Dan wciąż nie mógł w to uwierzyć, chociaż czek leżał tuż przed jego nosem.
– Aisling Carter, nie doceniałem cię – oznajmił, marszcząc brwi.
– Rzeczywiście, byłam całkiem niezła. – Rozpromieniła się. – I wykazałam się doskonałym wyczuciem czasu. Na pewno nie byłaby tak chętna do współpracy, gdyby za progiem nie czekał ten fagas.
Dan wzniósł toast butelką piwa.
– Cóż, tak czy inaczej, jestem ci bardzo wdzięczny. Aisling przechyliła głowę na bok i zerknęła na niego uważnie.
– To nie tylko moja zasługa. Nie udałoby się, gdyby nie zadzwoniła do mnie Jo.
Dan nie miał o tym pojęcia. Nadal nękały go wyrzuty sumienia, że uwierzył w winę Jo. I było coś jeszcze, co mu się zupełnie nie chciało pomieścić w głowie.
Aisling wypiła łyk piwa i skrzywiła się.
– To piwo nie jest lepsze od twojej kawy i twoich likierów. Dan pociągnął z butelki i wzruszył ramionami.
– Mnie tam smakuje.
Uśmiechnął się do niej. Siedziała obok na kanapie, zwinięta w kłębek, ze stopami wsuniętymi za jego plecy. Miała na sobie wygodny, czerwony sweter. Wróciła do swojej starej fryzury i wyglądała ślicznie. Ciekawe, jak całuje?
– Jak się mają sprawy między tobą a Steve’em? – zapytał.
– Doskonale – odparła z błyskiem w oku.
– Więc to coś poważnego? – badał ostrożnie.
– Tak daleko bym się nie posunęła – odparła, marszcząc lekko brwi. – Czemu zmieniłeś temat? Dopiero co mówiliśmy o Jo.
– Prawda.
Aisling zamyśliła się na chwilę.
– Wiesz, co mnie przyprawia o gęsią skórkę? – powiedziała. Pokręcił ostrożnie głową.
– Myśl, że Libby ufarbowała sobie włosy na rudo, żeby jak najbardziej upodobnić się do Jo. Teraz znowu wróciła do brązu.
Westchnął. Nie tak dawno temu przyszło mu do głowy to samo. Najbardziej jednak męczyło go to, że Aisling nie chciała przestać mówić o Jo.
– Lada dzień książka powinna trafić do księgarń – spróbował po raz kolejny zmienić temat.
– Niezłe tempo! – odpowiedziała zaskoczona. Przyjrzała mu się z zaciekawieniem. – Nigdy mi nie mówiłeś, o czym piszesz.
Uśmiechnął się szeroko. Ostatnio zmienił podejście do sprawy. Uznał, że nie ma sensu obrażać się na swoją pracę. Skoro muzyka boysbandu dostarcza ludziom przyjemności, to kimże on jest, żeby się na to obrażać?! Zwłaszcza że dzięki temu ma na czynsz.
– O Vantage-Point – odpowiedział, tylko odrobinę zażenowany.
Trzeba się do tego przyzwyczaić, bo przecież zgodził się umieścić swoje nazwisko na okładce.
Uśmiechnęła się do niego trochę drwiąco.
– Teraz rozumiem, czemu tak się spieszą z wydaniem – powiedziała, a on kiwnął głową.
Ze dwa tygodnie temu zespół trafił na pierwsze miejsca list przebojów. Wszyscy spodziewali się, że utrzyma pozycję do Bożego Narodzenia.
Przez chwilę siedzieli w przyjacielskim milczeniu, a potem Aisling przysunęła się bliżej. Przez chwilę wpatrywali się w siebie. Potem, ku zaskoczeniu Dana, pochyliła się w jego stronę i pocałowała go w usta. A ponieważ – jak mu się zdawało – na to właśnie miał ochotę, odpowiedział na jej pocałunek. I stwierdził, że czułby to samo, całując kartofel.
– Tak myślałam – powiedziała, kiedy już się od niego odsunęła. Pokręciła głową i westchnęła. – Danie Baxterze, nieważne, jak długo to potrwa, ale nie ruszę się stąd, aż mi powiesz, dlaczego unikasz rozmowy o Jo.
Dobre dwadzieścia minut ciężkiej pracy i w końcu wydusiła z niego wszystko. A kiedy usłyszała, co się dokładnie stało, zaniosła się głośnym śmiechem.
– Niesamowite – mruknęła, kiedy się już uspokoiła. – Nie rozumiesz, co to znaczy?
– To znaczy, że chciała zrobić ze mnie głupka. Jęknęła z rozdrażnieniem.
– Nie, idioto. Jej plan nie wypalił, wszystko wymknęło się spod kontroli, ale na pewno chodziło jej o kontakt z tobą. Nie zapominaj, że się z nią widziałam. Moim zdaniem nadal jej na tobie zależy.
– Dziwnie to okazuje – powiedział ponuro.
Aisling odsunęła się od niego z wyrazem twarzy wskazującym, że doznała olśnienia.
– A nie wydaje ci się, że ostatni list mogła wysłać ze skrzynki służbowej celowo? To znaczy, nie świadomie celowo, ale podświadomie. Jakby w głębi ducha chciała, żebyś się o tym dowiedział.
– Do diabła, czemu miałaby to zrobić?
Aisling pokręciła głową, jakby nie potrafiła pojąć ogromu jego głupoty.
– Żebyś do niej w końcu zadzwonił i zrobił jej awanturę.
Rozdział 19
W sobotę tato zaproponował wspólne, późne śniadanie. Przygotował wszystko sam, w tym jajecznicę z pysznym wędzonym łososiem z delikatesów na dole. Kupił też świeżo mieloną kolumbijską kawę. Aby podkreślić wyjątkowość okazji, przeniosłam stół kuchenny pod okno w salonie. Na dworze było, co prawda, dość ponuro, ale po raz pierwszy doceniłam widok na rzekę. Rzecz w tym, by mieć go z kim dzielić.
– Później pojadę chyba do domu – oznajmił tato, nalewając mi kawy. – Muszę zabrać trochę rzeczy.
Zerknęłam na niego podejrzliwie.
– Wątpię, czy zmieszczą się tu jeszcze jakiekolwiek rzeczy.
Rozejrzałam się dookoła. Pokój z wolna wypełniał się kartonami. Tato robił regularne wypady do swojego byłego domu i zawsze wracał z kilkoma pudłami. Przemknęło mi przez głowę, że na czas pobytu mamy w Kalifornii mógłby wrócić do domu, ale chyba chciał się zupełnie odciąć od tego miejsca.
– Wiem, że to trudne. – Wzruszył ramionami. – Muszę zrobić jak najwięcej przed powrotem twojej matki.
– Zanim się dowie, że sprawa z Giovanną jest poważna, tak? Potaknął zmieszany.
– Zdaje mi się, że nie będzie zbyt szczęśliwa. Mnie się też tak zdawało, ale nie w tym rzecz.
– Coś będziemy musieli z tym zrobić – zauważyłam. Korzystając z okazji, próbowałam mu jakoś powiedzieć, że nadszedł czas, żeby podjąć jakieś decyzje. – Robi się tu za ciasno dla nas dwojga i jest… eee… – mówiłam to niechętnie, ale nie było wyjścia. -…Jest pewien problem z prywatnością.
– Właśnie – powiedział, odkładając nóż oraz widelec i patrząc na mnie w skupieniu. – Myślałem o tym.
– Naprawdę? Kiwnął głową.
– Kilka razy wspomniałaś, że nie przepadasz za tym mieszkaniem.
– Zgadza się.
– A ja je lubię. Zastanawiałem się nad podpisaniem umowy o wynajem, gdybyś oczywiście ty chciała z niego zrezygnować.
– Niezły pomysł. – Nabrałam na widelec nieco zbyt wysmażonej jajecznicy, starając się odsunąć na bok przypalone kawałki. – Ale jego realizacja jeszcze potrwa.
Przeniósł spojrzenie w stronę okna. Wyczułam, że zrobiło mu się nieswojo.
– Tymczasem mógłbym je od ciebie podnająć. Odłożyłam widelec i pogrążyłam się w myślach. W końcu zrozumiałam.
– Czyli chcesz, żebym się wyprowadziła?! – Zerknęłam znowu na stertę kartonów. – Więc to dlatego zwoziłeś tutaj wszystkie swoje rzeczy!
– Robisz z igły widły. – Zrobił duży wysiłek, żeby spojrzeć mi prosto w oczy. – Moim zdaniem, to ma sens.
Wizja eksmisji z własnego mieszkania nie jest przyjemna, chociaż muszę przyznać, że pomysł miał ręce i nogi. Mimo to wciąż byłam nieco wkurzona.
– Mam nadzieję, że nie zamierzasz mnie wyrzucić przed Bożym Narodzeniem?
– Oczywiście, że nie – odparł z wyraźną ulgą. Chyba poszło lepiej, niż się spodziewał. – Na dowód szczerości intencji mam propozycję. Mógłbym wziąć na siebie czynsz od początku tego miesiąca. Co ty na to?
Co ja na to? Jak na lato. Pełen zachwyt.
– Ale mogę zatrzymać swój pokój, dopóki sobie nie znajdę czegoś innego?