Po minucie już ich nie było. Richard wychodził ostatni, a kiedy już zostali sami, mrugnął do niej porozumiewawczo i zamknął drzwi. Odeszli kawałek w głąb korytarza, zanim zaczął mówić.
Bez chwili wahania Kate wyskoczyła z łóżka, niezgrabnie podskakując dotarła do drzwi i uchyliła je. Pomimo że Richard zniżył głos, słychać go było w całym korytarzu.
– To nie jest tylko zwichnięcie – wyjaśniał zaskoczonym słuchaczom. – Ta młoda kobieta została znaleziona w sobotę w nocy naga i zmarznięta. Podobno pośliznęła się w wannie, ale kostka jest niewątpliwie najmniejszym z jej problemów. Biedna dziewczyna… Mieszka sama, nie stać jej nawet na ogrzanie mieszkania. Rozeszła się z mężem i nie potrafi sobie chyba z tym poradzić. – Znacząco zawiesił głos. – Myślę, że jasno się wyraziłem…
Wyglądało na to, że nikt nie miał wątpliwości. Rozległy się powszechne westchnienia, dające wyraz sympatii i zrozumienia, jak kłopotliwą może być pacjentką. Kate z trudem powstrzymała okrzyk oburzenia.
– Musieliśmy ją przyjąć – ciągnął dalej doktor. – Zostawić ją tam samą… no, nie wiem jakby się to skończyło. – Bezradnie rozłożył ręce. – Wiem, że naruszyłem przepisy, ale co państwo zrobilibyście na moim miejscu?
Wszyscy kiwali głowami ze zrozumieniem, a oszołomiona Kate pomyślała, że Richard chyba znowu postawił na swoim.
– Czy zechcą państwo pójść z przełożoną obejrzeć kuchnię? – uprzejmie zaproponował, wskazując jednocześnie na drzwi pokoju Kate. – Muszę sprawdzić, czy ta wizyta jej nie zdenerwowała.
– Oczywiście, doktorze. – Byli marionetkami w jego rękach. – Wygląda na to, że Corrook ma wielkie szczęście, mając pana tutaj.
Po chwili Richard pojawił się w jej pokoju, już sam, niosąc w ręku niewielką walizkę.
Kate siedziała na brzegu łóżka, a w jej oczach tlił się ogień. W milczeniu obserwowała, jak zbliżył się do łóżka i położył walizkę.
– Jak się dzisiaj czuje moja ulubiona pacjentka?
– zapytał chichocząc. – Zdenerwowali cię goście?
– Nie mam skłonności samobójczych, jeśli o to ci chodzi – odpowiedziała ponuro. – Raczej mordercze.
– Widzę, że postąpiłem słusznie przyjmując cię do szpitala – uśmiechnął się Richard. – Nie wiadomo co by się stało, gdybym pozwolił ci cierpieć w domu.
– Nic, o ile ciebie nie byłoby w pobliżu. Jak mogłeś insynuować, że jestem niezrównoważona?
– Czy sądzisz, że zwichnięta kostka jest wystarczającym powodem, aby znaleźć się w szpitalu, który nie ma jeszcze licencji? – spytał lekkim tonem.
– Nie sądzę i dobrze o tym wiesz.
– To dobrze się składa, bo już miałem cię zwolnić – oznajmił z werwą i otworzył walizkę. – Powiedziano im, że jest w miasteczku dwoje sprawnych lekarzy, więc muszą to zobaczyć. Taksówka Pete’a czeka na ciebie przed szpitalem. Ubierz się, za pół godziny masz być w przychodni.
– Za pół godziny? – jęknęła Kate.
– Wiem, wiem. – Rozłożył bezradnie ręce. – Przyklejenie sztucznych rzęs zajmie ci więcej czasu. Ale sytuacja jest wyjątkowa. Polegam na tobie, Kate.
– Na pogrążonej w ciężkiej depresji pacjentce z manią samobójczą, która ma zwyczaj spacerować nago po zimnym domu? Chyba nie mówisz poważnie.
– Jestem cudotwórcą – zaśmiał się. – Ogłaszam, że już jesteś wyleczona. – Spojrzał na kule stojące w rogu pokoju. – Użyj ich w drodze do taksówki, ale nie pozwól, żeby cię z nimi zobaczyli.
– Gdyby okazało się, że nie są aż tak głupi jak sądzisz – powiedziała zjadliwie i sięgnęła po walizkę.
– Nic nie obiecuję… – Zastygła na chwilę. – To nie jest moje ubranie.
– No, nie jest – przyznał przepraszającym tonem.
– Niech mnie diabli, jeśli pozwoliłbym mojej współpracownicy pokazać się w takiej byle jakiej, szarej spódnicy. – Ponuro spojrzał na swój ciemny garnitur. – Jeśli ja mogę grać swoją rolę, to i ty możesz. Uznaj, że jest to twój służbowy uniform. Do zobaczenia za pół godziny.
Przez chwilę stała oniemiała, wpatrując się w zamknięte drzwi i nie mogąc złapać oddechu. W końcu zebrała siły i postanowiła zbadać zawartość walizki.
Wyjęła jasnobłękitną suknię z jagnięcej wełny, bardzo elegancką i świetnie skrojoną. Ponadto w walizce była piękna bielizna w najlepszym gatunku, nieprzezroczyste, szare rajstopy oraz szaroniebieskie buty dopasowane do całości. Wszystko we właściwym rozmiarze. Kate domyśliła się, że jej ubranie posłużyło jako wzór.
Zaczerwieniła się upokorzona. Zacisnęła pięści na myśl, co stało się z jej wyglądem, odkąd Doug ją opuścił. W ogóle przestała się tym przejmować. Jej bluzki i spódnice były nieciekawe i wysłużone. Przyłożyła nową sukienkę do policzka i poczuła dawno zapomnianą przyjemność. Materiał w dobrym gatunku…
Nie może jednak nosić ubrań kupionych przez tego człowieka…
Z przerażeniem usłyszała głosy na korytarzu i spojrzała na zegarek. Pięć minut z czasu danego jej przez Richarda już uciekło. Decyduj się szybko, powiedziała do siebie: to albo fartuch. Ruszaj się, Kate.
Zaczęła się spieszyć.
Po dziesięciu minutach z namysłem przyglądała się sobie w lustrze. Suknia, która miała szalowy kołnierz i długie rękawy ściśle przylegała do jej szczupłej figury, podkreślając zgrabne kształty. Rzuciły jej się w oczy pełne, dumnie sterczące piersi. Przez ostatnie dwa lata ukrywała swoją kobiecość. W tym ubraniu, pomyślała ponuro, nie da się nic ukryć.
W przychodni włożę biały fartuch, pocieszyła się, i delikatnie zdjęła bandaż. Rajstopy zakryją ogromny siniak wokół kostki. Z drżeniem sięgnęła po pantofle. Okazały się płytkie i zrobione z tak miękkiej skóry, że w ogóle nie uwierały.
Niechętnym okiem spojrzała na przybory do makijażu, które też znalazła w walizce. Nałożyła jednak cienką warstwę pudru na policzki, aby ukryć rumieńce, i wyszczotkowała włosy, aż błyszczały jak jedwab. Chciała upiąć je z tyłu, ale okazało się, że wstążka i spinki gdzieś zniknęły. W końcu chwyciła kule i pokuśtykała do drzwi.
Na zewnątrz znowu słychać było głosy.
– Nie będziemy już chyba zaglądać do tego pokoju? – zapytał ktoś.
– Tak, wolałbym, aby ta pacjentka nie była więcej niepokojona – usłyszała spokojny głos Richarda. – Naprawdę jest wytrącona z równowagi.
Mówi o mnie, pomyślała Kate, oparta o kule. Używanie ich było trudniejsze niż myślała. Zastanawiała się, jak ma dotrzeć do taksówki, skoro oni ciągle są na korytarzu. Jeśli poczeka, aż wyjdą, będą w przychodni przed nią. W końcu podeszła do okna i cicho je otworzyła. Jestem równie szalona jak on, pomyślała. Delikatnie wystawiła kule do ogrodu i wygramoliła się na zewnątrz.
Trudno było poruszać się w ogrodzie o kulach. Potknęła się kilka razy, zanim dostrzegł ją Pete i podbiegł, aby jej pomóc.
– Dobra robota – powiedział tryumfalnie. – Wiedziałem, że się uda. – Nagle stanął jak wryty i z osłupieniem gapił się na Kate. – O, rany, pani doktor, co pani ze sobą zrobiła?
– Skręciłam nogę w kostce – odparła krótko Kate, koncentrując się na tym, by właściwie trzymać kule.
– Nie o to mi chodzi. – Pokręcił głową i wziął ją pod ramię. – Poradzimy sobie – dodał jej otuchy. – Mamy jeszcze dziesięć minut.
Po pięciu minutach Pete parkował już przed przychodnią. Na drzwiach budynku, na który tęsknie patrzyła od tak dawna, dumnie błyszczała nowa mosiężna tablica:
Dr Richard Blair, lekarz chirurg, członek Królewskiego Kolegium Lekarzy Ogólnych Dr Kate Harris, lekarz chirurg, specjalista położnictwa.
To symbol przynależności do tego miejsca, pomyślała. Z niedowierzaniem pokręciła głową. Przecież właśnie tu chciała być, choć nie tak wyobrażała sobie pierwszy dzień pracy w przychodni. Nie było jednak czasu na zastanawianie się. Pete wysiadł już z taksówki i czekał na nią, trzymając w ręku kule.