Выбрать главу

– A teraz – oznajmił zdecydowanie – kolacja. Proszę pójść ze mną do kuchni i porozmawiać, a ja coś przygotuję.

– Naprawdę umie pan gotować?

– Czy ryba umie pływać? – spytał. – Naturalnie.

– Wyraz jej twarzy skłonił go do bliższych wyjaśnień.

– Potrafię przyrządzić befsztyk, parówki, tłuczone ziemniaki i frytki. Robię też wspaniałą kawę. To jest mój cały repertuar.

Tym razem był befsztyk. Kate przysiadła na brzegu wielkiego stołu i popijając szampana, obserwowała gospodarza, który mówił o swoich planach.

Wiedziała, czym są marzenia. Jej małżeństwo wypełnione było marzeniami Douga. Po raz pierwszy pomyślała jednak, że marzenie Richarda nie jest chwilowym kaprysem. Opowiadał, jak wyobraża sobie strukturę szpitala, dyżury i pracę zmianową pielęgniarek oraz personelu pomocniczego. Wyznaczył stałe godziny na przeprowadzanie zaplanowanych zabiegów i przygotował projekt procedury postępowania w nagłych wypadkach. Chciał rozszerzyć działalność pogotowia ratunkowego i o tej sprawie rozmawiał już na miejscu, w dolinie, oraz w Melbourne.

– Muszę wiedzieć, czym chciałaby pani się zająć. Położnictwem?

Przewrócił befsztyk na drugą stronę i zaczął kroić na blacie cebulkę.

– Mam taką specjalizację – przyznała. – Ale i tak nie dostaniemy pozwolenia na odbieranie porodów.

– Możemy, ze względu na oddalenie – zaoponował.

– Poza tym, świetnie sobie radzę z cesarskim cięciem.

– Musi być trzech lekarzy. Jeśli nie ma w zespole pediatry, nie można tego robić.

– Można je jednak wykonać w nagłym przypadku – oświadczył z przekonaniem Richard. – Nie musimy skazywać kobiety na dwugodzinną podróż karetką wiedząc, że skończy się to urodzeniem martwego dziecka.

– To prawda. – Wróciła myślą do sprawy sprzed trzech miesięcy. Wczesnym rankiem wezwała ją żona jednego z miejscowych rolników. Dojechawszy na miejsce stwierdziła, że akcja porodowa już się zaczęła, i to parę dni wcześniej. Twarz Kate zmieniła się tak bardzo, że Richard odłożył nóż.

– O czym pani myślała?

Potrząsnęła głową.

– Żałowałam, że nie było tu pana trzy miesiące temu – powiedziała po prostu. – Straciłam dziecko.

– Przecież kobiety stąd rodzą w mieście.

– Powinny – odparła Kate. – Nie można ich jednak do tego zmuszać, a dla wielu z nich nie jest to dobre rozwiązanie. Często mają rodziny, których nie mogą zostawić; nie mają też gdzie zatrzymać się w mieście, żeby doczekać porodu. Tak więc zostają tutaj i ryzykują.

– I czasami to nie popłaca?

– Niestety.

Richard zajął się znów befsztykiem; dorzucił cebulę i lekko podsmażył. Zręcznie przełożył gotowe danie na talerze, uzupełnił warzywami i postawił na stole.

– Kolacja podana – oznajmił z namaszczeniem.

– Na pewno lepsza od kanapek z serem.

Musiała przyznać mu rację. Befsztyk rozpływał się w ustach i ze zgrozą uświadomiła sobie, że nie pamięta nawet, jak dawno temu jadła poprzedni. Od lat odżywiała się wyłącznie kanapkami z serem, mielonymi kotletami i warzywami. A wino… Otworzyła oczy szeroko widząc, jak Richard odkorkowuje butelkę czerwonego wina.

– Jeśli to tylko dla mnie, to dziękuję – zaprotestowała.

– Tylko dla pani. – Uśmiechnął się. – Udało mi się skłonić panią do śmiechu. Mam zamiar utrzymać panią w tym stanie.

– Nie potrzebuję wina, by się śmiać.

– A czego pani potrzebuje? – Przyglądał się jej uważnie.

Spuściła wzrok na talerz. Po raz pierwszy od wielu tygodni było jej ciepło. Jedzenie i wino rozgrzewały ją od wewnątrz. W jej domu były tylko najniezbędniejsze sprzęty, przy czym wszystko, co miało jakąkolwiek wartość, dawno zostało sprzedane. A to mieszkanie… Było ciepłe, wygodne i dawało poczucie bezpieczeństwa.

Jak Richard, pomyślała nieoczekiwanie, ale zaraz odrzuciła tę myśl. Richard Blair nie dawał poczucia bezpieczeństwa. Był takim samym głupcem jak Doug, nawet jeśli mniej bujał w obłokach. Tym niemniej był szalony. Tak wydawać pieniądze…

– Zniknął – odezwał się po chwili.

– Słucham?

– Pani uśmiech zniknął. Przed chwilą był, a teraz go nie ma.

Wzruszyła ramionami.

– Zastanawiałam się, ile pan już wydał – powiedziała cicho. – I na jak długo jeszcze starczy panu pieniędzy.

Trzymając w ręku kieliszek, chłodnym okiem obserwował siedzącą naprzeciwko dziewczynę. Przejechał palcem po obrzeżu kieliszka i kryształ zadźwięczał. W sąsiednim pokoju zasyczał ogień i wystrzelił. Wstał i, jakby podjął jakąś decyzję, wyciągnął do Kate rękę.

– Kawa przy kominku.

– Muszę już wrócić do domu…

– Po kawie. – Ujął jej dłoń i zaprowadził do salonu, a sam wrócił do kuchni.

Usiadła na pokrytej skórą kanapie i wpatrywała się w płonące szczapy. Po chwili opuściła wzrok na dłoń, jeszcze ciepłą od uścisku Richarda, i na jej twarzy wykwitły gorące rumieńce. Nie powinna być tutaj. Dłoń spoczywała na wysłużonej spódnicy, a proste czarne buty też nie pasowały do perskiego dywanu. Richard Blair powinien podejmować tu jakąś wytworną damę, pomyślała z goryczą, a nie – rzucać perły przed wieprze.

Przeniosła spojrzenie na wchodzącego gospodarza. Z lekkim uśmiechem podał jej kubek aromatycznej kawy. Usiadł obok niej i znowu miała wrażenie, że potężna postać Richarda przytłaczają. Żadnemu mężczyźnie nie udało się dotąd sprawić, by poczuła się mała.

Powinna wstać i uciec stąd – dopóki był na to czas. Działo się z nią coś, czego zupełnie nie rozumiała – nie chciała rozumieć. Jej serce wykonywało dziwne ewolucje tylko dlatego, że ten wielki jasnowłosy mężczyzna, o miłym uśmiechu i rozumiejących oczach siedział obok niej.

Pewnie taki jest wobec pacjentów, tłumaczyła sobie, wstrzymując oddech. Założę się, że starsze panie go uwielbiają.

– Kate…

Poruszył ją ton jego głosu. Spojrzała mu w oczy i natychmiast tego pożałowała. Spuściła wzrok.

– Kate, dlaczego jest pani taka nieszczęśliwa?

– Nie jestem.

– Więc dlaczego nie potrafię pani rozśmieszyć?

– Zrobił to pan.

– Raz. I ciężko na to pracowałem. A zaraz potem wróciła pani do mojej rozrzutności.

– Cóż mam robić, jeśli to potępiam?

– Potępia pani mnie czy też mężczyzn w ogólności? Wzdrygnęła się i trochę kawy wylało się na spódnicę.

Wytarła ją ze złością.

– Niech pan nie będzie śmieszny! – mruknęła stłumionym głosem.

– A jestem? – Oparł się wygodnie o kanapę i spojrzał na nią z zadumą. – Dlaczego tak piękna kobieta, jak ty, kryje się na pustkowiu i jest zadłużona po uszy? Zawód miłosny, Kate?

– Dla pana, doktor Harris. – Wstała i znów rozlała trochę kawy. – Muszę wracać do domu.

Wstał również i, nim zdążyła zrobić krok, wyjął kubek z jej ręki. Odstawił go na obramowanie kominka. Potem odwrócił się i ujął w dłonie jej twarz.

– Co cię boli, Kate? Co sprawia, że jesteś jak ranne zwierzę warczące na cały świat? Przecież nie chcę cię skrzywdzić, wiesz o tym.

– Robisz krzywdę ludziom.

– W jaki sposób?

– Imponującymi wydatkami, wspaniałymi planami i obietnicami nie do spełnienia… – Łzy napłynęły jej do oczu i głos się załamał. – Nie będziesz w stanie robić tego długo. Obudzisz w ludziach nadzieję i znikniesz albo pogrążysz się w długach. – Potrząsnęła głową.

– To szaleństwo.

Twarz Richarda złagodniała. Ujął jej dłonie i spojrzał w oczy.

– To nie jest szaleństwo – powiedział miękko.