Rozległy się dźwięki muzyki. Najpierw ruszyły druhny, za nimi dziewczynki niosące kwiaty. Pochód, podążający miarowym krokiem, zamykali Sam i Helen. Tuż przed nimi kroczyła Edwina niosąca bukiet białych orchidei. Druhny wydawały jej się małymi dziewczynkami. Pomiędzy nimi, gdzieś z przodu, dojrzała Alexis i Fannie, chichoczące do siebie. Przeniosła wzrok na George'a. Twarz miał promienną, przepełnioną nadzieją na wspaniałe życie z Helen. Na ten widok Edwina znów pożałowała, że rodzice nie mogą oglądać go tego dnia. Potem odsunęła się, robiąc miejsce Helen, której delikatną dłoń, odzianą w białą skórzaną rękawiczkę, ojciec położył na ręce George'a.
Tłum gości zafalował, gdy Helen i George, zgodnie z tradycją religii panny młodej, zajęli miejsca pod baldachimem. Edwina roniła ciche łzy smutku i tęsknoty na wspomnienie miłości, którą utraciła przed laty.
Uroczystość przebiegła bez zakłóceń od początku do końca, kiedy to George zgniótł obcasem kieliszek. Horowitzowie wprawdzie nie byli ortodoksyjnymi wyznawcami swej religii, Helen jednak chciała wziąć ślub według obrządku wyznania mojżeszowego. To, że ona i George praktykowali inne religie, nie miało żadnego znaczenia i nie wpływało na ich uczucia.
Przed nowożeńcami długo przesuwała się kolejka gości składających im życzenia. Stojąca obok Sama Edwina początkowo odczuwała wewnętrzną pustkę, ale później śmiała się już z jego dowcipów, którymi rzucał, gdy ściskał weselnikom dłonie i przedstawiał jej swoich przyjaciół, w przerwach szepcząc komentarze na ich temat. Edwina przedstawiała go swoim znajomym przybyłym na ślub z San Francisco. Byli to głównie starzy przyjaciele rodziców, wśród nich oczywiście Ben Jones z żoną, spodziewającą się właśnie dziecka.
Potem Helen zatańczyła z ojcem, a George ze starszą siostrą, która następnie rzuciła się w wir zabawy. Tańczyła z Samem, z Teddym, z gwiazdorami filmowymi, przyjaciółmi i ludźmi, których wcześniej na oczy nie widziała i pewnie już nie spotka.
Wszyscy bawili się doskonale, o północy zaś państwo młodzi odjechali luksusowym duesenbergiem, którego Sam podarował George'owi w prezencie ślubnym. Rano mieli jechać pociągiem do Nowego Jorku i stamtąd do Kanady. Zastanawiali się nad wyjazdem do Europy, jednakże myśl o podróży statkiem zniechęciła George'a, Helen nie nalegała wiedząc, że kiedyś tam się wybiorą i nie chcąc zmuszać męża do przykrej podróży. Cieszyła się, że po prostu razem wyjeżdżają, i promieniała szczęściem, gdy samochód ruszał spod domu.
Edwina rozglądała się wokoło zastanawiając się, gdzie też podziewają się Alexis, Teddy i Fannie. Przez całą noc widziała ich to tu, to tam. Dzieci świetnie się bawiły, zwłaszcza Alexis.
– Było cudownie – powiedziała Edwina do Sama.
– Masz wspaniałego brata, a ja zięcia – rzekł zadowolony.
– Dziękuję szanownemu panu – dygnęła z uśmiechem, a Sam pomyślał, że wygląda czarująco w błękitnej sukience. – Masz cudowną córkę – odwzajemniła komplement.
Ostatni taniec, już nad ranem, tańczyli razem i wtedy to Edwina z niemiłym zaskoczeniem ujrzała Malcolma Stone'a. Podejrzewała, że przyszedł z kimś, bo przecież wiedziała, że na pewno nie został zaproszony. Chwilę potem zebrała rodzeństwo, wszyscy jeszcze raz podziękowali Samowi, po czym wyczerpani, lecz szczęśliwi, wrócili do hotelu.
Dopiero rozbierając się do snu zagadnęła Alexis, czy widziała Stone'a. Dziewczyna zawahała się na moment, wreszcie skinęła głową. Nie tylko go widziała, ale nawet z nim tańczyła, tego wszakże nie zamierzała wyjawić siostrze licząc, że Edwina nie widziała ich razem. Spotkawszy go wśród gości weselnych zdumiała się nie mniej niż ona. Stone przywitał się i ze śmiechem jął opowiadać, jak wdarł się na przyjęcie udając, że zapomniał zaproszenia.
– Tak, widziałam go – przyznała Alexis obojętnie, zdejmując pożyczone od siostry perły.
– Rozmawiałaś z nim? – Edwina zachmurzyła się i opadła na fotel, nagle bowiem ogarnęło ją przemożne zmęczenie.
– Właściwie to nie – odparła niepewnie.
– Że też miał odwagę przyjść! – oburzyła się Edwina.
Alexis nie odezwała się słowem. Nie przyznała się siostrze, że umówili się nazajutrz na lunch, aby porozmawiać o jej następnym filmie, do którego Stone również, jak powiedział, miał być zaangażowany i nawet odbył już zdjęcia. Trochę zdziwiło to Alexis, ponieważ nie słyszała, by podjęto decyzje co do obsady, a ona nie podpisała kontraktu.
– Wesele było piękne, prawda? – wyrwał ją z rozmyślań głos Edwiny, która uznała, że nie ma sensu ciągnąć rozmowy o Malcolmie Stonie. Jego flirt z Alexis należał przecież do przeszłości.
Kładąc się spać, Winfieldowie jednomyślnie orzekli, że Helen wyglądała wspaniale. Edwina uśmiechała się do siebie. Była zmęczona, ale szczęśliwa, smutna i zadowolona, że podarowała Helen swój welon.
Alexis natomiast przed zaśnięciem bynajmniej nie rozmyślała o pannie młodej. Marzyła o Malcolmie i czekającym ją spotkaniu.
Rozdział trzydziesty pierwszy
Gdy następnego dnia Alexis spotkała się na lunchu w hotelu Ambasador z Malcolmem Stone'em, czuła się trochę nieswojo. Uniknęła tłumaczenia się Edwinie, gdyż siostra udała się wcześniej do domu George'a pomóc przy porządkach, a Fannie, zajętej czytaniem książki w swoim pokoju, powiedziała, że umówiła się z przyjaciółką. Teddy był w tym czasie na basenie. Alexis poprosiła portiera, by wezwał dla niej taksówkę, i najzwyczajniej w świecie odjechała, nie opowiadając się nikomu.
– Moja siostra będzie wściekła, jak się dowie o naszym spotkaniu – powiedziała Malcolmowi, kiedy się przywitali. W kremowym kostiumie i dobranym do niego kapeluszu wyglądała jeszcze ładniej niż zwykle. Spod woalki, która zasłaniała jej oczy, spoglądała nań wzrokiem ufnego dziecka.
– No to trzeba się postarać, żeby się nie dowiedziała – zauważył ze spokojem Stone. On także wyglądał na przystojniejszego niż zwykle, ale sposób, w jaki pieścił jej dłoń, przerażał Alexis. Niepokoiła ją w jego zachowaniu namiętność skrywana pod maską niby ojcowskiej pobłażliwości, równocześnie zaś czuła się przy nim jak bezradna dziewczynka. Ta właśnie opiekuńczość pociągała Alexis bardziej niż cały jego męski wdzięk. – Przynajmniej nie ma w mieście twojego czarującego braciszka – roześmiał się, jakby ta myśl sprawiła mu wyjątkową przyjemność. – Gdzie pojechali w podróż poślubną?
– Do Nowego Jorku i Kanady.
– Nie do Europy? – zdumiał się, Alexis jednak nie miała ochoty tłumaczyć mu dlaczego. – Jak długo ich nie będzie?
– Sześć tygodni – powiedziała, gdy on tymczasem całował wnętrze jej dłoni.
– Biedactwo… Co bez niego poczniesz? Zostałaś całkiem sama na świecie. – Nie było to oczywiście prawdą, bo przecież miała Edwinę, lecz kiedy Malcolm z przejęciem wypowiadał te słowa, Alexis faktycznie poczuła się tak, jakby nie miała nikogo bliskiego. – Biedne maleństwo! Malcolm zajmie się tobą, dobrze?-zamruczał jej czule do ucha, a ona przyzwalająco skinęła głową. Pamięć o tym, co zaszło w Rosita Beach, zacierała się w jej głowie coraz bardziej.
Stone zapytał, kiedy będzie kręcić następny film, Alexis zaś wyznała, że Edwina i George nie chcieli, by podpisywała jakikolwiek kontrakt przed powrotem brata.
– A więc będziesz wolna przez naj bliższe dwa miesiące? – uradował się.
– Chyba tak… Ale będę musiała wrócić do San Francisco, bo młodsza siostra i brat chodzą jeszcze do szkoły – odparła.
Choć mówiąc to, wyglądała jak niewinne dziewczę, dla Stone'a była kobietą o twarzy anioła, która przy odrobinie chęci mogłaby uchodzić za wampa. W tej chwili wszakże była cudownie dziecinna, co dodawało jej tylko uroku. Zaloty Malcolma sprawiły, że poczuła się niepewnie.
– Naprawdę powinnam już wracać – powiedziała w końcu, mimo że starał się ją zatrzymać pocałunkami i pieszczotami.
W czasie lunchu dużo pił namawiając także Alexis, która ostatecznie wypiła odrobinę wina w nadziei, że teraz Stone odwiezie ją do domu. Niewielka ilość trunku wystarczyła, aby odkryła, że wino ogromnie jej smakuje, o wiele bardziej niż szampan, toteż popołudnie miało się już ku końcowi, a oni jeszcze siedzieli w hotelowej restauracji, racząc się alkoholem.
Zapadający wieczór zastał ich przy tym samym stoliku nad kolejną butelką – chichoczących i całujących się. Alexis już dawno zapomniała o powrocie do domu. Śmiała się niepewnie, gdy jechali do mieszkania Stone'a. Wszystko wydawało jej się niezwykle zabawne, a zwłaszcza czekająca na nią Bóg wie gdzie Edwina.
W mieszkaniu częstował ją alkoholem i całował mocno, aż zakręciło jej się w głowie i nagle zapragnęła czegoś więcej, tyle że nie wiedziała dokładnie czego. Pamiętała, że udali się gdzieś na chwilę, potem jakby wzięli ślub, ale nie bardzo rozumiała, co się właściwie z nią dzieje. Była nieprzytomna, gdy Stone razem ze swoim bagażem wsadził ją do samochodu. Zastanawiał się przez cały wieczór, jak wybrnąć z sytuacji, i zdecydował się na świetny w jego mniemaniu pomysł, który miał rozwiązać problemy. Na stole zostawił pieniądze należne za czynsz, a samochód, pożyczony od znajomego z ostatniego filmu, postanowił zostawić na dworcu z odpowiednią informacją.
Kiedy tam dojechali, pociąg stał jeszcze na stacji. Alexis dopiero w przedziale na chwilę odzyskała świadomość. Usiadła i rozejrzała się dokoła.
– Gdzie jedziemy? – zapytała. Przedział zdawał się wirować, nie wiedziała, co to za stacja i dokąd jadą.
– Do George'a do Nowego Jorku – rzekł uspokajająco Stone.
– Naprawdę? Dlaczego?
– Nie zawracaj sobie tym ślicznej główki, kochanie-zamknął jej usta pocałunkiem.
Wymyślił doskonały plan: romans z Alexis miał być jego przepustką do kariery filmowej. George będzie musiał mu pomóc, jeśli dostatecznie skompromituje jego siostrę, zwłaszcza teraz, gdy ożenił się z córką Horowitza, nie zechce bowiem z pewnością, by w świecie filmu do bliskiej mu osoby przylgnęła opinia kobiety lekkich obyczajów.
Pociąg ruszył ze stacji. Alexis głośno oddychała, a on przyglądał się jej z cynicznym uśmiechem. Pomyślał, że nieźle mu się trafiło. Była naprawdę piękna.