Выбрать главу

Schodząc z rodzeństwem na ląd Edwina wiedziała, że po tym, co przeszli, nic gorszego nie może im się przytrafić. Bez kapelusza, całkiem przemoknięta, niosła w ramionach drżącą z przerażenia Alexis. Filip dźwigał dwójkę najmłodszych, a tuż za nim postępował przygaszony George. Ogarnął ich lęk przed ogromnym, nieprzebranym ludzkim mrowiem zebranym na nabrzeżu. Gdy dochodzili do końca trapu, Edwina usłyszała wykrzykiwane nazwiska.

– Chandler!… Harrison!… Gates? Gates?… Widzieliście ich?…

To przyjaciele i krewni szukali swoich bliskich, lecz niestety, przy każdym nazwisku musiała przecząco pokręcić głową, nie znała bowiem nikogo z wymienionych. Zobaczyła Thayerów, których serdecznie witali przyjaciele z Filadelfii, widziała mnóstwo karetek i samochodów, nieprzerwanie oślepiały ją flesze aparatów. Gdy na dźwięk wywoływanych nazwisk nikt się nie odzywał, w tłumie rozlegał się bolesny szloch. Nie sporządzono dotąd pełnej listy tych, którzy przeżyli katastrofę, wiele osób żywiło zatem nadzieję, że informacje nie są dokładne, że ktoś bliski zdołał się jednak uratować. Dowództwo "Carpathii" odmawiało komentarza dla prasy, otaczając rozbitków barierą milczenia, na lądzie wszakże kapitan Rostron nie mógł chronić ich dłużej.

– Proszę pani… proszę pani! – rozległo się z tłumu. Jakiś reporter z takim impetem natarł na Edwinę, że wypuściła z ramion Alexis. – Czy to pani dzieci? Była pani na "Titanicu"? – dopytywał się natrętnie, nie pozwalając Edwinie przejść dalej.

– Nie… tak… och, proszę… – rozpłakała się z tęsknoty za Charlesem i rodzicami i w tejże chwili oświetlił ją błysk lampy aparatu fotograficznego. Filip próbował ją zasłonić, lecz obarczony rodzeństwem nie mógł tego uczynić skutecznie. Napierający reporterzy odepchnęli na bok George'a i Edwina krzyknęła za nim, żeby się nie zgubił. – Przestańcie… proszę… bardzo proszę… – błagała.

W równie napastliwy sposób dziennikarze napadli na Madeleine Astor, gdy wraz z pokojówką zeszła na ląd. Z opresji wyratowali ją Vincent Astor i jej ojciec, pan Force, uwożąc obydwie w karetce. Edwina i Filip nie mieli tyle szczęścia, aczkolwiek dość szybko udało im się odszukać jeden z samochodów, które hotel Ritz-Carlton wysłał po swoich gości. Przejechawszy Siódmą Aleję grupka oberwańców bez bagażu wolno wkroczyła do hotelu.

W holu czekał już tłum reporterów, ale uprzejmy recepcjonista przeprowadził rozbitków bezpiecznie do ich pokoi, gdzie Edwina ledwie zdołała opanować atak histerii. Te same wytwornie urządzone pokoje zajmowali przed sześcioma tygodniami, po przyjeździe z San Francisco, zanim na "Mauretanii" popłynęli do Europy, by ogłosić zaręczyny Edwiny z Charlesem! Tak niedawno, a jakby upłynęły całe wieki. W tym krótkim odstępie czasu ich życie zmieniło się całkowicie.

– Wszystko w porządku, Weenie? – zatroskał się Filip na widok pobladłej twarzy siostry.

Przez chwilę nie mogła wykrztusić słowa, więc tylko skinęła głową, blada jak śmierć.

– W porządku… – wyszeptała niepewnie, nie potrafiła jednak oderwać myśli od owych szczęśliwych dni spędzonych tutaj przed kilkoma tygodniami.

Wyglądała teraz na zupełnie zagubioną, a wrażenie to potęgował jej strój, ten sam, w którym opuściła "Titanica": niebieska wieczorowa suknia, mocno sfatygowana, przemoknięty płaszcz i półbuty.

– Chcesz, żebym poprosił o inne pokoje? – spytał zaniepokojony Filip. Co poczną, jeżeli siostra teraz się załamie? Do kogo zwrócą się o pomoc? Była ich ostoją, tylko ją mieli na świecie.

Edwina jednak dobrze wiedziała, że odpowiedzialność za całą rodzinę spoczywa na jej barkach, toteż wnet rozwiała obawy Filipa. Energicznie otarłszy łzy, zajęła się rodzeństwem.

– George, przejrzyj jadłospis – poleciła. – Musimy coś zjeść. A ty, Filipie, pomóż Fannie i Alexis przebrać się w nocne koszule… – W tejże chwili uświadomiła sobie, że nie mają przecież nocnych koszul, nie mają żadnej odzieży.

Zaraz wszakże okazało się, że dyrekcja hotelu pomyślała i o tym, w dalszych pokojach bowiem znaleźli ubranka dziecięce i suknie kobiece w różnych rozmiarach, stroje męskie, a także dla chłopców swetry, spodnie, ciepłe skarpetki i buty. Na łóżku leżały przygotowane dla dziewczynek dwie koszulki i dwie lalki oraz koszulka i pluszowy miś dla Teddy'ego. Ten wzruszający gest przejął Edwinę do głębi, lecz kiedy weszła do głównej sypialni, wstrząsnął nią szloch: na posłaniu leżały starannie rozłożone nocne stroje dla rodziców. Wiedziała, że w ostatniej sypialni znajdzie piżamę dla Charlesa. Zapłakała gorzko, jeszcze raz obrzuciła pokój spojrzeniem, po czym zgasiła światło, zamknęła za sobą drzwi i wróciła do dzieci.

Starała się zapanować nad smutkiem i myśleć tylko o rodzeństwie. Gdy ułożyli malców do snu, usiadła na kanapie obok Filipa i George'a. Z przyjemnością patrzyła, jak chłopcy zajadają pieczone kurczaki i ciasto na deser. Jej na samą myśl o jedzeniu robiło się niedobrze. Przed pójściem do łóżka Alexis miała spojrzenie wystraszonego dzikiego zwierzątka, a Edwina nie umiała jej uspokoić. Namówiła ją tylko, by przytuliła obie lalki, zarówno Panią Thomas, jak i tę nową. Fannie ułożono w dużym, wygodnym łóżku blisko łóżka Edwiny, a Teddy przebrany w nową koszulkę nocną spał w pięknej obszernej kołysce.

– Rano będziemy musieli zatelegrafować do wuja Ruperta i cioci Liz – oznajmiła Edwina chłopcom.

Wprawdzie ze statku, via linie White Star, wysłali już do nich i do rodziców Charlesa depesze, ale chcieli zapewnić wujostwo, że bezpiecznie dotarli do Nowego Jorku. Tyle spraw należało zaplanować i przemyśleć! Teraz Edwina musiała zadbać o nowe ubrania dla dzieci pójść do banku, zaprowadzić malców do lekarza. Chciała w pierwszym rzędzie zasięgnąć opinii specjalisty, aby się upewnić, że Teddy'emu nic już nie grozi, Fannie zaś nie straci odmrożonych palców. Obydwoje mieli się dużo lepiej, Teddy nawet przestał gorączkować, niepokojący był natomiast stan Alexis. Szok wywołany utratą matki spowodował, że straciła zainteresowanie tym, co się wokół niej działo. Była przygnębiona, wystraszona i wpadała w histerię, ilekroć Edwina próbowała zostawić ją choćby na chwilę samą. Nic dziwnego po tym, co przeżyli! Tych strasznych chwil żadne z nich nigdy nie zapomni. Edwinie wciąż drżały ręce, gdy usiłowała coś napisać, choćby tylko własne nazwisko, czy pozapinać dzieciom ubranka. Ze wszystkich sił walczyła z tymi chwilami słabości – wiedziała, że nie ma wyboru.

Zeszła do recepcji i zapytała, czy może na następny dzień wynająć samochód z kierowcą lub chociaż powóz, jeżeli nie ma wolnego auta. Obiecano jej, że samochód z szoferem będzie z samego rana do jej dyspozycji. Podziękowała za ubrania i zabawki dla dzieci, a kierownik hotelu z powagą uścisnął jej dłoń i złożył wyrazy współczucia. Rodzice Edwiny od lat często stawali w tym hotelu, toteż kierownik, który dobrze ich znał, był niepocieszony dowiedziawszy się, że nie przeżyli katastrofy.

Edwina podziękowała mu raz jeszcze i wróciła do apartamentu. W holu mignęło jej kilka znajomych ze statku twarzy, lecz nikt nikomu nie narzucał się z towarzystwem, każdy był bowiem zaabsorbowany układaniem na nowo własnego życia.

Dochodziła pierwsza w nocy, gdy wchodząc do saloniku Edwina zastała braci przy grze w karty. Pili wodę sodową i kończyli właśnie jeść ostatni kawałek ciasta. Na chwilę zatrzymała się w drzwiach, patrząc na nich z uśmiechem, zaraz wszakże posmutniała na myśl, że życie toczy się dalej, jakby nic się nie stało. Tyle że powrót do powszedniości był dla nich jedynym ratunkiem. Przecież mieli przed sobą całe życie! Pomyślała, że dla niej bez Charlesa nic już nie będzie takie jak dawniej. Nigdy nie spotka takiego jak on mężczyzny, opieka nad rodzeństwem musi więc wypełnić jej życie.