Bella zamilkła. W końcu sięgnęła po swój koszyk i zaczęła go pakować.
– Wrócisz do miasta?
– Muszę – powiedziała ze smutkiem Kate. – Nawet gdybym miała za co kupić kolejny samochód, to i tak nie mogłabym konkurować z lekarzem, który ma gabinet w miasteczku.
Bella markotnie pokiwała głową.
– Będzie nam ciebie brakowało – powiedziała po prostu. – Jesteś świetnym lekarzem.
– Bez głowy do interesów i z beznadziejnym gustem, jeśli chodzi o mężów – dokończyła z goryczą Kate. – Ale dziękuję, Bello. – Usłyszała silnik samochodu wjeżdżającego na podwórko. Kolejny pacjent, westchnęła. Spojrzała w okno.
Trudno było nie poznać srebrnego mercedesa. Podobnie jak mężczyzny, który z niego wysiadł. Nieznajomy z ostatniej nocy.
Bella, gotowa już do wyjścia, zawahała się. Chęć jak najszybszego dotarcia do domu walczyła w niej z ciekawością. Niepewnie spojrzała na Kate.
– Idź – powiedziała Kate. – Tim może się niepokoić, że tak długo nie wracasz. I jeszcze raz dziękuję.
Wyszły na werandę. Bella z zainteresowaniem przyglądała się mężczyźnie zbliżającemu się do domku. Skinął uprzejmie głową i w milczeniu czekał na jej odjazd. Kiedy samochód recepcjonistki zjechał ze wzgórza, wszedł po schodkach na werandę.
– Została pani na lodzie, pani doktor – zażartował, wskazując ręką na pusty parking.
W brązowych oczach, ocienionych niesforną grzywą blond włosów, migotały figlarne błyski. Był wspaniale zbudowany. Wydał jej się jeszcze wyższy niż w nocy. Kate miała sto siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu i nie była przyzwyczajona do tego, by ktoś spoglądał na nią z góry.
– Jest jeszcze taksówka – odparła rumieniąc się.
– Richard Blair. – Uśmiechnął się przepraszająco i wyciągnął ogromną dłoń.
Kate nie odwzajemniła uśmiechu ani nie uścisnęła jego ręki.
– Doktor Blair?
– Tak. – Przyjrzał się uważnie dziewczynie w białym fartuchu, o zbyt wielkich oczach na drobnej bladej twarzy, okolonej kasztanowymi lokami.
– Dlaczego nie przedstawił się pan wcześniej? – spytała spokojnie.
Richard Blair westchnął i włożył ręce do kieszeni sportowych spodni.
– Nie wiedziałem jak – wyznał zakłopotany. – Mam wrażenie, że popełniłem poważny zawodowy błąd.
Spojrzała na niego zdziwiona.
– Co pan ma na myśli?
– Czy sądzi pani, że wprowadziłbym się tu wiedząc o istnieniu innego lekarza? Tutejszy aptekarz poinformował mnie, że w promieniu sześćdziesięciu kilometrów nie ma żadnego. Nie mogłem wprost uwierzyć w szczęśliwy traf.
– Więc kupił pan wszystko pod wpływem chwili?
– W pewnym sensie, tak – zgodził się. Uśmiechnął się z przymusem i spojrzał w dół, na dolinę. Z werandy rozciągał się widok zapierający dech. Daleko, za uprawnymi polami, widać było w dole malutkie miasteczko. U podnóża wąwozu, wśród gęstych drzew, wiła się rzeka, ginąca z pola widzenia na kolejnym zakolu. Z drzew zerwało się z krzekliwym hałasem stado czerwonych rajskich ptaków i utworzyło na niebie szybko mknącą purpurową strzałę. Oprócz cichego szumu wiatru nie słychać było żadnych odgłosów.
– Urodziłem się w Australii – odezwał się cichym głosem – ale moja matka była Angielką i kiedy zmarł mój ojciec, wróciliśmy do Anglii. Miałem wtedy szesnaście lat. Chciała, bym tam został, ale po jej śmierci nie mogłem oprzeć się tęsknocie. – Wzruszył ramionami. – Moim domem jest Australia, nawet po dwunastoletniej nieobecności. Wróciłem tu i jechałem przed siebie, żeby po prostu przypomnieć sobie, jak wielkie są tu przestrzenie. Przy drodze do Corrook zobaczyłem ogłoszenie Alfa. – Uśmiechnął się smutno. – I to już koniec historii.
– Praktyka lekarska tutaj, to coś innego niż w Anglii – powiedziała po chwili Kate.
– Właśnie tego chcę – odparł. – Mam już dość miasta. – Spojrzał na nią bez uśmiechu. – Jestem tu, by porozmawiać o pani, o mnie już dość. – Zawahał się.
– Dlaczego, do diabła, Alf powiedział mi, że nie ma tu żadnego lekarza?
– Jestem kobietą – stwierdziła krótko. Ciemnobrązowe oczy i wzrost tego mężczyzny denerwowały ją. Przemknęła jej myśl, że być może nie jest to zdenerwowanie, lecz jakieś inne uczucie. Błysk zainteresowania w jego oczach poruszył w niej coś, co tkwiło tak głęboko, że…
– Zauważyłem to – oznajmił chłodno. – Nie odpowiedziała pani na moje pytanie.
– Ależ tak. – W jej głosie brzmiało znużenie. – Zdaniem Alfa miejsce kobiety jest w domu. Najlepiej, jeśli jest bosa i w ciąży. Kobieta i lekarz to dla Alfa sprzeczne pojęcia. Moje recepty realizuje pod przymusem i przekonuje każdego, kto chce go słuchać, że mądrzej jest pojechać z grypą czy ospą wietrzną nawet i sto kilometrów do lekarza, niż zwrócić się do mnie. – Uśmiechnęła się sztucznie. – Sądzi więc chyba, że pana sobie wymodlił.
Westchnął i jeszcze głębiej wsunął ręce do kieszeni.
– Myślałem, że się dobrze przygotowałem – powiedział z goryczą. – Obejrzałem mapy i dane statystyczne. Wiem, z czego utrzymuje się ludność i jaki dochód może mieć tu lekarz. Jedyne, czego się nie dowiedziałem to tego, że lekarz tu już jest. Powinienem był to sprawdzić – przyznał samokrytycznie – ale nie podejrzewałem, że aptekarz może kłamać w tak zasadniczej sprawie.
Kate wzruszyła ramionami.
– Przekażę panu karty moich pacjentów. Mogę to zrobić teraz, jeśli pan sobie życzy. Równie dobrze może pan zacząć od razu.
– O czym, do diabła, pani mówi? – spytał z niekłamanym zdumieniem w głosie.
– No cóż, nie mogę dalej praktykować w dolinie – wyjaśniła ozięble – kiedy doktor Blair ma wspaniały gabinet w mieście i, jak słyszałam, prywatny szpital także.
– A więc odchodzi pani i po prostu zostawia mi wszystko?
– Nie mam wyboru. – Spojrzała z gniewem na spokojną twarz mężczyzny.
– Jest pani pewna? – zapytał łagodnie.
– O co panu chodzi?
– Czy pani praktyka lekarska jest dochodowa?
– spytał z przekąsem. – Czy tutaj naprawdę potrzebny jest lekarz? Wygląda pani na osobę żyjącą na progu ubóstwa. A może pani po prostu nie chce zainwestować ani w samochód, dzięki któremu byłaby pani osiągalna, ani w przyzwoite pomieszczenie?
– Zgadł pan – odpowiedziała Kate z goryczą. – Chowam pieniądze do pończochy. – Weszła do domu.
Richard Blair zawahał się, ale po chwili poszedł za nią.
– Weźmie je pan teraz? – Kate wyciągnęła szufladę z kartoteką i zaczęła wyjmować karty pacjentów. – Na popołudnie jest pięć wizyt domowych i niech mnie piorun strzeli, jeśli wydam na taksówkę choć jeden grosz z mojego skarbu schowanego w pończosze! Jest pan nowym lekarzem w Corrook, więc niech pan się tym zajmie, doktorze.
Mężczyzna oparł się o biurko recepcjonistki i splótł ramiona.
– Aż tyle goryczy, pani doktor?
– A co pan myśli? – Zdenerwowała się. – Zjawia się pan tutaj i pozbawia mnie środków utrzymania…
– Trudno to nazwać środkami utrzymania – przerwał z rozmysłem. – Zaczynam myśleć, że Alf chyba miał rację. Ludzie z tej doliny potrzebują wszechstronnej opieki medycznej, a pani jej nie zapewnia. – Spokojnie wytrzymał spojrzenie wielkich zielonych oczu, błyszczących gniewem. – Załóżmy, na przykład, że wczoraj wieczorem dojechała pani do Cameronów własnym samochodem, tym niemniej uznała pani za konieczne pozostać tam na noc. Jak mógłby skontaktować się z panią ktoś potrzebujący pilnie pomocy? Ostatniej nocy nie miała pani przy sobie przenośnego telefonu. Czy w ogóle go pani ma?
– Nie.
– Dlaczego?
– Bo mnie na to nie stać. – Zaczynała tracić panowanie nad sobą, głównie dlatego, że miał rację.