Выбрать главу

Napotkała wzrok barmana; Leo mrugnął do niej przyjaźnie. Wędrowała dalej. Po chwili zatrzymała się przy parze siedemdziesięciokilkulatków, którzy obchodzili pięćdziesiątą rocznicę ślubu. Przytulili się do siebie, wdzięczni za skierowane do nich słowa piosenki o miłości.

Jedna melodia płynnie przechodziła w drugą. Tę część wieczoru, kiedy mogła zejść ze sceny i wmieszać się w tłum, Holly lubiła najbardziej. Kołysząc się w rytm muzyki, krążyła wśród gości, skinieniem głowy pozdrawiała bywalców, uśmiechem witała nieznajomych..

Słychać było ściszone rozmowy, brzęk s:zklanek i kieliszków. Tak, tu był jej dom. Tu czuła się w swoim żywiole. Ludzie ją kochali, a ona potrafiła wprawić ich w doskonały humor. Swoją osobowością i śpiewem tworzyła taką atmosferę, że nikt nie chciał wychodzić i każdy bawił się znakomicie.

Mimo tylu wpatrzonych w nią twarzy bezbłędnie, i to ze sporej odległości, rozpoznała tę jedną, której nie spodziewała się dziś ujrzeć. Parker James siedział z tyłu sali, przy tym samym stoliku co zawsze.

I wodził za nią spojrzeniem.

Kiedy go spostrzegła, serce zabiło jej mocniej, ale głos nawet nie zadrżał. Ruszyła w jego stronę.

Zmysłowo kołysząc biodrami, przesuwała leniwie rękę po talii, po udzie, jakby wygładzała materiał obcisłej czerwonej sukienki, którą miała na sobie. Cały czas towarzyszył jej blask reflektorów, ale ona nie zwracała na niego uwagi. Przeciskała się między stolikami, świadoma jedynie świdrujących ją oczu Parkera.

Chociaż dwa razy obserwował Holly podczas prób, dziś po raz pierwszy widział ją na żywo przed publicznością. Wrażenie było niesamowite.

Sukienka, w której występowała, wyglądała tak, jakby była namalowana bezpośrednio na jej ciele. Głęboki dekolt podkreślał piękny kształt piersi. Parker nie mógł oderwać od niej oczu. Siedział jak zahipnotyzowany. Nie słyszał muzyki, która wypełniała salę; słyszał jedynie głos Holly, ciepły, powabny, przyprawiający o dreszcze.

Stanąwszy przy jego stoliku, uśmiechnęła się zalotnie. Parker nie zareagował. Serce waliło mu jak młotem. Urzeczony jej spojrzeniem, barwą głosu i kołysaniem bioder, miał ochotę złapać ją za rękę i nie puścić.

Jakby czytając w jego myślach, Holly leciutko oblizała wargi i pomalowanym na czerwono paznokciem delikatnie przesunęła po jego policzku. Parker miał wrażenie, że czas się zatrzymał, że powietrze stało się naelektryzowane, że oddech pali mu trzewia. Po jego ciele rozszedł się żar.

Ona też to czuła, tę niesamowitą siłę przyciągania. Widział to po zdumieniu, jakie odmalowało się na jej twarzy. Po chwili Holly skierowała się z powrotem ku scenie. Odprowadzając ją wzrokiem, musiał przyznać, że z tyłu wyglądała równie kusząco co z przodu.

Nie potrafił przestać o niej myśleć. W ciągu zaledwie kilku dni Holly Carlyle zburzyła mur ochronny, który tak mozolnie wznosił od dziesięciu lat.

Przestraszył się. Nie był masochistą, nie chciał przeżywać kolejnych tortur, zawodów i rozczarowań. Poczuł, jak ogień, który w nim płonie, na moment przygasa. Dobrze mu było w pojedynkę. Nie szukał miłości. A jednak nie mógł się oprzeć pokusie, by nie wpaść dziś do hotelowego baru. Po prostu musiał ją znów zobaczyć.

Zobaczyć, jak śpiewa..

Teraz wiedział, że jej obraz na;z;awsze z nim zostanie. Uśmiechem przywoływała go do siebie. Głosem przemawiała do jego serca i duszy.

Pragnął jej, zarówno jako mężczyzna, jak i właściciel klubu: pragnął, by śpiewała w jego nowym lokalu.

Był świetnym biznesmenem i miał nosa do interesów. Uświadomił sobie, że osoba z talentem i osobowością Holly z łatwością przyciągnie klientów, sprawi, że klub szybko zdobędzie popularność. Jej głos będzie wabił przechodniów niczym syreni śpiew. A zatem… zatem musi przekonać Holly, by przyjęła jego propozycję.

Pochylił się do przodu, oparł łokcie o blat stołu i zamówiwszy u kelnerki szklankę piwa, uzbroił się w cierpliwość. Poczeka, aż Holly zakończy występ, potem z nią porozmawia. Zresztą nie potrafiłby wstać i wyjść, nawet gdyby od tego zależało jego życie.

– Naprawdę nie musisz mnie odwozić – powiedziała, chyba po raz piętnasty w ciągu ostatnich dziesięciu minut.

Siedział ze wzrokiem utkwionym w jezdnię i dłońmi zaciśniętymi na kierownicy. Czarny kabriolet mknął w stronę Garden District. W powietrzu unosiły się dźwięki i zapachy Nowego Orleanu.

Z otwartych okien i drzwi mijanych po drodze klubów wydobywało się na zewnątrz brzmienie trąbki lub saksofonu. Światła neonów zlewały się, tworząc długą j askrawą tęczę. W oddali nad zatoką słychać było huk piorunów.

– Żaden kłopot. Zresztą to blisko – rzekł, wciąż patrząc przed siebie.

Chociaż się przebrała – obcisłą czerwoną sukienkę zamieniła na spodnie w kolorze khaki i prostą bluzkę koszulową – nadal wyglądała niezwykle pięknie. Rude loki fruwały jej wokół twarzy. Wzdychając głośno, zgarnęła je w węzeł i przytrzymała na karku.

– Zdziwiłeś mnie, pojawiając się w barze.

Wzruszył ramionami..

– Chciałem zobaczyć twój występ.

– I co? Podobało ci się?

– Ogromnie. – Wciąż na nią nie patrzył. – Jesteś fantastyczna.

– Dziękuję. – Uśmiechnęła się nieśmiało. Dopiero gdy stanęli na czerwonym świetle l Parker obrócił się do niej twarzą.

– Taki talent jak twój zdarza się raz na piętnaście, dwadzieścia lat. Mogłabyś zrobić dużą karierę. Serio. Powiedz, dlaczego nie wyjechałaś? Co cię trzyma w tych klubach?

Nie najlepiej widział, bo było ciemno, ale głowę by dał, że Holly zaczerwieniła się po uszy. Coraz bardziej mu się podobała, jako kobieta, jako piosenkarka.

– Pochlebiasz mi.

– Nie, mówię prawdę.

Uśmiech rozjaśnił jej oczy.

– Tak? No to się cieszę. A co do twojego pytania… – Rozejrzała się wkoło, chłonąc zmysłami barwy, zapachy i dźwięki miasta. – Kocham Nowy Orlean. Kocham jego mieszkańców. Tu jest mój dom. Nie sądzę, abym gdziekolwiek indziej była szczęśliwa.

– Ale mieszkając tu, też mogłabyś nagrać płytę. – Po co? To mi do niczego nie jest potrzebne.

– Nie rozumiem. Mogłabyś być sławna.

Pokręciła głową.

– Nie interesuje mnie sława.

– Ani pieniądze?

Wybuchnęła śmiechem.

– Całkiem nieźle sobie radzę. Już prawie mam wystarczającą sumę na…

– Na co?

Zacisnęła wargi.

– Ja też mam plany i marzenia. Ale na razie nie chcę o nich mówić. – W skazała przed siebie ręką. – Zielone.

– Faktycznie. – Parker. wcisnął pedał gazu.

Słuchając instrukcji udzielanych przez Holly, skręcał to w prawo, to w lewo. Przez cały czas jednak zastanawiał się nad tym, co powiedziała, kiedy stali na światłach. O czym ona marzy? Jakie ma plany? Co by chciała w życiu osiągnąć?

W porównaniu z hałaśliwą, pełną zgiełku Dzielnicą Francuską elegancka Garden District tchnęła powagą i spokojem. W oknach nie paliły się światła; tu mieszkańcy grzecznie spali.

Przez rozłożyste gałęzie drzew z· trudem przedzierał się blask księżyca.

Panującą dookoła ciszę przerwało szczekanie psa oraz brzęk otwieranej w pobliżu bramy. Powietrze wypełniał słodki, intensywny zapach kwitnących nocą kwiatów.

Parker zgasił silnik. Obszedłszy samochód, otworzył drzwi od strony pasażera i podał Holly rękę, żeby pomóc jej wysiąść. Wysiadając, niechcący się o niego otarła. Objął ją w pasie, jakby nie chciał, by. mu znikła: