Kate odetchnęła z ulgą. Dorrie poznała ją i była przytomna. Piersi… Sądząc z tego, jak mocno przyciśnięta jest do kierownicy, może mieć połamane żebra.
– Zachowaj spokój – powiedziała miękko. – Karetka już jedzie. I pomoc drogowa. Zaraz cię stąd wyciągniemy. – Ręce Kate cały czas delikatnie badały kobietę. Nagle pod palcami poczuła krew. Płynęła z ramienia, z rany, której nie mogła dosięgnąć. Czuła jednak, z jaką siłą wypływa. Okno koło kierowcy było stłuczone, a ramię zaklinowane w resztkach szyby. Musiała rozciąć sobie tętnicę, pomyślała.
Nie mogła nic zrobić, siedząc na tylnym siedzeniu. Nie mogła nawet dosięgnąć rany.
– Dorrie, muszę przejść do przodu. Masz rozcięte ramię.
– Wiem – powiedziała ranna niezwykle rzeczowym tonem. – Czuję krew.
Jako żądna przygód nastolatka Kate chodziła kiedyś po jaskiniach. To, co robiła teraz, przypomniało jej przeciskanie się przez różne wąskie i trudno dostępne skalne korytarze.
– Kate?
Gwałtownie uniosła głowę. Richard!
– Kate, nic ci się nie stało? – spytał wzburzonym głosem. A potem zwrócił się do Paula. – Dlaczego, do diabła, pozwoliłeś jej tam wejść? Przecież ten samochód zaraz spadnie.
– Nie miałem wyboru. – Kate usłyszała odpowiedź Paula. – Ważę prawie sto kilo.
– Wszystko w porządku, Richardzie – krzyknęła Kate. – Z Dorrie też wszystko będzie dobrze, o ile uda mi się założyć jej opaskę uciskową.
– Moje piersi – jęknęła kobieta.
– To tylko złamane żebra – uspokajała ją Kate. – Spróbuj rozluźnić się i oddychać powoli.
Przecisnęła się do przodu i w trudnej do zniesienia pozycji, zgięta we dwoje, szukała odpowiedniego miejsca na ramieniu Dorrie. W końcu znalazła je, ucisnęła palcami i krew przestała płynąć. Uspokoiła się na chwilę.
– Udało mi się ręką zatamować krwawienie – krzyknęła do Richarda – ale nie mogę założyć opaski. Nie mam dość miejsca. Musicie nas stąd wyciągnąć.
– Staramy się – ponuro powiedział Richard.
Dorrie zamilkła. Na zewnątrz słychać było głosy ludzi i warkot pojazdów. Karetka pogotowia, pomoc drogowa, traktor…
– Kate, musimy wziąć auto na hol i wyciągnąć je. Inaczej się do was nie dostaniemy – krzyknął do niej Richard.
– Nie możecie ruszać samochodu – zawołała Kate. – Ramię Dorrie jest zaklinowane w oknie.
– W takim razie musimy posłać po „szczęki”. A to zajmie nam godzinę. Czy wytrzymacie tyle?
Skrzywiła się, ale nie było innego wyjścia. „Szczęki”, urządzenie zaprojektowane specjalnie do rozcinania wraków samochodowych, stanowiły w tej sytuacji jedyny ratunek. Każde miasteczko powinno je mieć, ale dla Corrook były one zbyt drogie.
– Wytrzymamy, Dorrie?
– Musimy. – W głosie kobiety słychać było ból i wyczerpanie.
– Czy możesz podać mi morfinę? – poprosiła Richarda.
– Ale czy uda ci się ją wstrzyknąć? – zapytał z niedowierzaniem.
– Jeśli napełnisz strzykawkę. – Z trudem odwróciła się w kierunku rozbitego okna.
Czas ciągnął się niemiłosiernie. Kate stale uciskała arterię, zwalniając ucisk tylko na sekundę co dziesięć minut, aby utrzymać krążenie. Traciła siły.
– Kate? – Co parę minut Richard zmuszał ją, żeby coś powiedziała.
– Jestem tu – wydusiła z trudem.
– To dobrze. – Po głosie wyczuła, że się uśmiechnął, i ten uśmiech przywołał ją do życia. Tak bardzo brakowało go jej przez ostatnie dni. – To miło widzieć cię zapuszkowaną – zażartował.
– Tak jakbyś miał puszkę piwa, ale nie miał otwieracza – odparła, a jakiś mężczyzna roześmiał się.
– Otwieracz jest już w drodze, pani doktor. – Kate rozpoznała głos kierowcy z pomocy drogowej. – Cholernie duży otwieracz do puszek.
Usłyszała syrenę i przymknęła oczy z ulgą. Po kilku minutach mężczyźni przystąpili do działania.
– Wejdziemy przez dach – poinformował ją Richard.
Kate skuliła się i przycisnęła jeszcze bliżej do Donie.
– Robi się ciasno – zauważyła półprzytomnie ranna kobieta.
Dach samochodu został zdjęty jak wieczko z pudełka sardynek. Po chwili Richard był koło niej.
– Jak udało ci się wytrzymać w takiej pozycji? – spytał z niedowierzaniem.
– Tylko tak mogłam dosięgnąć do jej ramienia.
– W porządku – powiedział. – Dźwig podtrzymuje już samochód, teraz możemy spróbować uwolnić jej rękę.
– Czy to się uda?
– Nie z tobą w środku. – Przesunął się tak, że mógł dosięgnąć do ramienia Donie. Zmienił Kate, uciskając we właściwym miejscu. – Wysiadaj. – Silne ramiona wyciągnęły ją z wraku.
Niedługo potem wyciągnięto także Dorrie i ostrożnie ułożono na noszach. Kate spojrzała na nią z niepokojem. Kobieta była półprzytomna, ale zdobyła się na uśmiech.
– Dziękuję wam – wyszeptała.
Kate wzięła ją za rękę.
– Wszystko będzie dobrze – uspokoiła ją. – Doktor Blair zajmie się panią.
– A nie pani?
Kate spojrzała na siebie ponurym wzrokiem. Była cała wymazana krwią z rany Dorrie i z zadrapań, których nie udało się uniknąć w samochodzie pełnym odłamków szkła.
– Myślę, że najpierw powinnam się wykąpać.
– Uśmiechnęła się. – Nie mogłabym w tym stanie pomóc nikomu. – Była cała zdrętwiała od długiego przebywania w niewygodnej pozycji. Tylko gorąca kąpiel mogła jej pomóc.
– Jedziesz z nami do szpitala – polecił Richard.
– Obejrzę twoje skaleczenia. – Jego uwaga skupiona była jednak wyłącznie na Dorrie.
Kate pokręciła głową.
– Czy ktoś może mnie odwieźć do domu? – spytała otaczających ją mężczyzn i uśmiechnęła się z wdzięcznością, gdy Paul wystąpił do przodu.
Rozdział 14
Nalała pełną wannę wody i zanurzyła się w niej. Gdy woda robiła się chłodna, dolewała gorącej. Zmywała z siebie krew i brud.
Chyba kwalifikuję się do szpitala, pomyślała patrząc na swoje nagie ciało. Cała była podrapana i potłuczona.
W domu było zimno i pusto. Wszystko zostało już spakowane. Nie widziała żadnego powodu, żeby wychodzić z wanny.
W końcu jednak ciepła woda skończyła się. Kate niechętnie wyszła z wanny i zaczęła się wycierać. I wówczas usłyszała samochód. Rozpoznałaby ten dźwięk wszędzie. Richard.
Po chwili rozległo się pukanie. Była w szlafroku, a włosy zawinięte miała w turban z ręcznika. Uchyliła drzwi i wyjrzała.
– Słucham? – Chciała, aby jej głos zabrzmiał oficjalnie, ale wydała z siebie jakiś skrzek.
– Powinnaś pojechać z nami karetką – krótko oznajmił Richard. – Niektóre rozcięcia wyglądają na głębokie.
– Jakoś przeżyję.
– Jestem tego pewny. – Zawahał się przez chwilę. Kate nadal trzymała drzwi ledwo uchylone. – Ogień się u ciebie nie pali – powiedział wreszcie.
– Idę do łóżka.
– Z mokrymi włosami?
– Richardzie…
– Kate, nie bądź głupia. – Zanim zdążyła go zatrzymać, popchnął drzwi i bezceremonialnie wkroczył do środka. – Poważnie mówię, dziewczyno. Chyba coś się stało z twoim mózgiem. Tutaj trzeba natychmiast napalić.
– Nie musisz na mnie krzyczeć – protestowała słabo.
– A ty nie musisz ryzykować życia, czołgając się w rozbitych autach. – Podszedł do kominka i zaczął nakładać do niego drew. – Gdyby samochód spadł…
– Przecież nie spadł.
– Ale mógł, do cholery!
– Czy mógłbyś przestać krzyczeć?
Zapadła cisza. Richard skoncentrował się na paleniu. Kate przez chwilę przyglądała się mu, a potem poszła do kuchni zrobić kawę. Przyniosła po chwili dwa parujące kubki, dumna, że nie trzęsą się jej przy tym dłonie. Doktor bez słowa wziął od niej kubek i odstawił na obramowanie kominka.