– A panowie nie zamierzają iść spać? – zwróciła się do siedzących przy stole braci. Uśmiechnęli się do niej, a George spojrzawszy na siostrę skrzywił się z niesmakiem. Minę tę przybrał po raz pierwszy od czasu, gdy opuścili "Titanica".
– Wyglądasz okropnie, Edwino – roześmiał się. Rzeczywiście, w wytwornym apartamencie jej suknia sprawiała dziwaczne wrażenie.
– Dziękuję, braciszku – uśmiechnęła się Edwina. – Żeby nie przynosić ci wstydu, jutro z samego rana postaram się włożyć coś przyzwoitego.
– Dobrze by było – powiedział swym dawnym żartobliwie aroganckim tonem i powrócił do gry.
– Dobrze by było, gdybyście poszli spać – poleciła chłopcom Edwina kierując się do luksusowej łazienki, aby w gorącej kąpieli zmyć z siebie zmęczenie.
Gdy zdjęła suknię, przez dłuższą chwilę trzymała ją rozpostartą w rękach przyglądając się jej ze smutkiem. Zamierzała ją zrazu wyrzucić, ale się rozmyśliła. Postanowiła zachować suknię, którą miała na sobie, gdy po raz ostatni patrzyła w oczy Charlesa, gdy żegnała się z rodzicami. Chciała zostawić sobie pamiątkę po tych szczęśliwych dniach i po tej jednej chwili, która zmieniła wszystko i wszystko jej zabrała. Pozostała jej tylko ta podarta wieczorowa suknia. Wydawała się własnością innej osoby, którą Edwina niegdyś była i teraz ledwie pamiętała, którą nigdy więcej nie będzie.
Rozdział siódmy
Następnego ranka Edwina włożyła podarowaną jej na "Carpathii" czarną sukienkę i zabrała Fannie, Teddy'ego oraz Alexis do lekarza, którego polecono jej w hotelu. Po dokładnym przebadaniu dzieci medyk wyraził zdziwienie, że po tym, co przeżyły na "Titanicu", są w tak dobrej formie. Wprawdzie dwa paluszki u lewej ręki Fannie prawdopodobnie nigdy nie będą takie jak przedtem- pozostaną mniej wrażliwe i nieco sztywne, nie sądził jednak, by dziewczynka je straciła. Stan Teddy'ego również poprawił się nadzwyczajnie. Samo to, że dziecko przeżyło długotrwałe przebywanie w wyjątkowo niskiej temperaturze, zakrawało na cud. Lekarz, bardzo przejęty tym, czego doświadczyli, próbował dowiedzieć się od Edwiny czegoś więcej o katastrofie, lecz nie chciała na ten temat rozmawiać, zwłaszcza w obecności dzieci.
Poprosiła, by zbadał także Alexis. Okazało się, że poza kilkoma zadrapaniami, których doznała, gdy wrzucono ją do szalupy, stan fizyczny dziewczynki jest doskonały. Problemem pozostawała natomiast zraniona psychika. Edwina spostrzegła zmianę w zachowaniu siostry już w chwili, gdy odnalazła ją na pokładzie "Carpathii". Mała jakby nie była sobą. Nie mogąc się pogodzić z utratą ukochanej matki, dziewczynka wyłączyła się z otaczającej ją rzeczywistości. Niczym się teraz nie interesowała, prawie nie mówiła; była nieobecna.
– Poprawy może długo nie być – ostrzegł lekarz Edwinę. – Doznała szoku i może już nigdy nie wrócić do równowagi.
Edwina nie chciała się z tym pogodzić. Była przekonana, że z czasem Alexis znów będzie sobą – wrażliwym, nieśmiałym, ale i beztrosko śmiejącym się dzieckiem. Przyrzekła sobie, że nie dopuści, aby tragedia, którą przeżyli, wpłynęła na przyszłość rodzeństwa. Na szczęście opieka nad siostrami i braćmi pozwalała jej zapomnieć o własnej stracie. Lekarz uznał, że za tydzień będą mogli wyruszyć do San Francisco, tymczasem zaś mają wszyscy odpoczywać.
Po powrocie do hotelu zastali Filipa i George'a pogrążonych w lekturze gazet. "New York Times" poświęcił piętnaście kolumn na wywiady i relacje o katastrofie. George wszystkie zamierzał przeczytać Edwinie, lecz nie chciała słuchać. Już wcześniej doręczono jej trzy listy od reporterów "New York Timesa" z prośbą o udzielenie wywiadu, ale je wyrzuciła. Wiedziała, że należąca do Winfieldów gazeta zechce opisać historię śmierci rodziców oraz okoliczności zatonięcia statku-olbrzyma, i wtedy, jeśli dziennikarze będą chcieli z nią rozmawiać, wypełni swój obowiązek. Tymczasem nie życzyła sobie mieć do czynienia z prasą nowojorską, która tragedię przedstawiała w aurze sensacji. Struchlała, ujrzawszy na pierwszej stronie zdjęcie, które zrobiono jej i dzieciom, kiedy schodzili ze statku.
Tego ranka zaraz po powrocie do hotelu otrzymała jeszcze jeden list. Specjalna podkomisja senacka miała się zebrać nazajutrz w hotelu Waldorf-Astoria, by omówić przyczyny i okoliczności zatonięcia "Titanica". Edwinę i wielu innych rozbitków poproszono, by opowiedzieli o swoich przeżyciach. Chciano zgromadzić jak najwięcej szczegółów o katastrofie i ustalić, czy ktoś ponosi za nią odpowiedzialność, aby w przyszłości uniknąć podobnego nieszczęścia. Edwina zwierzyła się Filipowi, że wprawdzie nie czuje się na siłach występować publicznie, ale uważa za swój obowiązek zgłosić się na posiedzenie podkomisji. Brat pocieszył ją, że spotkanie na pewno przebiegnie gładko.
Po lunchu, który zjedli w apartamencie, Edwina oznajmiła, że ma do załatwienia kilka spraw. Nie mogą przecież wiecznie chodzić w pożyczonych ubraniach. Trzeba kupić niezbędne rzeczy.
– Muszę z tobą iść? – zaniepokoił się George, a Filip zatopił wzrok w gazecie.
Edwina uśmiechnęła się, bo George zachował się dokładnie tak, jak zachowałby się jego ojciec.
– Ależ nie, zostań z Filipem i pomóż mu zająć się dziećmi. – Postanowiła zaraz po powrocie do Kalifornii wynająć opiekunkę do dzieci i zaraz przypomniała sobie biedną Oonę. O czymkolwiek teraz pomyślała, skojarzenia były bolesne.
Najprzód udała się do banku, a potem do magazynu Altmana na rogu Piątej Alei i Trzydziestej Czwartej Ulicy, gdzie zaopatrzyła się w niezbędną odzież, stamtąd poszła jeszcze do Oppenheima Collinsa i dokupiła resztę potrzebnych rzeczy. Z biura ojca przysłano dość pieniędzy, by mogli zaspokoić bieżące potrzeby.
Dochodziła czwarta, gdy wróciła do hotelu w poważnej czarnej sukience od Altmana. Zaniepokoiła się, ujrzawszy George'a i Filipa beztrosko grających w karty.
– Gdzie reszta dzieci? – zapytała, stawiając pudła z zakupami na podłodze salonu. Za nią wszedł szofer uginający się pod resztą pakunków. Nie przypuszczała, że aż tyle rzeczy trzeba, by porządnie ubrać pięcioro dzieci. Dla siebie kupiła pięć czarnych spokojnych sukienek. Wiedziała, że będzie je długo nosić. Gdy przymierzając je w sklepie przejrzała się w lustrze, ze smutkiem zauważyła, że jest w nich bardzo podobna do matki.
Teraz rozglądała się niespokojnie, nigdzie nie widząc młodszych dzieci, a bracia jakby nigdy nic grali nadal.
– Gdzie one są? – zapytała zirytowana.
Filip wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i wskazał na sypialnię. Edwina szybkim krokiem ruszyła do drzwi i otworzywszy je zaniemówiła ze zdumienia. Dziewczynki i ich dwuletni braciszek bawili się z pokojówką przynajmniej dwoma tuzinami nowych lalek, koniem na biegunach i kolejką, która była w sam raz dla Teddy'ego.
– Skąd to macie? – zapytała.
Zajęty grą George tylko wzruszył ramionami. Właśnie wyciągnął kartę, która pozwoli mu wygrać partię. Filip dopiero po chwili odwrócił się i spojrzał na Edwinę, która wciąż stała jak wryta, ze zdumieniem rozglądając się wokół.
– Nie wiem. Na każdym prezencie była wizytówka. Chyba najwięcej przysłali goście hotelowi… Jest też coś od "New York Timesa", z biura linii White Star też przyszły zabawki. To chyba po prostu prezenty.
Dzieci cudownie się bawiły rozpakowując kolejne paczki. Nawet Alexis wyglądała na zadowoloną i radośnie uśmiechnęła się do Edwiny. Dla niej były to spóźnione prezenty urodzinowe, które ominęły ją w dniu, gdy zatonął statek. Starczyłoby ich na przynajmniej tuzin urodzin i jeszcze zostałoby dość na gwiazdkę.
Gdy uszczęśliwiony Teddy z konia na biegunach machał radośnie do siostry, Edwina ze zdumieniem patrzyła na piramidę prezentów.