Выбрать главу

Rozciągnął usta w uśmiechu. Tak łatwo się z nią rozmawiało, bez aluzji, bez gierek. Tak łatwo obcowało.

– To jak, Holly? Zgodzisz się?

Pociągnąwszy łyk herbaty, zmarszczyła czoło.

– Tommy nie będzie mógł mi akompaniować.

Obiecał swojej żonie, że wyjadą razem na weekend.

– Zapewnię ci dobrego pianistę. Może nie tak doskonałego jak Tommy, ale…

– W porządku..

Zacisnął rękę na jej dłoni.

– Zgadzasz się? Zaśpiewasz?

– Z największą przyjemnością.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Otwarcie Groty okazało się wielkim sukcesem, większym niż Parker mógł sobie wymarzyć.

Stał pod ścianą'ńa końcu sali, leniwie prześlizgując się wzrokiem po gościach. Kelnerzy uwijali się między stolikami, roznosząc duże, beżowe kubki z naj różniej przyrządzoną kawą. Latte, mocha, cappuccino, kawa mrożona, kawa z lodami, z bitą śmietaną, z syropem karmelowym i długimi las- karni cynamonu do mieszania.

Ci, którzy woleli coś odrobinę mocniejszego, mogli wybierać pośród najlepszych krajowych win białych oraz czerwonych.

Unoszący się w powietrzu intensywny zapach kawy mieszał się z aromatem świeżo pieczonego chleba, bułek i przyrządzanych na ciepło kanapek. W sali panował romantyczny półmrok. Na stolikach paliły się świeczki, jasno oświetlona była tylko scena, na której występowało Trio Hansonów. Ludzie dwukrotnie podrywali się na nogi, żeby nagrodzić muzyków rzęsistymi brawami.

Kiedy owacyjnie żegnany zespół zaczął zbierać swoje instrumenty, Parker ponownie powiódł spojrzeniem po sali. Miał wrażenie, że na otwarciu pojawili się inni ludzie niż ci, którzy zwykle odwiedzają bary w Dzielnicy Francuskiej. Owszem, było trochę turystów, ale większość klienteli stanowili tubylcy, którzy potrafią docenić dobry Jazz.

Właśnie na to liczył. Wprawdzie turyści zostawiają więcej pieniędzy, ale żeby klub cieszył się powodzeniem, musi zyskać uznanie wśród nowoorleańczyków. Ludzie potrzebują miejsca z dala od awanturujących się pijaków, miejsca, w którym można spotkać się z przyjaciółmi, posłuchać dobrej muzyki, pośmiać się, napić doskonałej kawy.

Poczuł, jak rozpiera go duma.

Praca w rodzinnej firmie nigdy nie sprawiała mu tak olbrzymiej satysfakcji. Wiedział dlaczego: po prostu klub był jego dzieckiem, pomysłem, który udało mu się zrealizować, spełnionym marzeniem. Zrozumiał, że nie mot e płużej zwlekać; musi porozmawiać z ojcem, wyjaśnić mu, że tu jest jego miejsce. Na samą myśl o gabinecie z widokiem na port, o dzwoniących telefonach i rozbrzmiewającym wkoło klikaniu w komputer zrobiło mu się niedobrze.

To jest świat jego ojca. On, Parker, już do niego nie pasuje. Zresztą może nigdy nie pasował.

Resztę życia chce spędzić tu. W swym królestwie.

– Wspaniale się wszyscy bawią.

Obrócił się twarzą do Holly. Oczy jej lśniły, a na ustach gościł ciepły, radosny uśmiech.

Jak dobrze móc dzielić tę chwilę z kimś bliskim, pomyślał Parker. Z kimś, kto dobrze mu życzy. Z kimś, kto wie, ile ten klub dla niego znaczy.

– Tak, jest lepiej, niż myślałem.

Podobnie jak on, Holly rozejrzała się po sali i pokiwała z uznaniem głową. Cieszyła się, że zespół wzbudził tak duży aplauż.

– Jaka szkoda, że nie mogłam przyjechać wcześniej. Chętnie bym posłuchała, jak chłopaki grają.

Uwielbiam ich…

– Może jutro ci się uda. W niedzielę nie pracujesz u Marchandów?

Pokręciła głową. Chłonęła atmosferę wszystkimi zmysłami.

Przez duże wychodzące na ulicę okna Parker widział spacerujących na zewnątrz ludzi. Niemal wszyscy przystawali i z zaciekawieniem zaglądali do środka. W pewnym momencie któryś ze spacerowiczów nie wytrzymał; pchnął drzwi i wszedł do klubu.

– Zdaje się, że masz kolejnego gościa – powiedziała Holly.

– Cały wieczór tak się dzieje. To miejsce wsysa przechodniów. A wessie ich jeszczę więcej, kiedy zobaczą na scenie ciebie.

– Poczęstowałbyś mnie najpierw filiżanką kawy?

– Myślę, że to się da załatwić – odparł z uśmiechem. – Przy okazji moglibyśmy pogadać o tym, czy zgodziłabyś się na regularne występy w Grocie. Dobrze płacę – dodał dla zachęty.

~ Mam wolne niedziele, poniedziałki i wtorki – oznajmiła. – A dodatkowe pieniądze bardzo by mi się przydały.

– Co, lubisz drogie zakupy?

– Można tak powiedzieć.

Najwyraźniej nie zamierzała mu zdradzić, na co potrzebuje pieniędzy. Poczuł się lekko urażony. Sekrety nie prowadzą do niczego dobrego. Jednego się nauczył podczas lat spędzonych z Frannie: kobiecie mającej tajemnice przed partnerem nie wolno ufać. Może przesadnie zareagował na skrytość Holly. W końcu dlaczego miałaby mu cokolwiek o sobie mówić? Niewiele ponad tydzień temu po raz pierwszy zamienili z sobą słowo. Ale… po prostu była mu dziwnie bliska.

Psiakość, miał wrażenie, jakby się znali całe. życie.

Chciał wiedzieć o niej absohitriie wszystko. To go przerażało, a jednocześnie zdumiewało i intrygowało.

– To co? Zafundujesz mi kawę?

– Oczywiście.

Poprowadził ją w stronę baru z ekspresem, po czym skinął głową na jednego z kelnerów.

Frannie krążyła na zewnątrz, od czasu do czasu zaglądając do środka. Pilnowała się, aby przypadkiem Parker jej nie dostrzegł.

Rozwścieczona wyrazem radości, jaki na widok rudej dziwki zagościł na twarzy,Parkera, w ostatniej chwili zauważyła kałużę na chodniku, ale było już za późno. Zimna woda – w której na pewno pływały jakieś paskudne zarazki! – wlała się do jej pantofla z krokodylej skóry. Frannie wzdrygnęła się z obrzydzeniem.

– Chryste Panie! – Przytrzymując się ściany budynku, wytrząsnęła z buta wodę. – Do czego to doszło? Żebym ja, Frannie LeBourdais, podglądała własnego męża? Tó'poniżające!

W ciąż czuła się upokorzona po ostatniej wizycie, jaką mu złożyła w domu. Parker bezczelnie ją odtrącił, w sposób jednoznaczny dał do zrozumienia, że próba uwiedzenia go na pewno się jej nie uda. Powinna była się obrazić, nie zawracać sobie nim głowy, ale… po prostu chciała zobaczyć na własne oczy tę nową inwestycję Parkera.

Klub jazzowy! Doprawdy, Parker upadł na głowę! Tak jakby Nowy Orlean cierpiał na brak miejsc, gdzie można posłuchać jazzu. Jakby w mieście było za mało lokali, w których można napić się dobrej kawy…

Zirytowana, ponownie przysunęła nos do szyby i zerknęła do środka. Ludzie siedzieli przy małych stolikach w półmroku łagodnie rozświetlonym blaskiem świec.

Miała ochotę na nich nakrzyczeć, zwymyślać ich od palantów, zetrzeć kretyńskie uśmiechy z ich rozpromienionych gąb!

Gdyby ludzie nie stawili się tak tłumnie na otwarcie Groty, gdyby nie zamawiali kawy, nie pili wina, nie chcieli słuchać muzyki, może Parker zrezygnowałby ze swojego durnego pomysłu. Może zrozumiałby, że popełnił błąd. Że popełnił wiele błędów, i to nie tylko w sprawach zawodowych.

Może wtedy poświęciłby więcej czasu swojej żonie, może pomyślałby o tym, czego ona pragnie.

Ale on koniecznie chciał spróbować czegoś nowego. Pocieszała się, że gościom znudzi się Grota. Przyszli, bo ciekawi byli nowego klubu. Lecz wkrótce pójdą do innego. Tak to już jest. Na razie jednak to jej humoru nie poprawiło.

Postanowiła zastosować się do rady, jakiej udzieliła jej Justine: zdobyć jak najwięcej informacj i o rudej.

A potem pokazać Parkerowi, że żaden facet nie ma prawa porzucać Frannie LeBourdais.·

Holly uśmiechnęła się ciepło do pianisty. Parker miał rację: facet może nie był tak utalentowany jak Tommy, ale niewiele od niego odstawał. Doskonale się z nim pracowało; gładko, bez zgrzytów. Po prostu dobrze się rozumieli.