Выбрать главу

W końcu mężczyzna zaczął mówić, wyraźnie i płynnie.

Rozdział pierwszy

ODRODZENIE

Po przemówieniu Kręgi i po drobnych zabiegach zwilżanych z uporządkowaniem spraw osobistych — miało to przecież potrwać trochę dłużej — zgłosiłem się do Kliniki Służb Ochrony Konfederacji. Naturalnie, byłem tam już wiele razy przedtem, nigdy jednak specjalnie w tym właśnie celu Było to przecież miejsce, gdzie programowo nas przed wykonaniem misji, dostarczając niezbędnej podczas jej wykonywania informacji. Doprowadzano nas tam do pierwotnego stanu także po zakończeniu misji. Praca moja, co zrozumiałe, często była pozalegalna (termin ten, W moim odczuciu, jest bardziej właściwy od „nielegalna”, jako że ten drugi implikuje zamiar popełnienia przestępstwa) i często tak delikatna, że w żaden sposób nie można jej było ujawnić. By uniknąć takiego ryzyka, wymazywano z pamięci agentów wszystko, co dotyczyło misji. Zdarzyło się to każdemu z nas.

Życie takie, w którym delikwent nie wie nawet, gdzie był i co robił, może wydawać się dziwne, jednak ma ono swoje plusy. Skoro potencjalny wróg, czy to polityczny, czy wojskowy, wie, iż wymazano ci, co trzeba, możesz sobie praktycznie wieść normalne, spokojne życie po zakończeniu każdej misji. Nie ma sensu cię likwidować, bo przecież nie posiadasz wiedzy na temat tego, co zrobiłeś, dlaczego to zrobiłeś, czy dla kogo to zrobiłeś. W nagrodę za te przerwy w życiorysie agent Konfederacji prowadzi żywot przyjemny i luksusowy, otrzymuje niemal nie ograniczoną liczbę pieniędzy i wszystko, co jest mu potrzebne do życia w komforcie. Ja osobiście obijałem się tu i tam, pływałem, uprawiałem hazard, jadałem w najlepszych restauracjach, grałem w różne gry zręcznościowe i w tenisa, w czym byłem me tylko niezły, ale co pozwalało mi również utrzymywać dobrą kondycję fizyczną. Życie takie sprawiało mi wielką przyjemność, oczywiście z wyjątkiem regularnych sześciotygodniowych treningów związanych z ciągłym przekwalifikowaniem, treningów przypominających szkolenie wojskowe, tyle że o wiele bardziej przykrych. I nigdy nie miewałem wyrzutów sumienia z powodu takiego trybu życia. Treningi nie pozwalały, by ciało lub umysł zmiękły od zbytnich komfortów. Implantowane na stałe czujniki nieustannie monitorowały wszystkie najważniejsze parametry i decydowały o tym, kiedy przydałaby ci się „odnowa biologiczna”.

Często zastanawiałem się nad tym, jak bardzo wyrafinowane są te czujniki. Myśl bowiem, iż cała służba bezpieczeństwa mogłaby oglądać moje ekscesy, z początku baranie irytowała, ale po jakimś czasie nauczyłem się w ogóle o tym nie myśleć.

Życie, jakie mi oferowano w tym zawodzie, było po prostu bardzo miłe. Poza tym i tak nie miałem żadnego wpływu na te sprawy. Ludzie na większości cywilizowanych światów także mieli wszczepione podobne czujniki, tyle że nie tak wyrafinowane technicznie jak moje. Jakże bowiem inaczej dałoby się utrzymać w porządku, postępie i pokoju tak olbrzymie masy rozrzuconej w przestrzeni ludzkości.

Kiedy jednak zbliżał się termin kolejnej misji, nie można było przecież rezygnować z nabytego uprzednio doświadczenia. Wymazanie danych z mózgu bez ich zmagazynowania gdzie indziej byłoby wielce niepraktyczne, bo przecież dobry agent staje się coraz lepszy dzięki temu, iż nie powtarza własnych błędów. Dlatego właśnie należało udać się do naszej kliniki, gdzie przechowywano to wszystko, czego kiedykolwiek doświadczyłeś, i pozwolić, by ci to na powrót wpisano, tak żebyś znów mógł być, powiedzmy, kompletny na duszy i ciele przed następną misją.

Zdumiewał mnie zawsze mój stan, kiedy wstawałem z fotela po przywróceniu mi pamięci. Nawet wyraźne wspomnienia tego, czego dokonałem, wprowadzały mnie w zdumienie. Dziwiło mnie bardzo, iż to ja właśnie, wybrany ze wszystkich ludzi na świecie, zrobiłem to czy owo.

Tym razem wiedziałem jednak, że proces ten pójdzie o jeden krok dalej. Nie tylko kompletny, pełen „ja” wstanę z tego fotela, ale ta sama pamięć zostanie odciśnięta w innych umysłach, w innych ciałach, w tylu, ile będzie niezbędnych do uzyskania właściwego rezultatu. Zastanawiałem się, jacy oni będą, jakie będą te cztery wersje mnie samego. Fizycznie prawdopodobnie będą się ode mnie znacznie różnić. Łamiący prawo, których tu spotykałem, na ogół nie pochodzili z żadnego z cywilizowanych światów, gdzie ludzi standaryzowano w imię równości. Nie ci ludzie wywodzili się z pogranicza, spośród kupców, górników i wolnych strzelców, którzy egzystowali na obrzeżach cywilizacji i którzy dla takiej ekspansywnej cywilizacji byli niezbędni, warunki bowiem, w jakich żyli, wymagały olbrzymiej indywidualności, samodzielności, oryginalności i wyobraźni. Głupia władza zlikwidowałaby ich wszystkich, ale głupia władza degeneruje się i traci witalność i możliwości dalszego rozwoju właśnie poprzez standaryzację. Naturalnie,Utopia” przeznaczona była dla mas, jednakże nie dla każdego; w przeciwnym razie nie pozostałaby „Utopią” zbyt długo.

Ten problem pojawił się zresztą, już gdy tworzono Rezerwat Rombu Wardena. Niektórzy z tych twardzieli z pogranicza mieli tak silne poczucie niezależności, że stanowili pewne zagrożenie dla stabilności światów cywilizowanych. Kłopot bowiem polega na tym, że ten, który potrafił rozluźnić więzy utrzymujące nasze społeczeństwo w całości, na ogół należy do kategorii najbystrzejszych, najbardziej przebiegłych, najbardziej bezwzględnych i najbardziej oryginalnych umysłów wyprodukowanych przez to społeczeństwo, a tym samym nie jest kimś, komu lekką ręką wymazuje się zawartość mózgu. Romb mógł skutecznie zatrzymać ten gatunek ludzi na zawsze, dostarczając im jednocześnie twórczych możliwości, które pod subtelną kontrolą mogłyby nawet dać coś wartościowego samej Konfederacji, choćby to miał być jedynie jakiś pomysł, nowa idea, myśl, spojrzenie na skomplikowany problem.

Oczywiście przestępcy, których tam wysyłano, bardzo chcieli okazać się przydatni, skoro alternatywą dla nich była śmierć. W rezultacie tego wszystkiego wiele twórczych umysłów stało się niezbędnymi dla Konfederacji, czym zapewniły sobie własne przetrwanie. Przewidziano taką możliwość i potrafiono ją wykorzystać. Podobnie jak inne przestępcze organizacje w przeszłości, ta również oferowała usługi, o których ludzie byli przekonani, iż są nielegalne lub niemoralne, a których mimo to pożądali.

Ta cholerna sonda sprawiała mi ból jak wszyscy diabli. Zazwyczaj odczuwałem jedynie mrowienie, po którym następowało uczucie senności i sen, z którego budziłem się po kilku minutach w świetnej formie. Tym razem mrowienie przeszło w ból, który wydawał się wwiercać do czaszki, skakać w jej wnętrzu i obejmować kontrolę nad całą moją głową. Było to tak, jak gdyby olbrzymia dłoń objęła mój mózg, puściła, znowu ścisnęła, wszystko to w ogłuszającym bólem rytmie. Zamiast więc zasnąć, straciłem przytomność.

Przebudziłem się i jęknąłem cicho. Bolesne pulsowanie ustało, ale pamięć o nim była zbyt świeża i zbyt żywa. Minęło kilka minut, nim znalazłem w sobie dość sił, by usiąść. Napłynęły stare wspomnienia, a ja zdumiewałem sam siebie, przypominając sobie niektóre z mych dawnych przygód. Zastanawiałem się, czy moje „sobowtóry” zostaną poddane podobnej „kuracji”, skoro ich pamięci nie da się wymazać po zakończeniu misji, tak jak mojej. Uzmysłowiłem sobie, iż będą one musiały być zlikwidowane, jeżeli są w posiadaniu całej zawartości mojej pamięci. W przeciwnym bowiem razie zbyt wiele tajemnic znalazłoby się na planetach Rombu Wardena i mogłyby one wpaść w ręce ludzi, którzy wiedzieliby, jaki z nich zrobić użytek.