Выбрать главу

– Słusznie. To bardzo poważna sprawa. Nie sądzisz, że należą mi się oklaski? Słowa uznania? Wiesz, ile się namęczyłam, żeby mój plan zakończył się sukcesem? Codziennie każde opakowanie wsadzałam do kuchenki mikrofalowej na dwadzieścia sekund. – Podniosła rękę, by jej nie przerywał. – Nie dłużej, boby się stopiło. Dwadzieścia sekund wystarcza, aby zmieniła się struktura cząsteczkowa gumy. To są drobne zmiany, ale codziennie po kawałeczku, i dochodzi się do stanu idealnego. I wtedy o pęknięcie nietrudno.

Otworzył usta, zamierzając coś powiedzieć, ale nie pozwoliła mu zabrać głosu.

– Nie, poczekaj, zaraz dojdę do końca. No więc miesiącami knułam, czekałam, modliłam się. Mogłam wcześniej zastawić sidła. Ale nie chciałam złapać byle jakiego bogacza. To musiałeś być ty. Nikt inny, tylko ty.

Znów usiłował jej przerwać. Bezskutecznie.

– No i cię uwiodłam. Codziennie wpadałam do twojego biura, siadałam i gapiłam się w ciebie… – Nagle urwała. – Nie, nie, zaraz. To nie ja wpadałam do ciebie, tylko ty do mnie. I nie ja się gapiłam, ale ty.

Zmarszczył czoło. Faktycznie jest tak, jak mówiła. Czuł się coraz bardziej niezręcznie.

– Holly…

Ale ona jeszcze nie skończyła.

– Kiedy wreszcie nadszedł ten długo wyczekiwany moment, postarałam się, żebyś wybrał najcieńszą prezerwatywę. Nie mogłam zdać się na los, bo co by było, gdybyś wybrał inną, która by nie pękła? Potem należało cię tylko zmusić do,seksu. Gdybyś nie chciał się ze mną kochać, gotowa byłam przyłożyć ci broń dó skroni. No ale na szczęście obyło się bez tego. Wpadłeś prosto w moje sidła.

– Bardzo śmieszne – warknął Parker.

– No co? Twoja wersja jest lepsza? – spytała gniewnie. – Bardziej logiczna? A niby dlaczego?

Bronił się przed wyrzutami sumienia. Nie chciał się usprawiedliwiać ani analizować, które z nich ma rację. Wolał, by wszystko zostało tak jak jest. Żeby mógł dalej sobie wmawiać, że kolejna kobieta go oszukała, zawiodła jego zaufanie. Wiedział, że musi wyjść, zostać sam ze swoimi myślami, nie patrzeć na te ziejące furią piękne oczy…

– Mam tego dosyć. Wychodzę.

– Właśnie zamierzałam cię o to poprosić.

Unosząc narzutę, minęła go i energicznym krokiem skierowała się korytarzykiem do salonu. Parker ruszył za nią.

– Jeszcze jedno. Jeśli dzisiejszy incydent zakończy się ciążą, możesz być pewien, Parker, że niczego od ciebie nie będę się domagała.

– Akurat.

Obróciła się na pięcie i popatrzyła mu w oczy. Dygotała z wściekłości, a jednocześnie przepełniał ją ogromny żal. Tak cudownie się wszystko zaczęło. Nie rozumiała, co się stało, dlaczego teraz z sobą walczą.

Tego wieczoru miała wrażenie, że łączy ich coś więcej niż seks. Że są sobie bliscy psychicznie, emocjonalnie. Cóż, znów się pomyliła.

– Wiedz, że sprawiłeś mi ogromny ból- oznajmiła chłodno. – Tym większy, że w twoich słowach nie ma źdźbła prawdy. Któregoś dnia to zrozumiesz. Zrozumiesz też, jakim byłeś dupkiem. Wtedy będziesz chciał mnie przeprosić,.ale… – otworzyła szeroko drzwi – na przeprosiny będzie za późno.

Milczał. Wydawało się jej, że zamierza coś powiedzieć, lecz najwyraźniej zmienił zdanie, bo po chwili odwrócił się i opuścił jej mieszkanie. Stojąc w progu, słyszała stukot kroków na schodach, a potem trzask zamykanych drzwi.

Wzdychając ciężko, cofnęła się w głąb mieszkania, przekręciła klucz w zamku i oparła się plecami o solidne drewniane drzwi. Łzy napłynęły jej do -oczu. Zacisnęła powIeki. Zastanawiała się, jak ona to robi. Dlaczego zawsze wybiera mężczyzn, przez których płacze? Którzy ranią ją do bólu? Dlaczego się przed tym nie broni? Dlaczego raz po raz powtarza stare błędy?

Przyłożyła rękę do brzucha. Po plecach przebiegł jej dreszcz. Nagle otworzyła oczy i wbiła je w sufit. Pęknięta prezerwatywa… Chyba nie zaszła w ciążę?

Nie, na pewno nie.

Nie może tak być, żeby wszystko się przeciw niej sprzysięgło.

– Opuścił znajdujący się w Garden District dom panny Carlyle o godzinie… – prywatny detektyw zajrzał do notatek – trzeciej czterdzieści trzy nad ranem i pojechał prosto do siebie. Kilka godzin później udał się do swojego biura w firmie Jamesów.

Frannie odchyliła się na fotelu w stylu Ludwika XIV i zmrużywszy oczy, przyjrzała się siedzącemu naprzeciw niej starszemu mężczyźnie. Antoine Martin pracował niegdyś w policji nowo orle ańskiej. Cztery lata temu, po przejściu na emeryturę, założył prywatne biuro detektywistyczne, które polecili Frannie jej przyjaciółka Justine, a także kilka innych osób. Facet cieszył się opinią człowieka dyskretnego, dokładnego, który szybko osiąga wyniki.

Oczywiście wiadomości, które dla niej zdobył, nie wprawiły Frannie w wyśmienity humor. Ale i tak była mu wdzięczna. Potrzebuje jak najwięcej informacji o swoim mężu, jeśli zamierza pozostać jego żoną.

Uznała, że rozwód jest wykluczony.

– Doskonale. – Uśmiechnęła się do detektywa, który nie spuszczał z niej swoich niebieskich oczu. – Chciałabym, żeby pan śledził teraz rudą.

– To znaczy pannę Cadyle?

– Tak. – Machnęła lekceważąco ręką, jakby nie interesowało jej nazwisko kobiety, u której Parker spędził noc. – Proszę ją obserwować, a potem zdać mi relację, dokąd chodzi, z kim się spotyka, co porabia, kiedy nie występuje. Chciałabym wiedzieć o niej wszystko, poznać jej przeszłość, teraźniejszość i plany na przyszłość.

– Rozumiem. – Mężczyzna wstał, schował telefon do kieszeni marynarki i skierował się do drzwi. – Za kilka dni otrzyma pani dokładny raport.

– Bardzo dobrze. – Skinąwszy na pożegnanie głową, podniosła do ust filiżankę z porcelany miśnieńskiej i wypiła maleńki łyczek herbaty.

– Trzeba było trzymać się od niego z daleka oznajmiła Shana, przyglądając się uważnie swojej młodej przyjaciółce.

– Trzeba było. Wiem. – Holly sięgnęła po świeżo usmażony gorący placek kukurydziany, ugryzła kawałek i wzniosła oczy do nieba. – Pycha! Shano, jesteś najlepszą kucharką pod słońcem.

– Mówisz tak za każdym razem, kiedy chcesz zmienić temat.

– To prawda. – Holly zajęła swoje stałe miejsce przy stole w kuchni Rayesów. – Czy ty musisz być aż tak spostrzegawcza?

– Muszę. – Shana postawiła na stole kopiasty półmisek placków i usiadła naprzeciwko Holly. – Wystarczy, że na ciebie spojrzę, i już wiem, że coś jest nie tak.

Holly wbiła wzrok w blat stołu. Chcąc opóźnić rozmowę na temat Parkera, chwyciła kolejny placek i zaczęła go skubać. W cale nie kłamała. Placuszki kukurydziane w wykonaniu Shany były rewelacyjne.

– Czasami masz zbyt dobrą intuicję, wiesz?

– No cóż…: – Starsza kobieta skrzyżowała ręce na piersi.

Posiadała wprost bezbrzeżną cierpliwość. W ciągu ostatnich kilku lat Holly miała niejedną okazję, by się o tym przekonać. Shana potrafiła przeczekać każdego. Prędzej czy później nawet największy mruk czy introwertyk zaczynał opowiadać jej o swoim życiu.

Po prostu minęła się z powołaniem. Powinna była zostać policjantką; nierozwiązane zagadki kryminalne przestałyby istnieć. Swoją cierpliwością i świdrującym spojrzeniem umiałaby zmusić do zeznań najbardziej zatwardziałych przestępców.

– Spałaś z nim?

– Tak, chociaż samego spania było raczej niewiele – przyznała smętnie Holly.

– A dziś uważasz, że popełniłaś błąd.

– I to jaki! – Odchyliwszy się na krześle; wsadziła do ust resztkę placka.

– Nie jesteś pierwszą kobietą, która popełnia błąd, idąc do łóżka z przystojnym mężczyzną.