Выбрать главу

– Nudny i zaręczony – wtrącił się Sid. – Nie zauważyłyście, jaki pierścionek miała na palcu ta mała?

Pokręciłam zdesperowana głową. Jeśli nawet ktoś taki jak Tim jest dwulicowym łajdakiem, to kto nie jest?

Westchnęłam i wzięłam pod rękę Cass, która wzięła pod rękę Sida. Zostawiliśmy klub za plecami.

– Co się stało w środku po moim wyjściu? – zapytałam.

– Marco chciał za tobą iść – wyjaśniła Cass. – Powiedziałam mu jednak, żeby lepiej cię dziś zostawił w spokoju.

– Lepiej niech mnie zostawi w spokoju na zawsze – stwierdziłam.

– A co z twoim ojcem i Giovanną? Marco zostanie twoim bratem, więc będziecie musieli traktować się w cywilizowany sposób.

– Nic się nie martw, taki właśnie mam zamiar. Ale nie chce mi się wysłuchiwać jego usprawiedliwień. – Spojrzałam na Sida. – Czy to by było bardzo małostkowe, gdybym cię poprosiła, żebyśmy w przyszłości gdzie indziej szukali pracowników?

– Słucham? – żachnął się z udawanym oburzeniem. – Po tych wszystkich wydatkach i kłopotach, na jakie naraziła się dziś Nicola?

– Właśnie – mruknęłam.

– Skoro tego chcesz…

Pośmialiśmy się trochę, a potem Sid i Cass spojrzeli po sobie.

– Powiemy jej? – zapytał Sid.

– Co mi powiecie? – Popatrzyłam na Cass.

Właśnie przechodziliśmy przez jezdnię w drodze do postoju taksówek.

Uśmiechnęła się nieśmiało i kiwnęła głową do Sida.

– Zamierzamy się zaręczyć – oznajmił uroczyście.

– Zaręczyć się! – powtórzyłam głupio.

– Owszem. – Cass ścisnęła mnie za rękę. – Zaręczyć.

– I chcielibyśmy zaprosić cię do mojego domu na małą uroczystość z tej okazji. W przyszłą sobotę – dodał Sid.

Rozdział 20

Naszej matce w końcu odbiła kompletna szajba. Nie powiem ci, co teraz wyprawia, bo to jej rzecz, ale ostrzegam - czeka cię niezły wstrząs!

Nie próbuj się ze mną skontaktować przez kilka najbliższych dni, bo wyjeżdżam w delegację. I chwała Bogu.

Matt

Ten e-mail przyszedł na początku tygodnia. Z jednej strony miałam ochotę zadzwonić do mamy, ale z drugiej wcale nie chciałam wiedzieć, co się tam dzieje. Więc tylko się zamartwiałam. Nałożyły się na to dalsze kłopoty, więc kiedy w piątek po południu wróciłam do domu na szczęście dość wcześnie – głowa mi puchła.

W pracy panował obłęd – w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Harowaliśmy do późna, ale wszystko szło zaskakująco dobrze. Zdobyliśmy zupełnie nowego klienta, co – jeśli wszystko dobrze się ułoży – powinno przynieść nam ogromne zyski. Przypuszczam, że nawet Sid nie mógł uwierzyć w nasze szczęście. A ja – przyznaję – nic innego nie robiłam, tylko myślałam, jaki efekt na saldo mojego konta będzie miało pięć procent od takiego świetnego kontraktu.

Więc to nie praca dała mi w kość, raczej fakt, że w kółko coś mnie od niej odrywało. Marco wydzwaniał na okrągło. Unikałam go skutecznie aż do środy, kiedy w końcu pojęłam, że mi nie odpuści, póki się z nim nie spotkam.

Umówiliśmy się na dziesięciominutowe spotkanie podczas przerwy na lunch. Spacerowaliśmy wokół biurowca, ja jadłam kanapkę z serem i świeżym ogórkiem, a on mówił dokładnie to, czego się spodziewałam. Że to wina Nicoli. Że praktycznie się na niego rzuciła. Biedaczek… Byłam całkiem miła, bo nie chciałam wywołać zawirowań w układzie między naszymi rodzicami, ale szczerze mówiąc, mało mnie to wszystko obeszło. Przyjęłam jego wykrętne przeprosiny, lecz twardo obstawałam przy tym, że między nami koniec. Dla uspokojenia obiecałam, że nie pisnę ani słówka Giovannie. I tak będzie rozczarowana, że nam nie wyszło. Niech przynajmniej się na niego nie wścieka. Chyba był mi za to wdzięczny.

Inaczej przedstawiała się sprawa z Nicolą, która chyba doszła do wniosku, że dziecinne zabawy w rewanż mogą skończyć się stratami na gruncie zawodowym. Ona też zostawiała mi liczne wiadomości. Przetrzymałam ją aż do czwartkowego popołudnia. Podczas telefonicznej rozmowy przyjęła taktykę z gatunku „przesadzasz”. Twierdziła, że to było tylko cmoknięcie w policzek. Na co ja odparłam, że jeśli w jej wykonaniu tak wygląda cmoknięcie w policzek, to boję się myśleć, do czego jest zdolna. Na co ona zaśmiała się nerwowo i zaproponowała spotkanie na drinka po pracy.

Być może, gdyby postawiła sprawę uczciwie, potraktowałabym ją uprzejmiej – tak, jak Marca. Więc wzięłam głęboki oddech i powiedziałam jej grzecznie, żeby dała mi spokój. To było całkiem przyjemne.

Po powrocie do domu musiałam zająć się tatą, który krążył po mieszkaniu jak zwierzę w klatce. Umierał ze strachu na myśl o reakcji mamy, która musi w końcu dowiedzieć się o Giovannie. Na początku nie martwił się tym zbytnio, ale teraz, gdy ich romans wyglądał coraz poważniej, jego niepokój rósł z dnia na dzień. Nie powiedziałam mu jeszcze o alarmistycznym mailu od Matta. Nie chciałam dokładać mu kłopotów, zwłaszcza że sama nie miałam pojęcia, co się dzieje.

W pracy nie było czasu na prywatną korespondencję, więc dopiero teraz otworzyłam komputer, żeby sprawdzić pocztę. Na widok listu od matki wstrzymałam oddech. Straciłam głowę i dałam się ponieść wyobraźni. Stanęły mi przed oczami różne ewentualności, jedna gorsza od drugiej. Co w pewnym sensie wyszło mi na dobre, bo gdy w końcu przeczytałam e-mail, okazało się, że sytuacja nie jest nawet w połowie taka zła, jak by być mogła.

Znalazłam w Kalifornii swój duchowy dom i zamierzam tu zostać.

Muszę powiedzieć, że Twój brat mnie rozczarował. Zachował się obcesowo i niemile. Postanowiłam z nim nie rozmawiać, dopóki nie zacznie się zachowywać uprzejmiej. Można by pomyśleć, że przyznałam się do popełnienia morderstwa. A przecież poinformowałam go w sposób otwarty, jak przystało na dorosłego człowieka, że postanowiłam zostać w Ameryce, żeby zbadać swoją seksualność.

Wprowadzam się do Angeliki, sąsiadki Matthew. To wspaniała kobieta. Bardzo się kochamy.

Ufam, że przyjmiesz te wieści lepiej niż twój brat. Chciałabym też, abyś przekazała ojcu, że występuję o rozwód. Zdaję sobie sprawę, że to będzie dla niego duży wstrząs, jednak obie z Angelicą uważamy, że powinnam zerwać z przeszłością, nim rozpocznę nowe życie.

PS

Może przyjechałabyś do nas na święta?

Twoja kochająca matka

Gdy minął pierwszy szok wywołany końcówką listu, siedziałam przez pełne pięć minut przed komputerem i rozważałam możliwe konsekwencje tych rewelacji. Tato spadł na cztery łapy. Pewnie się ucieszy. Niestety, Matt był w gorszej sytuacji. Zrealizował się jego największy koszmar – matka zamieszka w sąsiedztwie i będzie „badać swoją seksualność” tuż przed jego nosem. Parsknęłam śmiechem.

I dobrze mu tak, pieszczoszkowi mamusi!

Książkę przywieziono rano. Wyglądała zaskakująco dobrze. Dan spodziewał się najgorszego, biorąc pod uwagę pośpiech, z jakim ją przygotowywano. Okładka była niezła – z zabawnym zdjęciem pięciu chłopaków z Vantage-Point. Wyglądali trochę jak łobuzy, trochę jak sympatyczni chłopcy z sąsiedztwa. I nawet się nie skrzywił na widok swojego nazwiska wypisanego dużymi literami na okładce.

Wydawnictwo przysłało mu dwadzieścia egzemplarzy autorskich. Na trzech z nich, zgodnie z obietnicą, widniały podpisy wszystkich muzyków. Zdaje się, że książka przypadła im do gustu – sądząc po trudzie, jaki sobie zadali. Każdej z sióstr napisali oddzielne dedykacje. Dan był absolutnie pewien, że po czymś takim akcje Cass podskoczą niebywale.