad jakąś niedorzeczną anegdotą o jednym z członków zespołu, który zadarł niegdyś z dyrekcją szkoły za kolportowanie jakiegoś ordynarnego wierszyka. To była najgorsza rzecz, do jakiej się dokopał. Zastanawiał się – zresztą nie pierwszy raz – co się, na Boga, stało z rock and rollem?
Głowę zaprzątała mu również wczorajsza rozmowa z Aisling i Steve’em. Coś nie dawało mu spokoju. Dobrze wiedział, że to wszystko jest bez sensu. Trzeba porozmawiać znowu z Aisling, bo inaczej nici z pracy.
Wstał i – szukając sobie czegoś innego do roboty – włączył radio. Leciała właśnie nowa wersja „Careless Whisper”. Raptem Dan uświadomił sobie, że to Vantage-Point. Wydawcy musieli mu o tym mówić. Jak mógł coś takiego przegapić? A przecież to jedna z ulubionych piosenek jego matki oraz temat pierwszych maili wymienionych z Sarą.
I to przeważyło szalę. Zdecydował, że pójdzie do Zoota i spotka się z kobietą, która nie wiedzieć czemu przypominała mu Jo.
– Cieszę się, że przyszłaś – powiedział Nigel Leach tonem, który większość kobiet nazwałaby obłudnym. Libby zaś postanowiła uznać, że jest szczery.
Ociągał się z puszczeniem jej dłoni i cały czas nie odrywał od niej zachwyconego spojrzenia.
Zadzwonił do niej o dziewiątej rano i zapytał, czy mógłby się z nią jak najszybciej zobaczyć. Zdziwiła się, że pracuje w sobotę, ale ponieważ odniosła wrażenie, że sprawa jest naprawdę pilna, zgodziła się przyjść do niego od razu.
– Mam dla ciebie dobre wieści – powiedział, podsuwając jej krzesło.
Tym razem nie zajął swojego fotela, tylko przysiadł na krawędzi biurka. Byli tak blisko, że ich nogi niemal się dotykały.
– Prowadziłem negocjacje z twoimi byłymi pracodawcami – ciągnął z namaszczeniem. – Zgodzili się na wypłatę odszkodowania.
– Już? – zdziwiła się.
– Chcą załatwić sprawę jak najszybciej, aby uniknąć rozgłosu.
Robił wrażenie bardzo zadowolonego z siebie.
– Ile? – zapytała Libby, z miejsca przechodząc do sedna. Sięgnął za siebie, wziął z biurka kartkę i podał jej. Niebieskim długopisem zapisano na niej liczbę.
– Dziesięć tysięcy? Potwierdził skinieniem.
– Mam nadzieję, że jesteś zadowolona.
Pewnie, że była. Spojrzała na niego z uśmiechem. Ileż może się zmienić w jeden dzień, pomyślała. Nie dalej niż wczoraj straciła małą fortunę, a dziś wszystko wygląda inaczej. I – być może – nie tylko na polu finansowym…
– Nie spodziewałam się aż takiej sumy. – Zatrzepotała rzęsami.
– Nie szczędziliśmy wysiłków – stwierdził z dumą. – Oczywiście pozostaje jeszcze do rozstrzygnięcia taki drobiazg, jak moje honorarium, ale tak czy inaczej zostanie ci niezła sumka.
– Rzeczywiście – potwierdziła Libby, która już się zastanawiała nad tym, jak wyda te pieniądze.
Trochę będzie trzeba odłożyć, bo przecież musi za coś żyć do czasu, aż znajdzie nową pracę. Za resztę jednak można będzie zaszaleć.
– Kiedy dostanę pieniądze do ręki? – chciała wiedzieć.
– Za jakiś miesiąc.
– Doskonałe – odparła i oddała mu kartkę. Zakaszlał.
– Zwykle tego nie robię – powiedział. – Ale zastanawiałem się, czy nie poszłabyś ze mną na kolację, żeby to uczcić. Może dziś?
Libby z radością stwierdziła, że zainteresowanie Nigela jej osobą nie jest tylko dziełem jej wyobraźni. Miała ochotę iść z nim na kolację, ale pozostawała jeszcze kwestia Dana. Robiła postępy w roli dobrej przyjaciółki. Planowała dziś wieczorem do niego zajrzeć.
– Pozwolisz, że dam ci odpowiedź trochę później? – zapytała dyplomatycznie. – Muszę sprawdzić, czy uda mi się wykręcić z wcześniejszych zobowiązań – dodała, bo udawanie kobiety rozchwytywanej nigdy nie zaszkodzi.
– Cieszę się – odparł, najwyraźniej pewien, że Libby zrezygnuje dla niego ze spotkania z kimś innym.
Kusiło mnie, żeby powiedzieć Giovannie o tym, co zaszło dziś rano. Wydawała się taka szczęśliwa – szczęśliwsza nawet od mojego taty, zanim zepsułam mu wszystko. Ale nie mogłam tego zrobić, bo: a) to nie moja sprawa i b) nie chciałam jej również wszystkiego zepsuć. I tak niedługo się dowie. Niech chociaż przez jeden dzień żyje w przekonaniu, że życie jest cudowne.
Lecz niełatwo mi było zachowywać się przy niej normalnie, dlatego zamiast wdawać się w rozmowy, które musiałyby skończyć się kłamstwem, wymyśliłam, że boli mnie gardło. A ponieważ Giovanna jest miłą osobą, zamieniła słowo z Dulcie, a ta zgodziła się zostać po lunchu, żebym ja mogła iść do domu i odpocząć.
Moje wyrzuty sumienia jeszcze się pogłębiły, kiedy na do widzenia wcisnęła mi sześć pięćdziesięciofuntowych banknotów do ręki. Dobrze wiedziała, że od poniedziałku zaczynam pracę w nowym Pisusie i że już nie przyjdę do bistra. Tego się jednak nie spodziewałam. Nie mam pojęcia, ile zamierzała mi zapłacić, ale trzy stówy do zdecydowanie więcej, niż oczekiwałam.
A jeśli to rodzaj nagrody za wprowadzenie w jej życie mojego taty? Czy przypadkiem nie biorę pieniędzy pod fałszywym pretekstem? Bo w tym momencie tato pewnie jest już znowu z mamą, wymyśla Brianowi Dickowi od ostatnich i domaga się swoich praw jako właściciel domu i prawowity małżonek. Niełatwo było to sobie wyobrazić, ale po tym, co ode mnie usłyszał, miał prawo być rozdrażniony.
Do domu dotarłam o wpół do czwartej. Mieszkanie było wysprzątane i puste. Sprawdziłam szafę. Rzeczy taty nadal w niej wisiały, co uznałam za dobry znak. Problem polegał na czym innym – tak bardzo chciałam, żeby wszystko dobrze się skończyło, że gdybym nawet znalazła teraz w łóżku uciętą głowę konia, też pomyślałabym, że to dobry znak. Miałam dość. Poprzedniej nocy kiepsko spałam. Dziś wybierałam się do klubu. Wskoczyłam do łóżka i zasnęłam jak kamień.
Obudził mnie dzwonek telefonu. Z drżącym sercem złapałam za słuchawkę.
– Halo – powiedziałam przerażonym, dziecinnym szeptem, oczekując wybuchu mamy.
– To ja – odezwał się tato, a ja wstrzymałam oddech.
– Załatwione – powiedział radośnie. Zaczęłam podejrzewać, że może jest pijany.
– Co jest załatwione? – zapytałam ostrożnie.
– Twoja mama nie jest w ciąży, a Brian Dick się nie wprowadza.
Wciąż nie bardzo rozumiałam. Postanowiłam wgłębiać się w to stopniowo.