Nie usłyszała nawet własnego krzyku. Ból w kostce palił jak ogień. Usiłowała wstać, ale zrezygnowana opadła na posadzkę, zagryzając wargi z bólu.
– Kate? – Głos Richarda brzmiał niepokojem. – Co się stało?
– Odejdź – krzyknęła słabym głosem, krzywiąc się z bólu. Zacisnęła kurczowo ręce na kostce i starała się zapanować nad głosem. – Odejdź.
– Co, do cholery… – Usłyszała, jak otwiera frontowe drzwi. – Gdzie jesteś?
– Biorę kąpiel – wycedziła.
– I ktoś dźga cię sztyletem, tak? – Był coraz bliżej.
– Gdzie jesteś?
– W łazience. – Ściskała mocno kostkę i z wysiłkiem dodała normalnym głosem: – A gdzie jeszcze mogłabym się kąpać?
– Co się stało, Kate?
– Nic. – Podniosła nieco głos, gdy Richard się zbliżył.
– Nic się nie stało, Richardzie. Zostaw mnie. – Podłoga była zimna, a szok po upadku sprawił, że cała się trzęsła. Ręcznik wisiał wysoko, poza jej zasięgiem. Usłyszała skrzyp klamki i mężczyzna wszedł do łazienki.
Na widok nagiej dziewczyny skręcającej się z bólu na podłodze zamarł, ale po chwili szybko do niej podszedł.
– Kate…
– Wynoś się stąd – krzyknęła. – To przez ciebie… Wynoś się!
– Co ja zrobiłem? – Rozejrzał się wokół. Z haczyka na drzwiach zdjął mały, podniszczony ręcznik, ale zaraz odrzucił go na bok.
– Uderzyłaś się w plecy? – spytał, pochylając się nad nią.
– Nie. – Skuliła się, z bólu i upokorzenia. – Skręciłam nogę w kostce. Richardzie, proszę, zostaw mnie samą.
Nie posłuchał jej. Delikatnie dotykał palcami mokrej skóry na kostce.
– Nie tylko skręcona. Jest zwichnięta albo pęknięta – ocenił z ponurą miną. – Pięknie puchnie. Niedługo dotknie sufitu. Tak samo jak ty, moja droga Kate.
– Zwinnym ruchem wziął ją na ręce i podniósł z podłogi.
– Postaw mnie. – Kate płakała ze złości i upokorzenia. Zaciśniętymi pięściami grzmociła go po torsie.
– Puść mnie, do cholery.
– Puszczę cię, jak znajdę coś odpowiedniejszego od tej podłogi – obiecał, przechodząc do salonu. – Na Boga, kobieto, ty zamarzniesz.
Jęknęła żałośnie. Co się stało z chłodnym profesjonalizmem doktor Kate Harris? Czuła się jak sześcioletnia dziewczynka.
Pokrytą sztuczną skórą, niewygodną kanapę z salonu zdyskwalifikował na pierwszy rzut oka i skierował się do sypialni. Otworzył drzwi nogą i zaniósłszy Kate do łóżka, ułożył ją na nim delikatnie. Szybko sięgnęła po koc.
– Trzeba cię najpierw wysuszyć – powstrzymał ją. – Jeśli przemoczysz materac, to w tak zimnym mieszkaniu już go nie dosuszysz. Dlaczego, do licha, nie palisz w kominku? – Wyszedł i po chwili wrócił, trzymając ręcznik na długość wyciągniętej ręki i przyglądając mu się krytycznie. Sięgnąwszy nagłym ruchem po ręcznik Kate krzyknęła z bólu. Spojrzał na nią ze współczuciem.
– Aż tak źle? – Nie usłyszawszy odpowiedzi pochylił się i delikatnie obmacał obrzmiałą lewą kostkę. Podniósł wzrok. Przyciskała do siebie ręcznik, broniąc resztek skromności, a w płonących gniewem oczach zobaczył ból. – No, dobrze, moja najdroższa – powiedział z czułością. – Najpierw cię wysuszymy i ogrzejemy, a potem będziemy martwić się o twoją nogę.
– Nie jestem twoją najdroższą – syknęła.
– Masz rację – przyznał. – Teraz jesteś tylko pacjentką. I nie ma pani wyboru, pani doktor. Nie ma tu innego lekarza. Leż spokojnie albo wezwę karetkę i Joe zawiezie cię do Melbourne.
– Nie bądź śmieszny. – Ostry, promieniujący ból utrudniał jej merytoryczną dyskusję. – Dam sobie radę. Po prostu chcę zostać sama.
– Zarzuciłaś mi, że stało się to przeze mnie – przypomniał spokojnym tonem. Uwolnił ręcznik ze sztywnych palców Kate i zaczął ją wycierać. – To co mam zrobić? Zostawić cię w potrzebie? – Uśmiechnął się do niej porozumiewawczo. – Leż spokojnie, moja droga Kate, i pozwól sobie pomóc.
Nie miała wyboru. Leżała bezradnie, a Richard zręcznymi ruchami przesuwał ręcznik po miękkich konturach jej ciała. To tylko prosta, profesjonalna czynność pielęgnacyjna, przekonywała siebie w duchu.
Ale nie w wykonaniu Richarda. Drżała pod jego dotykiem i nawet ból w kostce zmniejszył się, kiedy tak delikatnie wycierał ją ręcznikiem. Pragnęła, by pomiędzy jej skórą a tymi silnymi, zręcznymi dłońmi nie było niczego…
W końcu wysuszył ją i dreszcze ustąpiły. Otulił ją ogromnym wełnianym kocem i wyszedł. Wrócił po chwili z jej zmaltretowanym lekarskim kuferkiem.
– Przez cały dzień używałem twojego wyposażenia. Powinnaś chyba wystawić mi rachunek. – Uśmiechnął się do niej. – Teraz przynajmniej przyda się i tobie.
– Postawił kuferek na stoliku i otworzył. – Morfina?
– Nie jest tak źle, żebym potrzebowała morfiny – zapewniła go zduszonym głosem.
– Ale coś ci jest potrzebne na pewno – powiedział ze spokojem. – Jesteś biała jak płótno. – Podszedł do łóżka i uchylił koc znad kostki. Skrzywił się. – Nieźle się urządziłaś. Dlaczego, do licha, nie masz w wannie gumowej maty? – Delikatnie dotykał obrzmienia, obserwując twarz Kate. – Trzeba to prześwietlić.
– To nie jest złamanie – zaprzeczyła gwałtownie.
– Słyszałabym trzask.
– Nigdy nie wiadomo – odparł. – Jest zbyt duża opuchlizna, by móc to wyczuć, ale z pewnością masz naderwane wiązadła. – Wyciągnął z torby lekarskiej elastyczny bandaż i przez kilka minut, w ciszy, usztywniał nim staw. Skończył i rozejrzał się po pokoju. – Czy masz coś do włożenia na siebie, oprócz tej strasznej spódnicy?
– W szafie jest dres – odpowiedziała. – Ale nie mam zamiaru jechać na prześwietlenie do Melbourne – zastrzegła.
– Nie musisz. Aparat rentgenowski mamy w szpitalu.
– Powinnam się była domyślić. Tomograf komputerowy też? – spytała z sarkazmem.
Roześmiał się. Tomografy dostępne były jedynie w wielkich szpitalach miejskich.
– Na razie nie – wyznał. – Nawet ja musiałbym pooszczędzać przez tydzień, żeby go sobie sprawić. Mam za to coś bardziej w tej chwili przydatnego. A teraz, pani doktor, proszę się ubrać. Nie zabiorę pani stąd nagiej.
– Uśmiechnął się lekko. – Wiem, co to skromność, mimo że pani o tym zapomniała.
– Podaj mi dres – syknęła. – Nie potrafię powstrzymać cię przed wpychaniem nosa w nie swoje sprawy – ciągnęła jadowitym tonem – ale gdybyś był dżentelmenem…
– Nie jestem nim. – Roześmiał się. Zdjął z wieszaka ciepły czerwony dres i położył na łóżku. – Dżentelmen stałby teraz za drzwiami, a ty usiłowałabyś się ubrać, wijąc się z bólu. Natomiast ja jestem tu i mam zamiar ci pomóc.
– Potrafię ubrać się sama. – Usiadła, sięgnęła po dres i mimowolnie krzyknęła z bólu.
– Kate. – Richard przytrzymał ją za ramiona i położył stanowczo na łóżku. – Przyjechałem tutaj, żeby cię zabrać do szpitala. Chcę obejrzeć głowę Sophie i przy usuwaniu opatrunku uciskowego potrzebuję drugiego lekarza. Potrzebuję cię niezależnie od tego, czy jest to zwichnięcie czy pęknięcie. Ty zaś marnujesz mój czas. A teraz pozwól mi pomóc nałożyć ci dres albo zabiorę cię w tym kocu nagą.
– . Nie ośmieliłbyś się – zaperzyła się, ale w jej głosie zadźwięczała nuta niepewności.
– Sprawdź – odparł groźnie. – Wkładaj to lub przygotuj się do podróży w kocu.
Przyglądała mu się badawczo. Twarz miał poważną, ale w głębi oczu migotały iskierki szatańskiego śmiechu. Chętnie zrobiłaby mu na przekór, jednak nie mogła już wytrzymać bólu i była bliska płaczu.