Выбрать главу

– Trzy tygodnie to kawał czasu. – Richard w zamyśleniu pokiwał głową.

– Mnie to mówisz?

Bert King czekał na nich siedząc na łóżku. Uśmiechnął się, kiedy weszli i zaczął przypatrywać się kulom Kate.

– Myślałem, że tylko ja będę tu miał kłopoty z chodzeniem – powiedział. – Widzę, że zostałem pobity na każdym polu.

– Chodzi o Sophie? – Kate uśmiechnęła się. Nie musiała badać Berta, żeby wiedzieć, iż czuje się już lepiej. W jego oczach pojawiły się dawne, wesołe błyski. Kate wzięła jego rękę w dłonie i zaśmiała się figlarnie. – Nie można ufać doktorowi Blairowi – szepnęła konfidencjonalnie. – Wiem, że obiecywał panu, że będzie pan tu pierwszym pacjentem. Na pana miejscu zażądałabym grubego odszkodowania.

Bezzębne usta Berta rozciągnęły się w uśmiechu.

– Pewnie, że bym to zrobił – zapewnił – ale Sophie jest wnuczką mego brata i Sam nigdy by mi nie przebaczył.

– Czy już widział się pan z bratem? – zapytała Kate.

– Jasne. – Bert King prawie podskoczył na łóżku.

– Wróciłem tu o piątej i już miałem pięcioro gości.

– Uniósł dłoń do góry. – Sam. Mama i tata Sophie. Bella Quayle. – Zmarszczył nos. – No i pastor.

– Jego chciał pan chyba najbardziej zobaczyć – odezwał się poważnym tonem Richard.

– Też tak myślałem, zanim mnie stąd nie zabrano – przyznał – ale nogi mi się tak poprawiły, że chyba jeszcze mam czas i nie muszę żałować za grzechy.

Kate przysiadła na brzegu łóżka i delikatnie odsłoniła nogi Berta. Prawie krzyknęła z radości na ich widok.

– Świetnie!

– Wiem. – Bert promieniał z zadowolenia. – Jak się dostałem do tego szpitala w mieście, to pomyślałem sobie, że byłbym głupi, gdybym tego nie wykorzystał. No więc miałem fizjoterapię, terapię zajęciową i wszystkie inne cholerne terapie. Już mi uszami wychodziło… Jadłem wszystko, co stawiali mi przed nosem, nawet jeśli było to coś, co nazywało się „lasarna” i było tak cienko pokrojone, że nie było w co wbić zębów.

– Lazania! – uśmiechnęła się Kate.

– Przecież mówię: lasarna. I powiem ci coś jeszcze, młodzieńcze. – Chudym, kościstym palcem wskazał na Richarda. – Zrobiłeś jedną mądrą rzecz. Zatrudniłeś najlepszą kucharkę w całej dolinie, panią Fry. Zaszła do mnie i obiecała rostbef z warzywami na obiad, żadnej nowomodnej lasaray… – Wskazał na szklankę koło łóżka, w której moczyła się jego proteza. – Ugotuje mi coś takiego, że warto będzie włożyć zęby.

Zostawili go sam na sam z jego wspaniałą wizją. Kate nie potrafiła ukryć radości. Od miesięcy niepokoiła się o Berta. Jeśli jego stan będzie się poprawiał w tym tempie, to za tydzień będzie z powrotem w domu, zdrowszy niż kiedykolwiek.

– Dziękuję, Richardzie – powiedziała spontanicznie, gdy szli korytarzem.

Mężczyzna uniósł brwi.

– Czyżbym się przesłyszał?

– Wiem, że jestem nastawiona do ciebie sceptycznie – smutno uśmiechnęła się Kate – ale masz też na swoim koncie parę zasług. Nawet gdyby szpital miał być zamknięty od jutra, Sophie żyje, a Bert ma jeszcze dobrych parę lat życia przed sobą.

– Szpital nie zostanie zamknięty.

Wzruszyła ramionami. Powiedziała już swoje.

Gdy odwiedzili Sophie, okazało się, że i jej stan poprawia się bardzo szybko. Mała dopytywała się tylko, kiedy zostanie odłączony dren, bo igła bardzo ją drażniła.

– Na pewno ani dziś, ani jutro – uprzedził ją doktor surowo. – Nie będę ryzykował infekcji po tak udanym hafcie na twojej głowie.

Sophie roześmiała się.

– Naprawdę umie pan haftować? – spytała.

– A co ty myślisz? – Richard rzucił jeszcze okiem na kartę dziewczynki. – Zastanawiam się, czy nie przerzucić się na artystyczne koronki…

– Wie pan, już się nie martwię, że będę miała krótkie włosy – wyznała wesoło, posyłając mu promienny uśmiech.

– Miło mi to słyszeć.

– Doktorze?

– Tak?

Wzrok Sophie błądził przez chwilę między Kate a Richardem.

– Panie doktorze, czy ożeni się pan z doktor Harris?

– Sophie! – Kate zaczerwieniła się i przygryzła wargi.

– Są pytania, których nie należy zadawać!

– Mama mówi to samo – westchnęła dziewczyna.

– Ale jak inaczej można się czegoś dowiedzieć?

– Święta prawda – zawtórował jej Richard, szczerząc zęby do Kate. – A więc, pani doktor?

– Miałam jednego męża i nie szukam następnego.

– Kate zignorowała Richarda, kierując swe słowa tylko do Sophie. Starała się, aby jej ton nie zabrzmiał zbyt serio. – A nawet gdybym szukała, chyba mogłabym znaleźć kogoś, kto się tak nie rządzi, jak doktor Blair.

Mała opadła na poduszki.

– Doktor Blair wcale się nie rządzi. Myślę, że jest bardzo miły – powiedziała sennie.

– Potrzebujesz jeszcze jakichś rekomendacji? – dopytywał się doktor.

Kate nie protestowała, gdy wsadził ją do swego samochodu. Siedziała bez słowa, gdy Richard zdjął marynarkę i włożył swój ukochany sweter.

– Napracowałaś się dzisiaj, dziewczyno – powiedział miękko, gdy wyjeżdżali z parkingu. – Gdybyś miała lepszego szefa, dałby ci jeszcze parę wolnych dni.

– Noga już mnie prawie nie boli – oświadczyła, zgodnie z prawdą. Była zaniepokojona. Sympatia Richarda okazywała się trudniejsza do zniesienia niż jego rozkazujące tony. Kiedy wprost zarządzał jej życiem, mogła przynajmniej być zła. Ale gdy w jego spojrzeniu było tyle współczucia i troski, wiedziała, że traci poczucie rzeczywistości.

– Miejmy nadzieję, że noc minie spokojnie. – Richard nastawił samochodowe radio na łagodną i kojącą muzykę.

– A dlaczego miałbyś mieć wolny nocny dyżur? – wykrzesała z siebie. – Jesteś dopiero pierwszy dzień w pracy.

– Ale przez ostatni miesiąc harowałem jak wyrobnik.

Zapadło milczenie. Wreszcie Kate zaryzykowała spojrzenie na siedzącego obok mężczyznę. Spoglądał na drogę, lecz ściągnięte brwi wskazywały, że pogrążył się we własnych myślach. Znowu coś planuje, pomyślała.

– I co dalej? Jakie plany? – przerwała ciszę.

– Skąd wiedziałaś?…

– Po prostu popatrzyłam na ciebie. Masz to wypisane na twarzy.

– Trafna diagnoza, pani doktor. Rzeczywiście, zastanawiałem się, ile czasu zajmie uzyskanie pozwolenia na oddział położniczy.

– Otwierasz oddział położniczy?

– Prawie na pewno.

– Prawie? – zakpiła. – To do ciebie niepodobne. Dziwne, że nie zabrałeś się za to wczoraj.

– Wbrew temu, co o mnie myślisz, nie mam zielono w głowie – powiedział, ostrożnie biorąc zakręt.

– Doprawdy? – Kate spojrzała na niego ironicznie.

– Sama zobaczysz – uśmiechnął się do niej.

– Wyjeżdżam za trzy tygodnie – przypomniała mu.

– Jak powiedziałem: pożyjemy, zobaczymy. – Spojrzał na nią i zwolnił. – Czy coś się stało?

Kate przez okno samochodu przyglądała się mijanym domom. Kiedy przejeżdżali koło domu panny Souter, jej zielone oczy nagle zwęziły się.

– Zatrzymaj się – poprosiła poważnym tonem.

Richard zatrzymał samochód, a potem podjechał pod sam dom.

– O co chodzi? – spytał zaskoczony.

– Komin nie dymi – wyjaśniła wysiadając z samochodu – a pani Souter do gotowania i ogrzewania mieszkania używa tylko pieca.

Dom pogrążony był w ciszy. Richard zapukał kilkakrotnie, w końcu zostawił Kate na frontowej werandzie i poszedł sprawdzić drzwi kuchenne od tyłu. Po chwili wrócił, kręcąc głową.