Выбрать главу

– Płaszcz?

– Nie jest pani głucha. Płaszcz. Albo etolę z norek, jeśli ją pani ma – dokończył z sarkazmem.

– Nie mogę wyjść – broniła się. – Mam dyżur.

– Od tej chwili ja mam dyżur. – Wyjął z kieszeni małe czarne pudełko i otworzył je. – Telefon komórkowy. Podłączę do pani telefonu i jeśli ktoś zadzwoni, natychmiast będę o tym wiedział. – Uśmiechnął się.

– Tak to wygląda, pani doktor. Odpowiedzialność zawodowa przeszła z pani ramion do mojej kieszeni. Któraż dziewczyna mogłaby chcieć więcej?

– Ale ja nie chcę nigdzie wychodzić.

Była bliska płaczu. Ogarnęło ją obezwładniające przerażenie, którego doświadczała, gdy Doug roztaczał przed nią miraże kolejnego ekscytującego przedsięwzięcia. A ten mężczyzna… Spojrzała mu w oczy. Dostrzegła w nich błysk rozbawienia i wyzwanie. Tak, to było wyzwanie. Był tak inny od Douga, a jednocześnie taki sam. To, co robił, było szaleństwem…

– Nie chcę iść – powtórzyła słabym głosem.

– Nie pytam, czego pani chce – powiedział kategorycznie. – Pracuje pani dla mnie, a widzę, że zagładzą się pani na śmierć. Skoro chce pani koniecznie robić z siebie idiotkę, to tak będę panią traktował. Muszę z panią porozmawiać. Jestem głodny i prędzej diabli mnie wezmą, niż zjem zwiędłą sałatę. Proszę włożyć płaszcz i wsiąść do mojego samochodu, bo inaczej sam panią zaniosę. I to natychmiast, pani doktor. Zanim stracę cierpliwość.

– Nie muszę… – Spotkali się wzrokiem i Kate zawahała się. Ten człowiek nie rzucał gróźb na wiatr. Zrobi, co obiecał. Wyczytała to z jego oczu.

Mogła kazać mu wynieść się i zostawić ją w spokoju, ale oznaczałoby to koniec jej życia w dolinie. A także koniec jej znajomości z Richardem Blairem.

Czy tego chciała? Tak, mówił jej rozum. Ale właśnie wtedy poczuła, jak coś się w niej budzi. Coś, o czym myślała, że umarło tej nocy, kiedy dowiedziała się, że Doug opuścił ją dla innej kobiety. Nie chciała, by to kiedykolwiek ożyło w niej znowu. Nie chciała nigdy więcej przeżywać na nowo takiego bólu – zdrady.

– Więc? – Richard nadal trzymał otwarte drzwi.

– Pójdę – powiedziała chłodnym tonem. – Ale pojadę moim samochodem.

– Czyim?

– Tym, którym jeżdżę – burknęła. – Nie musi pan mi tego wytykać, doktorze. Jestem od pana zależna i wie pan o tym. A teraz chodźmy na tę cholerną kolację i miejmy to z głowy. – Chwyciła leżący na krześle płaszcz i dumnym krokiem wyszła z pokoju.

Dwie minuty później jechała za srebrnym mercedesem polną drogą, w dół, do miasteczka. Przypuszczała, że jadą do pubu – jedynego miejsca, w którym w Corrook można było zjeść kolację. Jednakże, po przejechaniu niespełna dwóch kilometrów zobaczyła, że mercedes zwolnił i wskazuje kierunkowskazem skręt w prawo. Ku swemu przerażeniu zdała sobie sprawę, że Richard Blair jedzie do swego domu.

Nie skręciła za nim. Zjechała na pobocze, zatrzymała się i patrzyła przed siebie. Chwilę później Richard zauważył, że Kate nie jedzie za nim. Wrócił do miejsca, gdzie stała, wysiadł z samochodu i podszedł do niej.

– Coś się zepsuło? – spytał.

– Myślałam, że jedziemy do pubu – odpowiedziała spokojnie.

– Opieranie się na domysłach bywa ryzykowne. Można wpakować się w różne kłopoty – skonstatował uprzejmie. – Ale w tym przypadku nie było to konieczne. Wystarczyło zauważyć mój sygnał, skręcić kierownicę w prawo i gotowe. Z pewnością kobieta z dyplomem lekarskim potrafi dać sobie z tym radę.

Kate zaczerwieniła się.

– Nie musi pan traktować mnie protekcjonalnie – rozgniewała się.

– A pani nie musi zapierać się jak osioł, kiedy sprawy nie układają się tak, jak to pani sobie zaplanowała – odparł spokojnie.

– Dlaczego nie jedziemy do pubu? – spytała z cieniem rozpaczy w głosie.

– Bo jeśli jest to typowy wiejski pub, to w piątek wieczorem jest tam pełno ludzi świętujących właśnie piątkowy wieczór – wyjaśnił. – A ja chcę rozmawiać o interesach. Ale nie w tłoku. Moja lodówka jest pełna I nawet potrafię gotować. – Skrzywił się. – Pani doktor, zaczyna padać. Czy moglibyśmy kontynuować rozmowę w domu? – Odszedł szybko w kierunku swego samochodu.

Kate zastanawiała się przez chwilę, lecz w końcu przekręciła kluczyk w stacyjce. Uznała, że nie ma wyboru.

Richard wjechał do garażu i po wyjściu stamtąd czekał na nią. Zaparkowała pod rzędem akacji rosnących blisko domu. Starannie ominęła wielkie czerwone drzewa gumowe, piękne, ale mające paskudny zwyczaj: nieoczekiwanie spadały z nich konary. Chociaż, pomyślała złośliwie, gdyby zmiażdżyły nowy samochodzik Richarda, po prostu kupiłby nowy. Wydawał pieniądze, jakby miał licencję na ich produkcję.

– Czy ten samochód jest ubezpieczony? – spytała po zamknięciu drzwiczek. Richard nie ruszył się z miejsca; czekał, aż podejdzie do niego.

– Oczywiście. – W jego głosie znów słychać było śmiech.

Kate zauważyła z zaskoczeniem, że rzadko znika on z jego głosu. Życie było dla Richarda Blaira przyjemnością.

– Czy sądzi pani, że kobiecie, która własny samochód wysadziła w powietrze, pozwoliłbym zbliżyć się o włos do mojego, gdyby nie był ubezpieczony? – Kiedy podeszła do niego, roześmiał się. – Być może jestem rozrzutny, pani Harris, ale nie jestem głupi.

Kate odetchnęła głęboko.

– Nie powiedziałam, że jest pan rozrzutny.

– Nie musiała pani. – Wziął ją pod ramię i poprowadził po nierównych stopniach wiodących do domu. – Potrafię czytać w pani oczach. – W jego głosie jeszcze silniej zadźwięczał śmiech. – Mówiłem pani, że uczyłem się psychologii. Czytanie z oczu to moja specjalność. – Wzmocnił uścisk, kiedy się potknęła. – Przepraszam za tę ścieżkę. Przydałoby się trochę światła na zewnątrz. – Ze smutkiem popatrzył na dom przed nimi. – W rzeczy samej przydałoby się wiele zmienić, ale to musi poczekać. Wykorzystałem już całą siłę roboczą w Corrook. – Doszli do obszernej werandy I Richard otworzył drzwi.

Weszli do dużego salonu. Zatrzymała się zdumiona. Co on chciał zmieniać?

Mieszkał tu dopiero od tygodnia, a zdążył już urządzić mieszkanie. Wygodne meble, wspaniałe perskie dywany na surowej podłodze, obrazy na ścianach, półki pełne książek. Nawet ogień płonął na kominku…

– Mówił pan, że cały dzień spędził w Melbourne – powiedziała podejrzliwie.

– Czy mógłbym panią okłamać? – odrzekł urażonym tonem, unosząc brwi. – Była tu moja sprzątaczka.

– Pana sprzątaczka…

– Co panią dziwi? Czyżby nie wszyscy mieli sprzątaczki? – spytał niewinnie. Poszedł do kuchni. Przez otwarte drzwi zobaczyła, jak wyjął z lodówki butelkę wina i po chwili zastanowienia wymienił ją na butelkę szampana.

– Nie wszyscy. – Kate była zła jak osa. – I nie każdy ma taki dworek.

– Proszę posłuchać. – Z szampana wystrzelił korek. Richard wniósł do salonu butelkę i dwa kieliszki.

– Drewniany dom z trzema sypialniami i tylko jedną łazienką trudno nazwać dworkiem. Nie mam nawet bidetu. Jak można dom bez bidetu nazwać dworkiem?

Kate zachichotała. Po raz pierwszy od wielu miesięcy jej poczucie humoru dało znać o sobie. Spojrzała na niego śmiejącymi się oczami. W ciemnobrązowych oczach Richarda błysnęła radość. Napełnił kieliszek szampanem i podał jej.

– Nie powinnam pić. – Wzięła kieliszek i przyglądała się mu z rozterką.

– Przejąłem pani obowiązki – przypomniał i poklepał telefon komórkowy. – Dzisiaj ja dyżuruję. Po dwóch kieliszkach szampana przechodzę na wodę mineralną.

Kate westchnęła. Poczuła, że ciężar odpowiedzialności, który przytłaczał ją od chwili odejścia Douga zelżał. Upiła nieco szampana, choć i bez niego była lekko odurzona.