Выбрать главу

– Te konsekwencje często dotykają innych… – nagle przerwała, gdyż zadzwonił stojący na biurku telefon.

Bella rzuciła jej jeszcze jedno, pełne niepokoju spojrzenie i podniosła słuchawkę. Po chwili pojawił się kolejny pacjent i nie było więcej czasu na zwierzenia.

Kate była z tego zadowolona. Bella i tak nie mogła jej pomóc. Nikt nie mógł zmienić Richarda w człowieka solidnego i godnego zaufania.

– Mam nadzieję, że dałeś już ogłoszenie w sprawie innego lekarza – zwróciła się do niego, kiedy skończyli pracę w przychodni, choć jej serce ścisnęło się z bólu. – Zostanę tu tylko do końca miesiąca.

Popatrzył na nią przeciągle i odwrócił się bez słowa.

W piątek Kate skończyła pracę wcześniej i udała się do małego kościoła za miastem. Była jedną z sześciu osób, które pojawiły się na pogrzebie panny Souter, i jedyną, która towarzyszyła jej na cmentarzu.

Wiedziała, że starsza pani jest samotna, ale chłód tego pożegnania wstrząsnął nią. Czy nigdy nie miała rodziny? Nikogo, kto by ją kochał?

Długo po zakończeniu ceremonii stała przy świeżym grobie i zastanawiała się nad sensem samotnego życia. Szczerze lubiła pannę Souter. Dlaczego inni jej nie lubili?

Nie znała odpowiedzi na to pytanie. Ruszyła powoli do samochodu. Niespodziewanie przed cmentarzem zatrzymał się srebrny mercedes.

– Wiedziałem, że cię tu znajdę – ciepło odezwał się Richard. – Bella powiedziała mi, że skończyłaś dzisiaj wcześniej.

– Musiałam… – krótko wyjaśniła Kate. – Ona nie miała nikogo…

– To od ciebie? – Richard spojrzał pytająco na wiązankę polnych kwiatów leżącą na grobie.

– Od Meg. – Uśmiechnęła się blado.

Ujął ją pod ramię i odprowadził do samochodu. Dziś po raz pierwszy poruszała się bez kul i nierówny grunt sprawiał jej kłopot.

– Dziękuję – powiedziała sztywno, wsiadając do samochodu.

– Zapraszam cię na obiad – cichym głosem zwrócił się do niej. I zanim zdążyła otworzyć usta dodał: – Nie u mnie. W pubie.

– Myślałam, że nie lubisz jeść w pubie.

– Tylko wtedy, kiedy chcę rozmawiać o interesach, a dzisiaj nie chcę…

Kate zawahała się. Nie powinna…

Perspektywa powrotu do zimnego domu i samotnego posiłku wydała się jej nagle ponura i przygnębiająca. Richard spojrzał na nią wyczekująco. Odwzajemniła spojrzenie. Zaskoczył ją trudny do odczytania wyraz jego oczu. Czyżby czuł się niepewnie?

– Dobrze – uśmiechnęła się. Z przyjemnością pomyślała o ciepłym, pełnym ludzi, rozmów i śmiechu pubie. – Ale tylko na godzinkę.

– Nie zabiorę ani chwili dłużej z twego drogocennego czasu.

W piątkowy wieczór pub pełny był ludzi. Wielu farmerów przyszło prosto po wydojeniu krów i roztaczali wokół siebie nie dający się z niczym pomylić zapach obory.

– Mogliby się wykąpać – szepnęła Richardowi na ucho Kate.

– I stracić taki dobry czas na drinka. – Uśmiechnął się w odpowiedzi.

W środku płonął kominek. Kelner, rozpływając się w powitaniach, wskazał im stolik obok ognia.

– Zastanawialiśmy się, kiedy w końcu pana u nas zobaczymy – mówił rozpromieniony. – Miło znów panią widzieć, pani doktor. Dziś państwa napoję na koszt szefa.

Po smutnym pogrzebie wydawało się to jak powrót do domu pełnego życia i śmiechu. I chyba z takim zamiarem Richard ją tu przywiózł. Cudownym zbiegiem okoliczności telefon w jego kieszeni milczał przez cały czas i mogli zjeść spokojnie. Było jej ciepło, czuła się odprężona i zadowolona.

– Często tu przychodzisz? – Wgadnął Richard.

– Jem tutaj, kiedy…

– Kiedy czujesz się samotna – dokończył, pytająco patrząc w jej oczy. – Mam rację?

Kate wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się.

– Być może – odparła.

– To się nie zmieni, jeśli nie otworzysz się wreszcie – powiedział łagodnie.

– Uważasz, że powinnam się otworzyć, aby znowu ktoś mógł mnie zranić? – Powoli przelewała wino w szklance, wpatrując się w nie intensywnie.

Richard ścisnął jej dłoń. Podniosła wzrok.

– Czemu myślisz, że to jest nieuniknione?

– Tego nie powiedziałam – odparła poważnym tonem. Spojrzała mu w oczy i zaraz tego pożałowała. Nie mogła oderwać od nich wzroku… W jego oczach czaiło się wyzwanie, któremu nie miała siły sprostać. Kochaj mnie, mówiły. Zaufaj mi. Czuła się dziwnie lekko… Odsunęła od siebie wino. Nie powinnam już więcej pić, pomyślała. Jeszcze pół szklanki i będę gotowa…

Odwróciła głowę i bez przekonania próbowała wyrwać rękę. Uścisk zacieśnił się.

– Muszę wracać – wyjąkała. – Pora nakarmić Meg.

– Czy masz w domu kawę? – zapytał Richard.

– Ja? – Znów spojrzała mu w oczy i zatraciła się.

– Mam – odpowiedziała słabym głosem.

– W takim razie – Richard podniósł się – napijemy się kawy u ciebie.

– Nie myślę, aby…

– To dobrze – przerwał Richard. – Postaraj się nie myśleć. Ilekroć zaczynasz wsłuchiwać się w swoje myśli, mówisz coś obraźliwego. – Zanim zdążyła odpowiedzieć, sprawnie wyprowadził ją z zatłoczonej sali.

Samochód Kate zaparkowany był przed pubem. Richard otworzył przed nią drzwi od strony kierowcy, a potem ku jej zaskoczeniu obszedł samochód dookoła i usiadł obok niej.

– Prowadzisz. Wypiłem o jedno piwo za dużo – wyjaśnił krótko.

Kate zrobiła szybki rachunek w głowie i spojrzała na niego podejrzliwie.

– Przecież wypiłeś tylko dwa lekkie piwa?

– Wiem, kiedy nie powinienem siadać za kierownicą – odparł. – Dziś na pewno nie. Później pójdę do domu piechotą.

– Ale to prawie cztery kilometry.

– To mnie otrzeźwi.

– A jeśli będą jakieś wezwania?

Richard wyciągnął się na siedzeniu i uśmiechnąwszy się położył telefon na jej kolanach.

– Patrzyłem, ile pijesz. Po niecałej szklance wina, ty dzisiaj odbierasz telefony.

Kate próbowała się uśmiechnąć.

– Podwiozę cię do domu – zaproponowała.

– Nie.

– Co to znaczy, nie? – warknęła.

– Odmawiam. Mam zamiar nakarmić Meg. – Richard zachowywał się jak ktoś absolutnie pewny swoich racji. Kate nie potrafiła powstrzymać się od śmiechu.

– Czyżbyś podejrzewał, że ją głodzę?

– Nigdy dość ostrożności – oświadczył. – Mam dług wobec panny Souter, nigdy nie zwróciłem jej talerza po biszkopcie.

– I dlatego postanowiłeś mnie skontrolować?

– Coś w tym rodzaju – przyznał.

Spojrzała na niego podejrzliwie, on jednak siedział nieporuszony.

– Zaraz potem odwiozę cię do domu – wymamrotała.

– Jak sobie życzysz.

Rozdział 12

W drzwiach powitała ich Meg, zadowolona, że znowu ma ludzkie towarzystwo. Richard podniósł ją i przytulił.

– Powinienem się domyślić – powiedział ponuro. – Tu znowu jest zimno. Jak można trzymać biednego kota w takich arktycznych warunkach?

– Koty są bardziej wytrzymałe, niż myślisz – odcięła się Kate.

Richard uniósł brwi.

– Łatwo panią dotknąć, pani doktor?

– Łatwo – odparła, wchodząc do kuchni.

– Dlaczego?

– Bo muszę spędzać czas w twoim towarzystwie.

– Nikt cię nie zmuszał. – Posadził kotkę koło spodeczka, który Kate napełniła mlekiem. – Przecież jesteś zadowolona, że przyszedłem na kawę.

– Nie jestem…