Jednak pomimo usilnych zabiegów Richarda kobieta znowu zatrzymała się w drzwiach.
– Ma pani taki niezwykły odcień włosów. Ta dziewczyna w szpitalu… To dziwne, zobaczyć coś takiego dwa razy tego samego dnia.
Kate rozpaczliwie poszukiwała odpowiedzi, na szczęście Richard wyręczył ją.
– Ten odcień włosów jest bardzo częsty w tych okolicach – wyjaśnił kobiecie. – To miejsce od pokoleń było odcięte od świata. Nawet dziś jazda samochodem do najbliższego miasta zajmuje czterdzieści pięć minut. Pula genetyczna jest ograniczona… – przerwał i zamyślił się. – Czasem zastanawiam się, czy to właśnie nie leży u podłoża problemów, jakie widzieliśmy u tej młodej pacjentki.
Kobieta uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
– W takim razie dobrze, że pan pochodzi z innych stron – powiedziała Richardowi. – Przyda się trochę świeżej krwi – dodała wychodząc.
Kate została sama z Richardem, który ciągle obejmował ją w talii.
– Nie wierzę, że mogłeś coś takiego powiedzieć.
– Z trudem łapała powietrze. – Nawet jeśli byłabym tutejsza…
– Ale nie jesteś – odparł całując ją delikatnie w usta.
– W twoim wypadku nie chodzi o krzyżowanie się wewnątrz populacji. Są jakieś głębsze przyczyny.
– Westchnął i znowu ją pocałował. – Będę nadal prowadził badania.
– Zabierz te ręce!
W żartobliwym geście uniósł dłonie do góry.
– Dobrze. Wygrałaś. – Ruszył w stronę drzwi.
– Chyba powinienem zaprosić komisję na kawę i jeszcze trochę nad nimi popracować. Dasz sobie tutaj radę?
– Ilu z tych pacjentów naprawdę jest chorych?
– Oczywiście, że wszyscy. – Oburzył się. – Nie robię nic nieuczciwego.
– Nie. – Kate dokuśtykała do krzesła. – Mam tylko nadzieję, że komisja nie zechce powtórnie odwiedzić szpitala, a szczególnie pewnego pokoju.
– Nic złego by się nie stało – roześmiał się Richard.
– Nasza neurotyczna pacjentka zniknęła dziś rano. Martwię się o nią. Była tak przerażona, że wyszła przez okno. Poleciłem pielęgniarce zadzwonić na posterunek policji… – Pokiwał głową. – Zawsze to samo z tymi miejscowymi rudzielcami. Myślę, że powinniśmy otworzyć oddział psychiatryczny…
Wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi. Zaskoczona Kate kolejny raz nie wiedziała czy ma śmiać się, czy płakać.
Nie miała jednak czasu ani na jedno, ani na drugie. Richard wcale nie żartował, kiedy mówił, że większość pacjentów znalazła się w poczekalni z powodu prawdziwych kłopotów zdrowotnych, choć Kate podejrzewała, że wielu z nich przyszło po to, aby móc zobaczyć nową przychodnią. I nowego pana doktora, oczywiście. Byli jednak zbyt uprzejmi, by głośno wyrażać swoje rozczarowanie, kiedy okazało się, że doktor Blair nie będzie dziś przyjmował.
Richard pewno zabrał członków komisji na dobry lunch, pomyślała ponuro, rzucając okiem na zegarek. Więcej zarobię…
Kate znała większość pacjentów, a wszyscy wyrażali radość, że bierze udział w tym przedsięwzięciu.
– I pan doktor jest taki cudowny, prawda? – Stara pani Featherstone uśmiechnęła się do niej. – Naprawdę, jestem taka zadowolona, jakby była pani moją córką.
Kate sięgnęła po następną kartę. Pani Westruther z córką…
Okazało się jednak, że będą musiały jeszcze poczekać. Słysząc podniesione głosy w poczekalni, Kate uniosła głowę. Edna Featherstone walczyła właśnie z pierwszą z licznych warstw swego ubrania. Pozostawiając ją sam na sam z tym problemem, Kate pokuśtykała do poczekalni.
Zastała tam Alfa, aptekarza z sąsiedztwa. O co mu znów chodzi, westchnęła w duchu. Odkąd przybyła w te strony, Alf Burrows zawsze był źródłem konfliktów i kłopotów, zaś jego prywatna wojna z kobietami lekarzami przerodziła się prawie w obsesję.
– Nie może pan tego zrobić – słabym głosem tłumaczyła mu Bella.
– Już to zrobiłem – zarechotał farmaceuta. – I nie będziesz mi mówiła, co mogę, a czego nie mogę robić. To ja jestem farmaceutą i ja realizuję recepty. Teraz, kiedy mamy w mieście prawdziwego lekarza, nie widzę potrzeby, abym przyjmował polecenia od jakiejś niby-pani-doktor…
Kate wzięła głęboki oddech.
– Dzień dobry, panie Burrows.
Alf odwrócił się do niej. Na jego twarzy pojawił się grymas.
– Dzień dobry, panno Harris – odpowiedział bardzo uprzejmie.
– Na czym polega problem? – spokojnie spytała Kate.
Aptekarz wzruszył ramionami.
– Gdybym wiedział, że doktor Blair pozwoli pani tu pracować, pomyślałbym dwa razy, zanim sprzedałbym mu ten budynek – oświadczył. – Byłem dziś rano u mojego prawnika. Wygląda na to, że nie mogę wycofać się z transakcji, ale nie zamierzam przyjmować poleceń od żadnej kobiety…
– Realizowanie recept trudno nazwać przyjmowaniem poleceń – odrzekła Kate.
– A mnie się wydaje, że tak. – Alf spojrzał na nią wyzywająco. – Poza tym, jestem odpowiedzialny za zdrowie tych ludzi. Sprzedaję im leki od ponad trzydziestu lat i niech mnie licho porwie, jeśli kiedyś przyjmę receptę od kobiety uważającej się za lekarza. – Wzruszył ramionami. – Kiedy nie było tu prawdziwego doktora, nie miałem wyboru. Teraz jednak ci ludzie mają wspaniałego doktora Blaira, a ja nie będę już więcej realizował panny recept – oświadczył. – Chyba że podpisze je także doktor Blair. I dobrze byłoby, aby je przedtem sprawdził.
– W takich warunkach nie mogę pracować – wyraziła spokojnie swą opinię Kate. – A jeśli przestanę pracować, nie będzie można otworzyć szpitala.
– Chodzi mi tylko o to, żeby pani pracę sprawdzał jakiś kompetentny lekarz – odparł Alf.
– A ja nie jestem kompetentna?
– Pani jest kobietą – powiedział lekceważąco Alf. – Jestem pewien, że chciała pani jak najlepiej. Wszystko było w porządku, dopóki nie było w mieście lekarza. W czasie wojny też czasem kobiety muszą zastępować mężczyzn. Teraz jednak pora odsunąć się na bok i zrobić miejsce dla doktora Blaira.
Pacjenci siedzący w małej poczekalni początkowo przysłuchiwali się temu w milczeniu, a potem zaczął narastać cichy szmer. Kate przymknęła oczy, ze wszystkich sił starając się opanować. Wtem dobiegł ją głos Richarda.
– Co pan sobie myśli mówiąc, że nie będzie pan realizował recept mojej współpracowniczki?
Alf przymilnie popatrzył na Richarda, który nie zauważony przez nikogo pojawił się w poczekalni.
– Doktorze! Witam na pokładzie. Cieszę się, że przejmuje pan ster. Właśnie tłumaczyłem pańskiej asystentce nowe reguły – oznajmił, akcentując słowo „asystentka”.
– Doktor Harris nie jest moją asystentką – ostro odparł Richard. – Jest moim współpracownikiem i mam nadzieję, że będzie odpowiednio traktowana. Co więcej, pani doktor pracuje tu od dwóch lat, a ja dopiero od wczoraj, a więc jest oficjalnie wyższa rangą. Gdyby miał pan zamiar nie zrealizować jakiejś jej recepty, proszę od razu zgłosić się do komisji farmaceutycznej, bo i tak tam się pan znajdzie, o ile choćby jedna recepta nie zostanie przyjęta.
– Nigdy nie mówi mi pan, że ona tu będzie pracowała! Okłamał mnie pan. – Starszy pan wyraźnie parł do sprzeczki. – Gdybym wiedział, że sprowadzi pan tu kobietę…
– To pan jest kłamcą – lodowatym tonem oświadczył Richard. – Nie powiedział mi pan, kiedy kupowałem przychodnię, że doktor Harris tu praktykuje. Świadomie okłamał mnie pan mówiąc, że w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie ma żadnego lekarza. Mógłbym podać pana do sądu za umyślne wprowadzenie w błąd.
– Jeśli chce pan unieważnić sprzedaż, to proszę bardzo! – wysyczał Alf. – Nie będę pracował z kobietą.