– Księżniczka Di…
– Na pewno słyszałaś o księżniczce Di? – Głos Richarda zabrzmiał żartobliwie. – Czy niczego was nie uczą w australijskich szkołach?
– Wiem, kim jest księżniczka Di! – W słabym głosie dziewczynki pełno było oburzenia i Richard roześmiał się.
– I co, jest ładna czy brzydka?
Sophie zastanawiała się.
– Ładna – zdecydowała się w końcu. Znieczulenie zaczynało działać i jej głos dochodził z daleka.
– No i sama widzisz, panienko. Będziesz miała najmodniejszą w świecie fryzurę. Dzięki fantastycznym umiejętnościom fryzjerskim doktora Blaira…
Zamilkł widząc, że usnęła.
– W porządku. – Szybko zmienił ton głosu. – Pośpieszmy się.
Przystąpili do działania. Jak na ludzi po raz pierwszy pracujących razem – w tym pielęgniarki po długiej przerwie w zatrudnieniu – tworzyli zdumiewająco sprawny zespół. Wysterylizowane instrumenty trafiały do rąk Richarda i Kate we właściwym momencie i postronny obserwator nie domyśliłby się nigdy, że te same narzędzia pół godziny wcześniej tkwiły jeszcze w stercie nie rozpakowanych paczek.
Palce Richarda powoli i ostrożnie dopasowały zerwaną skórę do brzegów rany. Kate pochłonięta była kontrolowaniem stanu Sophie, ale była świadoma, że to, co robi doktor jest dobre. To nie była prowizorka, którą musiałby poprawiać chirurg plastyczny. Nie była to też namiastka operacji – niewiele więcej zrobiono by dla dziewczynki w dużym szpitalu klinicznym.
Wreszcie założył ostatni szew. Ostrożnie obandażował głowę. Krwawienie skończyło się.
– A teraz zrobimy transfuzję – powiedział zmęczonym głosem, odwracając się od stołu operacyjnego.
– Bóg wie, jaki ma poziom hemoglobiny.
– Zaraz sprawdzę. – Kate w skupieniu wyprowadzała Sophie z narkozy. – Skończę tu wszystko. – Spojrzała na Richarda. – Jej rodzice muszą szaleć ze strachu.
– Taak. – Spojrzał na dziecko i uśmiechnął się.
– Przynajmniej mam dla nich dobrą nowinę. – Potem posłał uśmiech pielęgniarkom i Kate. – To była dobra robota, dziękuję wam wszystkim.
– Przede wszystkim twoja – zapewniła Kate ciepłym tonem. – Sophie ma szczęście, że trafiła na ciebie.
– I na ciebie, pani doktor. Tworzymy dobry zespół.
– Odwrócił się i wyszedł z sali operacyjnej.
Godzinę później mogli już wracać do domu. Dziewczynka spała głęboko, krew sączyła się wolno do jej żył, a ciśnienie stopniowo podnosiło się. Na sąsiednim łóżku leżała jej matka.
Alma niechętnie wyszła ze szpitala. Zostawiła na dyżurze dwie pielęgniarki.
– Wrócę o siódmej rano – poinformowała je. – Od tej chwili szpital działa normalnie.
Pożegnawszy się ze wszystkimi Kate i Richard skierowali się do mercedesa. Podczas krótkiej jazdy do domu Richarda nie rozmawiali. W ciszy słychać było jedynie słaby dźwięk pracy silnika, a fotel był tak miękki i wygodny… Zamknęła oczy i zasnęła.
Śnił jej się cudowny sen. Było jej ciepło, wygodnie i bezpiecznie… Silne ramiona unosiły ją, trzymały i pieściły. Ciemnobrązowe oczy śmiały się do niej i mówiły, że jest kochana… Mówiły, że długi koszmar samotności skończył się. Płynęła przez ciemność, a potem opadła na miękką pościel.
I znowu te oczy… Śmiejące się do niej, pełne życzliwości i miłości… A potem usta lekko dotknęły jej warg i wyszeptały dobranoc i nie mogła nie pogrążyć się w jeszcze bardziej błogich marzeniach…
Rozdział 6
Budziła się powoli. Było jej ciepło. Tak ciepło, jak nigdy dotąd…
Uczucie przyjemności, jakiego doświadczała w tym półśnie, nagle zniknęło. Powróciła gwałtownie do rzeczywistości i gwałtownie usiadła. Leżała w wielkim dębowym łóżku. To nie było jej łóżko. To nie był jej pokój i nie jej dom…
Zamarła z przerażenia. Co zrobiła, do licha! Co było snem, a co jawą?
Spojrzała na siebie. Była tylko w bieliźnie. Nawet pończoch nie miała na sobie.
– Z pewnością nie pozwoliłam mu… – jęknęła szeptem.
Błędnym wzrokiem powiodła po sypialni. Na fotelu koło drzwi zauważyła swoje ubranie. Odrzuciła pościel, ale usłyszawszy zbliżające się ciężkie kroki, natychmiast zakryła się znowu.
Drzwi otworzyły się i ujrzała Richarda. Miał na sobie dżinsy i rozpiętą pod szyją koszulę, a w rękach trzymał tacę. Unosił się zapach kawy.
– No, no – uśmiechnął się. – Zdecydowałaś się wstać. Dzień dobry.
Podciągnęła kołdrę pod szyję i zerknęła na zegarek. Dziesiąta. Z niedowierzaniem potrząsnęła ręką, budząc śmiech Richarda. Postawił tacę na stoliku i bez skrępowania usiadł w nogach łóżka.
– To niepokojące – powiedział z uśmiechem. – Zaczynam myśleć, że mój wspólnik jest nie tylko skąpy, ale i leniwy…
– Ja nigdy… Ja nie…
Uniósł brwi widząc, jak zwykle blada twarz Kate zaróżowiła się.
– Nie powiesz mi chyba, że nie chcesz kawy. Świeżo zaparzyłem. – Sięgnął i wziął z tacy dwa kubeczki. Jeden podał Kate. Przez chwilę nie mogła się zdecydować. W końcu oparła się o poduszki i, jedną ręką trzymając kurczowo kołdrę, łaskawie wzięła od niego kawę. Uśmiechnął się szerzej.
– Nie pamiętam, jak się tu znalazłam – powiedziała nieco sztucznym głosem.
– Zasnęłaś – poinformował ją. – Cukru? Mleka?
– Dolał mleka z małego dzbanuszka do obu kubków.
– W samochodzie?
– Tak.
– To… To jak się rozebrałam? – Głos dziewczyny nieco zadrżał.
– Nie jesteś całkiem rozebrana – uspokoił ją z uśmiechem. Policzki Kate z różowych stały się pąsowe. Miała wrażenie, że w sypialni jest nieznośny upał.
– Nie musiałeś w ogóle się trudzić – mruknęła.
– Mogłam spać w ubraniu. – Upiła łyk kawy, ale nie poczuła jej smaku.
– Strasznie by się wygniotło – tłumaczył z udawaną powagą. – A choć nie jest to paryski szyk, jak się zdaje, jesteś do niego niezwykle przywiązana. Nigdy nie widziałem cię w innym stroju. I byłem szczęśliwy, mogąc wyświadczyć ci przysługę – zapewnił.
– To twoje łóżko? – Zmieniła temat.
Spojrzał na nią z leniwym uśmiechem.
– Oczywiście. Tutaj śpią wszystkie moje przyjaciółki.
Z przechylonego kubka trochę kawy wylało się na kołdrę. Zagryzła wargę.
– Przepraszam. Gdzie… gdzie spałeś?
– Mam bardzo wygodną kanapę – uspokoił ją.
– Nie tak jak niektórzy moi znajomi… – Wstał.
– Bekon jest już pewnie gotowy. Jedna grzanka czy dwie, proszę pani?
– Ja… – Zebrała się w sobie. – Żadna. Muszę iść do domu.
– Nie przed śniadaniem – zaprotestował. – Odmowa byłaby szczytem złych manier zważywszy na to, ile trudu mnie to kosztowało.
– Wrzucenie bekonu na patelnię? – spytała złośliwie.
– Nie wiesz wszystkiego – odparł chełpliwie. – Tam są jeszcze jajka.
Zamurowało ją. Nie wiedziała: śmiać się czy płakać.
Po trzech minutach wrócił z pełnymi talerzami. Znowu rozniósł się zapach, wspaniały zapach lekko przysmażonego bekonu, pomidorów i jajek. Kate nadal była w łóżku. Bardzo chciała się ubrać, ale Richard zostawił otwarte drzwi i nie miała odwagi zaryzykować przejścia od łóżka do fotela. Była zakłopotana.
Z największą gracją, na jaką ją było stać, przyjęła talerz i ogarnął ją podziw. Sadzone jajka, otoczone wianuszkiem z plastrów bekonu, miały miękkie żółtko obramowane równomiernie białkiem. Z jednej strony leżały cienkie plasterki pomidorów, z drugiej grzanki pokrojone w zgrabne trójkąty. Talerz ozdobiony był natką pietruszki.