– Nie jest w ciąży? – Usiadłam na łóżku.
– Wywołała fałszywy alarm, jak zwykle. Kilka dni temu zrobiła sobie badania, wyniki przyszły dziś rano. – Wyraźnie słyszałam, że tłumi chichot. – Okazało się, że to po prostu menopauza.
O, Boże. To dla niej większy cios niż ciąża. Ale mnie zdecydowanie ulżyło.
– A Dick? – zapytałam lekceważąco.
– A Dick – powtórzył tato – zmienił zdanie. Barbara była nieugięta i powiedziała, że da mu popalić w sądzie, więc wrócił do domu z podkulonym ogonem.
Chwilę trwało, nim ta mieszanina metafor do mnie dotarła. Potem przyszło mi do głowy, że to prawdopodobnie efekt zawziętych starań Nicoli, a nie jej matki. Ale nie pisnęłam o tym ani słowa. Bardziej interesowało mnie, co z małżeństwem moich rodziców.
– A ty, tato? Co zamierzasz?
– Przede wszystkim po to dzwonię – odpowiedział wesoło.
– Chciałem ci powiedzieć, że nie wrócę dziś na noc.
O, rany. Biedna Giovanna. Tak się cieszyła na dzisiejszy wieczór z tatą. Zezłościła mnie jego niefrasobliwość.
– Dzwoniłeś już do Giovanny? – zapytałam sztywno.
– Owszem. Powiedziałem jej, że trochę się spóźnię i że wszystko jej wyjaśnię, kiedy się zobaczymy.
Zupełnie się pogubiłam.
– Nie rozumiem – przyznałam. – A mama?
– Twoja matka? Nie jestem pewien, co teraz robi. Nie zdziwiłbym się, gdyby topiła smutki w alkoholu.
Odrzuciłam kołdrę i zwiesiłam nogi. Poszłam spać w ubraniu. Przesiąknięte zapachem sosu do makaronów ciuchy były niemiłosiernie pomięte.
– Dalej nie rozumiem… – Ogarnęło mnie złe przeczucie.
– Chyba nie zamierzasz oszukiwać Giovanny, co?
Dziwne, że nie przyszło mi nawet do głowy powiedzieć coś o oszukiwaniu mamy. Chyba sobie na to zapracowała.
– Och. Rozumiem, o co ci chodzi. Zdaje się, że kiepsko wszystko wytłumaczyłem, co?
Zapadła krótka pauza. W tym czasie podeszłam do okna i zamknęłam je.
– Nie mam zamiaru wracać do domu – powiedział. – Między mną a twoją matką wszystko skończone i postawiłem sprawę zupełnie jasno. Oczywiście nie była zbyt uszczęśliwiona, ale nie może przecież mieć do mnie pretensji po tym, co się stało.
Czysta prawda. A jednak pewność siebie mojego ojca nadal mnie oszałamiała. Dotąd zawsze był pantoflarzem. Trudno było oswoić się z myślą, że teraz to on pociąga za sznurki. I to po jednej randce z Giovanną?
Potrzeba trochę czasu, żeby się z tym oswoić. A tymczasem coś jeszcze domagało się wyjaśnienia.
– Co chciałeś powiedzieć przez to, że nie wrócisz dziś na noc?
– Cóż… eee… no, wiesz… zostanę u Giovanny.
– Aha – mruknęłam niewyraźnie. – Rozumiem. Szczerze mówiąc, byłam lekko zszokowana. Jedna randka i już… Stłumiłam myśl, nim wyobraźnia poniesie mnie za daleko. Jeden niewierny rodzic to dość jak na jeden tydzień. Poza tym tato zaczynał mnie trochę irytować. Bardzo dobrze, że choć raz w życiu okazał stanowczość, ale bałagan będę sprzątać ja.
– Czy mama wie o Giovannie?
– Nie całkiem – zmieszał się.
– A nie wydaje ci się, że wypadałoby jej powiedzieć?
Ale sama nie byłam tego taka pewna. Kiedy mama się dowie, że tato się z kimś spotyka, na pewno mnie obwini o to, że ich ze sobą poznałam.
– Jeszcze nie teraz – odpowiedział. – To całkiem miłe uczucie mieć moralną przewagę choć raz w życiu. Znasz matkę. Zaraz wykręciłaby kota ogonem i na Giovannę zrzuciła winę za rozpad naszego małżeństwa.
Słusznie. Ale jeśli powie jej to ktoś inny, rozpęta się burza.
– Szkoda, że nie możemy jej na jakiś czas usunąć ze sceny – powiedziałam, bardziej z myślą o sobie niż o nim.
Bałam się, że mama zaraz do mnie zadzwoni i zażąda, żebym przyjechała do domu wysłuchać jej żalów.
Leżałam na łóżku i gapiłam się w sufit. Nagle wpadłam na pewien pomysł.
– Lepiej już leć – powiedziałam do taty. – Giovanna na ciebie czeka.
– Dobrze. To do zobaczenia… eee… jutro.
– Posłuchaj, tato. – Wzniosłam oczy do góry. – Jeśli mam się do tego wszystkiego przyzwyczaić, to może byłoby lepiej, gdybyś przestał się zachowywać jak zawstydzony nastolatek. Bo wtedy ja też jestem zażenowana.
– Dobrze – odparł odważnie. – Więc do zobaczenia jutro.
Wstałam, odłożyłam słuchawkę i przyniosłam torebkę z drugiego pokoju. Wyjęłam z niej notes z adresami i wyszukałam numer domowy mojego brata. Wyliczyłam, że w Kalifornii jest teraz około dziesiątej rano, więc może przy odrobinie szczęścia złapię go w domu. Pierwszy raz w życiu nie zaprzątałam sobie głowy kosztem połączenia. Jeśli uda mi się nakłonić Matthew, żeby zaprosił do siebie mamę, będzie to warte każdego wydanego centa…
Dan szedł właśnie do Aisling. Próbował złapać ją wcześniej, ale albo poszła dokądś ze Steve’em, albo oddawali się maratonowi-seksatonowi i nie reagowali na stukanie do drzwi.
Widział się już z Libby. Wpadła do niego z pytaniem, co robi dziś wieczorem, a on skorzystał z okazji, żeby jej powiedzieć, co o niej myśli. A przynajmniej taki miał zamiar.
Jednak rzeczywistość okazała się nieco odmienna.
– Skąd wiesz, że to ja kłamię? – zapytała spokojnie, gdy oznajmił, czego się dowiedział poprzedniej nocy.
Czyli tego, że Libby – nie wiedzieć czemu – powiedziała Jo, że on jest z Aisling.
Nie wpuścił jej do środka. Stał w progu z rękami skrzyżowanymi na piersi, tarasując wejście.
– Aisling nie miała powodu, żeby kłamać – wyjaśnił.
– Nie miałam na myśli Aisling.
Jedno musiał jej przyznać – potrafiła zachować zimną krew. Spodziewał się, że nerwy jej puszczą, gdy oskarży ją o kłamstwo, ona jednak nadrabiała tupetem.
– Chcesz powiedzieć, że Jo to wszystko uknuła? Cóż, bardzo cię przepraszam, Libby – stwierdził stanowczo – ale to się nie trzyma kupy.
– A niby w jakim celu miałabym naopowiadać jej takich rzeczy? – zapytała. Pokręciła głową z namysłem i nagle uśmiechnęła się szyderczo. – Och, już rozumiem. Myślisz, że zrobiłam to po to, by mieć cię tylko dla siebie, tak?
Albo umiała świetnie blefować, albo mówiła prawdę. Przez chwilę Dan nie potrafił tego rozstrzygnąć. Słuchając jej, człowiek zaczynał wierzyć nie tylko w to, że opowiada bzdury, ale że jest podłym egoistą. Porzucił więc ten wątek. Było jeszcze coś, co go nękało.
– Zasugerowałaś, że Jo włamała się do mnie, bo dowiedziała się, że spędziliśmy razem noc…
Libby podrzuciła buntowniczo głowę, gotowa odparować każdy jego atak.
– Jeśli rzeczywiście szalała z wściekłości… – ciągnął mniej pewnym głosem, bo brzmiało to coraz bardziej absurdalnie. Tak absurdalnie, że zastanawiał się, jak w ogóle mógł coś takiego wymyślić -…To czemu nie włamała się do mnie wcześniej, kiedy rzekomo chodziłem z Aisling?
Libby zastanowiła się przez chwilę, a potem w jej oczach błysnęła znajoma iskierka.
– Nie widzisz, że to właśnie dowodzi, że mówię prawdę?
– Pokręciła głową, jakby miała do czynienia z idiotą. – Gdybym naprawdę nagadała jej takich bezsensownych głupot, wycięłaby ci jakiś numer wcześniej.
Potarł lewą skroń. To mu nie przyszło do głowy. Westchnął.
– Nie wiem, Libby… Ale dzieje się coś dziwnego.
– Niewątpliwie – ironizowała. – Jeśli więcej dla ciebie znaczy słowo stukniętej byłej dziewczyny, to twoja sprawa. – Po czym odwróciła się na pięcie i pobiegła na górę.
– Co jest? – dopytywała się Aisling. – Wyglądasz koszmarnie.
– Cześć, Ash – mruknął i wszedł za nią do różowo-białego salonu przypominającego scenografię filmu z lalką Barbie w roli głównej.