Выбрать главу

– Chcę o tym porozmawiać, ale jeszcze nie dzisiaj… Może jutro. – Wiedział, że ją zmartwi, ale decyzję podjął, zanim wrócił do Kalifornii.

– Czy coś się stało? Masz jakieś kłopoty, George? – usiłowała dociec Edwina. W przypadku George'a nie byłaby nimi zaskoczona. Uśmiechnęła się do niego serdecznie, by ułatwić mu wyznanie. Choć udawał dorosłego, dla niej pozostał pełnym wigoru chłopcem, którego aż rozsadza energia.

George, jakby lekko urażony, pokręcił głową.

– Nie mam żadnych kłopotów, Weenie. Ale nie wracam na uniwersytet.

– Co takiego? – zdumiała się. Od trzech pokoleń wszyscy mężczyźni w ich rodzinie kończyli Harvard. W przyszłości miał tam studiować również Teddy, a później dzieci jej braci powinny kontynuować tradycję.

– Dlaczego? – spytała krótko.

– Bo to nie jest i nigdy nie było miejsce dla mnie. Owszem, nieźle się bawiłem, ale nie tego pragnę, Weenie. Chcę czegoś całkiem innego. Marzę o prawdziwym świecie… o czymś nowym, ekscytującym, pełnym życia… Nie interesują mnie greckie rozprawy ani tłumaczenia mitologii. To było dobre dla Filipa, ale nie dla mnie. Nigdy mnie to nie zajmowało. Już wolałbym wrócić do domu i pójść do pracy.

Edwina była wstrząśnięta, wiedziała jednak, że nie ma sensu przekonywać brata, iż źle robi. Może jak nie będzie na niego naciskać, pewnego dnia z własnej woli wróci na uniwersytet? Nie mogła pogodzić się z myślą, że George nie otrzyma dyplomu. Nawet Filip, chociaż poszedł na wojnę, zamierzał później ukończyć studia.

Wałkowali sprawę przez kilka dni, potem Edwina przedyskutowała ją z Benem i wreszcie, dwa tygodnie później, George rozpoczął terminowanie w redakcji. Edwina chcąc nie chcąc musiała przyznać, że takie rozwiązanie będzie najlepsze, zwłaszcza że teraz, po śmierci Filipa, nie było nikogo, kto mógłby się zająć wydawnictwem. George musi się wiele nauczyć, ale może za rok czy dwa będzie w stanie podołać obowiązkom. Cóż, nie mieli wyboru.

Uśmiechała się do swych myśli, gdy co rano wybiegał do wydawnictwa. Wyglądał jak dziecko udające własnego ojca. Zrywał się z łóżka zwykle za późno i zdyszany, w przekrzywionym krawacie, zjawiał się na śniadaniu w samą porę, by podroczyć się z dziećmi. Potem, po wypiciu trzech garnuszków mleka i nakarmieniu owsianką kota, chwytał jakiś owoc i wypadał za drzwi, po drodze wołając do niej, że wróci w okolicy obiadu. Codziennie dzwonił z pracy, zazwyczaj po to, by opowiedzieć jej nowy dowcip i zapytać, czy nie ma nic przeciwko temu, że zje kolację poza domem. Oczywiście nie broniła mu tych przyjemności.

Romantyczne przeżycia George'a stały się w mieście legendarne, toteż gdy rozeszła się wieść o jego powrocie, niemal codziennie był zapraszany na przyjęcia. Crockerowie, Youngowie, Sprecklesowie szukali jego towarzystwa, zapraszali także Edwinę, ona jednak wolała zostawać w domu i tylko od czasu do czasu wychodziła z bratem. Niewątpliwie był atrakcyjnym kompanem, ale jej nie zależało już na uczestniczeniu w przyjęciach. Natomiast George świetnie się na nich bawił, o wiele lepiej niż w pracy.

Edwina zmusiła wprawdzie brata, aby brał udział w zebraniach zarządu, lecz zauważyła, że popołudniami urywa się z wydawnictwa, i dokładnie zbadawszy sprawę odkryła, że gdy tylko może, wymyka się do kina.

– Na miłość boską, George, bądź poważny! Ta gazeta będzie kiedyś należała do ciebie – nakrzyczała na niego w czerwcu.

George przeprosił ją i obiecał poprawę, ale w następnym miesiącu Edwina stwierdziła, że nadal postępuje tak samo. Zagroziła wtedy, że zawiesi mu pensję, jeżeli nie będzie pilnował pracy.

– Nic na to nie poradzę, Edwino, to nie dla mnie. Pracownicy kłaniają mi się w pas i mówią do mnie "panie Winfield", a ja oglądam się za siebie sądząc, że zwracają się do ojca. To nie dla mnie!

– To naucz się, do diabła, jak masz się zachowywać. Ja bym tak zrobiła na twoim miejscu!

Była na niego wściekła, George jednak miał dość nacisków i nalegań z jej strony i nie omieszkał jej o tym zakomunikować.

– To dlaczego sama nie zajmiesz się gazetą? – spytał zaczepnie. – Decydujesz o wszystkim: o domu, dzieciach, mną też chciałabyś rządzić tak, jak rządziłaś Filipem.

Edwina wymierzyła mu siarczysty policzek i do George'a wtedy dopiero dotarło, że przesadził. Przepraszał ją jak umiał. Powiedział o kilka słów za dużo i rozumiał to.

– Edwino, przebacz mi – prosił. – Na chwilę zgłupiałem i nie wiedziałem, co mówię.

– A więc w ten sposób o mnie myślisz? Uważasz, że wami rządzę? Twoim zdaniem tak to wygląda? – Po policzkach spływały jej łzy. – A co miałam robić, kiedy mama i tato umarli? Usiąść i rozpłakać się?… Pozwolić, żebyście wyrośli na dzikusów?… Kto miał utrzymać rodzinę w jedności, ocalić majątek? Ciotka Liz, wuj Rupert?… A może ty, zajęty wrzucaniem żab do cudzych łóżek?… Kto miał zatroszczyć się o to wszystko? Taty już nie było – rozżaliła się na dobre i wyrzucała z siebie to, co dotąd skrywała. -Mama wolała umrzeć z nim… Dla ojca i dla Filipa, dla mężczyzn, nie było miejsca w łodziach. Ojciec więc "musiał" zostać na pokładzie, ale mama została z własnej woli, bo chciała być z nim. Filip powiedział mi później, że nie chciała wsiąść do ostatniej szalupy. Wolała umrzeć z ojcem – mówiła, po raz pierwszy dzieląc się myślami, które ją dręczyły przez ostatnie pięć lat. Zawsze ją zastanawiało, dlaczego Kate wolała umrzeć z mężem, na to pytanie szukała odpowiedzi i nie potrafiła jej znaleźć. – A więc kto został, George? – ciągnęła. – Kto miał się wami zaopiekować? Zostałam ja… i ty, dwunastoletni chłopiec… i Filip, który miał ledwo szesnaście lat. Wybór musiał paść na mnie. A jeżeli ci się nie podoba sposób, w jaki się wami opiekowałam, to bardzo mi przykro.

Stali w pomieszczeniu, które było kiedyś gabinetem ojca. Edwina odwróciła się od brata, by ukryć mokrą od łez twarz.

– Przepraszam, Weenie – rzekł George, przerażony tym, co zrobił. – Kocham cię… i byłaś wspaniała… Zdenerwowałem się, bo czuję, że redakcja nie jest miejscem dla mnie i nic na to nie poradzę. Przykro mi… Nie jestem ojcem… ani Filipem… ani tobą… Jestem sobą, a gazeta i uczelnia mi nie odpowiadają. – W jego oczach pokazały się łzy, bo czuł, że zawiódł siostrę. – Nie potrafię być taki jak oni. Harvard nie ma dla mnie żadnego znaczenia, Weenie. I zupełnie się nie znam na wydawaniu gazety. Chyba nigdy bym się tego nie nauczył – rozpłakał się. – Przepraszam, Weenie.

– A co byś chciał robić? – spytała łagodnie Edwina. Kochała go takim, jaki był, szanowała za to, co sobą przedstawiał, musiała wszakże pokierować jego życiem.

– To, o czym zawsze marzyłem: chcę pojechać do Hollywood i kręcić filmy.

Nie miał jeszcze dziewiętnastu lat, toteż myśl, że George wyjedzie do Hollywood, wydała się Edwinie niedorzeczna.

– Jak zamierzasz się do tego zabrać? – pytała mimo to dalej.

Oczy rozbłysły mu, gdy usłyszał pytanie.

– Wujek mojego kolegi ze szkoły prowadzi studio filmowe. Kolega powiedział mi, że gdybym zamierzał coś robić w tej branży, to powinienem się z nim skontaktować.

– George – westchnęła Edwina – przecież to mrzonki.

– Skąd wiesz? A nuż zostanę sławnym producentem filmowym?

Obydwoje zaczęli się śmiać przez łzy. Edwina bardzo by chciała, żeby spełniło się marzenie brata, wiedziała jednak, że to czyste szaleństwo.

– Pozwolisz mi spróbować? – popatrzył na nią błagalnie.

– A jeżeli nie pozwolę? – spytała surowo. Rozczarowanie, które ujrzała na jego twarzy, wzruszyło ją.

– To zostanę tu i będę się sprawował jak należy – odrzekł markotnie. – Ale jeśli mi pozwolisz, to przyrzekam, że będę przyjeżdżał do domu co weekend i sprawdzał, jak sobie radzisz.