– Cieszę się, że tu przyszłaś – oznajmił dziwnym tonem, jakby mówienie sprawiało mu wysiłek.
– Dlaczego? Dlaczego cieszy cię moja obecność, skoro wciąż wierzysz w te wszystkie bzdury? – Bo… bo mi ciebie brakowało.
– No proszę. – Mimo bólu w sercu uśmiechnęła się pod nosem.
– Nie spodziewałem się, że spotkam kogoś takiego jak ty.
Barmanowi, który chciał podej ść, posłał ostrzegawcze spojrzenie. Młodzieniec pośpiesznie oddalił się na drugi koniec baru.
– Nie szukałem kobiety – ciągnął po chwili z posępną miną. – Chciałem uwolnić się od Frannie i naprawdę nie interesował mnie żaden kolejny związek.
– Zgoda, Parker. Ale dlaczego uważasz, że mnie interesował? Że upatrzyłam sobie ciebie i zarzuciłam sieci?
Zmarszczył czoło.
– Wcale tak nie uważam.
– Jak to nie? – Zniżyła głos, żeby nikt przypadkiem nie podsłuchał ich rozmowy. – Jasno dałeś mi to do zrozumienia. Uważasz, że zastawiłam na ciebie sidła, że gromadziłam w domu stare prezerwatywy w nadziei, że kiedyś uda mi zwabić cię do mojego mieszkania i zmusić, abyś się ze mną kochał.
W jego oczach pojawił się wyraz zawstydzenia. – Możesz przestać się bać, Parker. – Poklepała go protekcjonalnie po ręce, po czym podniosła do ust butelkę z wodą. – Niczego od ciebie nie chcę. Nie interesuje mnie twój majątek, twoja pozycja społeczna ani twoje nazwisko. Jedyne, na czym mi zależy, to praca, którą mi zaproponowałeś.
– Dlaczego?
– Co dlaczego?
– Dlaczego chcesz u mnie pracować, skoro wciąż jesteś na mnie taka wściekła?
– To nie twój interes – odparła z zaciętą miną. Widziała, że Parker ledwo nad sobą panuje. – To co? Czy twoja oferta jest nadal aktualna?
– Tak.
– To dobrze. – Przełknęła ślinę, po czym odchrząknęła. – A więc przychodzę trzy razy w tygodniu. W niedziele, poniedziałki i wtorki. Śpiewam. Staram się przyciągnąć do klubu klientów, a ty mi w każdy wtorek wypisujesz czek. Jesteś moim szefem, ja pracującą w klubie wokalistką. To wszystko. Odtąd nasze kontakty będą ograniczone wyłącznie do sfery zawodowej. Zgoda?
– Zgoda.
– No to świetnie. – Wręczyła mu swoją butelkę wody, przetarła ręce o sukiellkę, wygładziła materiał na biodrach, następnie odrzuciła w tył włosy. – Skoro to uzgodniliśmy, pójdę sprawdzić, czy chłopcy są gotowi.
– W porządku.
Zeskoczywszy ze stołka, popatrzyła na Parkera. Jego niebieskie oczy lśniły groźnie, usta miał gniewnie zaciśnięte. Poczuła złośliwą satysfakcję. Może nie najlepiej to o niej świadczy, ale nigdy nie twierdziła, że jest aniołem.
W dodatku ma w zanadrzu jeszcze kilka spraw, które postanowiła mu wygarnąć.
– Pomyliłeś się – oznajmiła, potrząsając głową. W srebrnych kolczykach, które sięgały niemal ramion, zamigotały refleksy światła. – Wszystko, co o mnie powiedziałeś, jest nieprawdą.
Stanął w lekkim rozkroku, jakby dla zachowania równowagi, i skrzyżował ręce na piersi.
– Na pocieszenie zdradzę ci, że bardzo chciałbym odkryć, że się pomyliłem.
Ogarnęła ją złość. Najwyraźniej oszukiwała się, myśląc, że Parker już nie może sprawić jej przykrości.
– Kiepskie to pocieszenie – mruknęła.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
W sobotę od rana chodził spięty. Liczył na to, że w ciągu dnia czy dwóch wzburzone emocje opadną, lecz tak się nie stało.
Nie rozumiał, dlaczego stale rozmyśla o Holly. Dlaczego przejmuje się kłótnią, do jakiej między nimi doszło.
Cholera jasna, powinien być pijany ze szczęścia. Udało mu się doprowadzić do otwarcia klubu, o jakim marzył od dzieciństwa. Pożegnał się z rodzinną firmą; musi tylko wdrożyć swego następcę. A według prawników naj dalej w ciągu dwóch miesięcy otrzyma rozwód z Frannie..
Więc dlaczego, do diaska, nie promienieje szczęściem?
Zaparkował samochód przy krawężniku, zgasił silnik i wbił wzrok w drzwi prowadzące do mieszkania Holly.
– Psiakrew – mruknął pod nosem. – Do czego to doszło, żebym wysiadywał pod jej domem?
Kilka razy próbował się do niej dodzwonić. Wczorajszego wieczoru wybrał się nawet do Hotelu Marchand, by z nią porozmawiać. Ale nie chciała się z nim widzieć. Może zdołałby ją jakoś przekonać, lecz nie udało mu się ubłagać Tornrny'ego Hayesa, aby go do niej dopuścił.
Po prostu uparła się; była zdeterminowana trzymać go na dystans. Jej decyzja powinna go cieszyć.
A jednak wcale tak nie było.
Wszystko go drażniło. Nie miał pojęcia, co mu może sprawić radość albo chociaż przynieść ulgę.
Jedno wiedział na pewno: że nie jest szczęśliwy, że;z.nalazł się na równi pochyłej. Brakowało mu Holly. Tęsknił do niej; pragnął ją widzieć, dotykać jej, czuć na sobie jej spojrzenie. Prawie w ogóle nie sypiał. Całymi nocami rozpamiętywał ten jeden wieczór, kiedy odwiózł ją do domu, a ona zaprosiła go na górę.
– Musimy porozmawiać – oznajmił stanowczo, wpatrując się w okna na piętrze narożnego domu. – Musimy sobie wszystko do końca wyjaśnić, oczyścić atmosferę, bo inaczej zwariuję.
Przeszkadzało mu, że Holly najwyraźniej ze wszystkim sobie poradziła, że może normalnie funkcjonować.
Nagle serce przestało mu bić: zobaczył, jak otwierają się drzwi frontowe. Była piękna, gdy stała na scenie w blasku reflektorów, ale w promieniach słońca, które podkreślały jej gładką mleczną cerę i ognistą rudość włosów, dosłownie zapierała dech.
Przez moment, szeroko uśmiechnięta, spoglądała na bezchmurne niebo. Potem rozejrzała się wokoło. Zauważywszy Parkera w zaparkowanym nieopodal samochodzie, skrzywiła się z niezadowoleniem.
– Niech to diabli! – warknął.
Oczywiście nie liczył na to, że jego widok ją ucieszy.
Po chwili jednak przyszła mu do głowy inna myśclass="underline" jeśli Holly tak żywo reaguje na jego obecność, to może wcale jej nie przeszło? Może wcale nie jest jej obojętny? Mała szansa, by naprawdę tak było, ale… Wysiadł z samochodu, obszedł go i ruszył jej naprzeciw.
– Czego chcesz, Parker? – Zerknęła na zegarek, po czym obejrzała się przez ramię.
– Czekasz na kogoś? – spytał rozdrażniony, czując, jak narasta w nim złość'.
– Na taksówkę – odparła. – Spóźnia się.
– Na taksówkę. – Wsunął ręce do kieszeni dżinsów.
– Dokąd się wybierasz? -
Nie twój interes.
– Nie denerwuj się. Po prostu zadałem niewinne pytanie.
– W porządku. Jadę obejrzeć dom. Zadowolony?
– Przeprowadzasz się?
– Może. – Wzdychając z niecierpliwością, ponownie sprawdziła, czy taksówka nie nadjeżdża.
– Holly, musimy porozmawiać.
– Parker, taki ładny jest dziś dzień. Pracuję dopiero wieczorem, więc na razie chciałabym się odprężyć, nacieszyć życiem.
– Doskonały pomysł. Moglibyśmy razem gdzieś wyskoczyć…
– Powiedziałam, że chcę się odprężyć. Przy tobie to nie wchodzi w grę.
Przyłożył rękę do śerca.
– Umiesz sprawić ból. Odgarnęła z twarzy włosy.
– Nie staram się ci dopiec, po prostu…
– … usiłujesz się mnie pozbyć.
– Owszem.
– A ja od paru dni usiłuję się do ciebie dodzwonić.
– Wiem.
– Dlaczego nie chcesz mnie wysłuchać? Czego się boisz? – Z satysfakcją dojrzał błysk gniewu w j ej oczach.