– Nie pozwolę ci zadręczać się miłością, jak to czyniłaś po śmierci Charlesa… Chcę cię kochać i zabrać w nowe życie, uleczoną z dramatów przeszłości i szczęśliwą. A jeżeli kiedyś stwierdzisz, że i ty mnie kochasz, będzie to znak, że możesz wyjść za innego i zrobić to, o czym ci mówiłem.
– Niepotrzebnie się martwisz z góry – oświadczyła Edwina. – Nie możesz wszystkiego przewidzieć. A jeżeli Philippa umrze albo zostawi cię, albo zdecyduje się wyjechać?
– Nie będę na takich przypuszczeniach budował mojego życia ani tobie na to nie pozwolę. Pamiętaj, kochana, pewnego dnia uwolnię cię jak ptaszka z klatki…
Słuchając go, Edwina poczuła budzącą się w jej sercu tęsknotę, już teraz, zanim cokolwiek między nimi zaszło. Przywarła do Patricka i szepnęła:
– Nie rozstawajmy się jeszcze, proszę.
– Nie, jeszcze nie teraz-odparł tak samo cicho, po czym, jak we wspomnieniu z odległego snu, dotknął ustami jej włosów i wyszeptał: – Kocham cię.
Byli sobie obcy, połączyły ich jednak wyznania najskrytszych uczuć, Charles i wspomnienie przeszłości.
Rozdział trzydziesty szósty
Ich miłość była z tych, jakie zdarzają się tylko w książkach albo filmach: spotkali się, zakochali w sobie i żyli jakby w zawieszeniu pomiędzy dwoma światami. Edwina odkryła doznania, których nigdy nie było dane jej doświadczyć, a jeżeli nawet ongiś je przeżywała, przez ostatnie jedenaście lat zdążyła o nich zapomnieć. Rozmawiali, śmiali się, odbywali długie spacery, aż przyszła chwila, gdy pozbyła się paraliżującego strachu, że statek może w każdej chwili zatonąć. Na ćwiczeniach z łodziami ratunkowymi Patrick, mimo że przypisany do innego stanowiska, za zgodą oficera dołączył do niej. Obserwujący ich pasażerowie życzliwymi uśmiechami i pełnymi podziwu spojrzeniami wyrażali aprobatę dla ich związku. Zakochani starali się wyszukiwać miejsca zaciszne i odosobnione, aby swobodnie gawędzić, czule trzymając się za ręce. Od dawna obojgu brakowało chwil tkliwej czułości, a choć Edwina przypuszczała, że od czasu do czasu Patrick miewał intymne kontakty z kobietami, wierzyła, że odkąd się ożenił, nikogo nie pokochał.
– Jaka byłaś w dzieciństwie? – wypytywał, chcąc jak najwięcej dowiedzieć się o niej.
– Nie wiem – odpowiedziała i radośnie się uśmiechnęła. – Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek się nad tym zastanawiała. Chyba byłam szczęśliwa i dopóki "oni" nie umarli, wiedliśmy całkiem zwyczajne życie. Przedtem chodziłam do szkoły, walczyłam z Filipem o zabawki… Bardzo lubiłam pomagać mamie w ogrodzie… I zaraz po jej śmierci – przypomniała sobie – gdy wróciliśmy do domu, zwykle właśnie tam z nią rozmawiałam, jak przycinałam róże i plewiłam chwasty. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak postąpiła, i czasami byłam na nią zła. Chciałam wiedzieć, czemu została z nim, a nas porzuciła.
– I co? Znalazłaś odpowiedź? – zapytał.
Edwina potrząsnęła głową.
– Nie, ale te rozmowy przynosiły mi ulgę.
– Pewno tak właśnie należało zrobić. A wiesz? Jak mam wolny czas, też lubię popracować w ogrodzie, chociaż nie uważa się tego za męskie zajęcie…
Rozmawiali o wszystkim: o przyjaciołach z dzieciństwa, o ulubionych sportach i o pisarzach, którzy najbardziej ich zajmowali. Patrick był zwolennikiem poważnej klasyki, Edwina wolała modnych autorów, takich jak F. Scott Fitzgerald i John Dos Passos. Obydwoje lubili poezję, zachody słońca, światło księżyca i tańce. Ze łzami wzruszenia Edwina wyznała, że jest niezmiernie dumna z George'a i jego sukcesów zawodowych i że bardzo lubi Helen. Opowiedziała nawet o podarowanym bratowej welonie, który miała włożyć w dniu ślubu z Charlesem. Patrick, chociaż opanowany, wzruszył się do łez.
– Jaka szkoda, że nie możesz go włożyć dla mnie!…
– Ja też żałuję – szepnęła, ocierając mu łzę z policzka.
Następnego wieczoru po tym, jak się poznali, poszli potańczyć. Edwina nie bardzo chciała, nie miała bowiem stosownej sukni, lecz Patrickowi udało się jakimś cudem nakłonić stewardesę, by znalazła dla niej odpowiedni strój. Sukienka miała metkę Chanel i leżała, jakby była uszyta na miarę. Przez cały czas Edwina się obawiała, że któraś z pasażerek zerwie ją z niej, na szczęście nic takiego nie nastąpiło, tak że cudownie się bawili w salonie pierwszej klasy. Edwina już dawno nie spędziła równie udanego wieczoru.
Statek wprawdzie nie zatonął, jednakże stanowczo za szybko dotarł do celu. Wydawało im się, że podróż do Cherbourga, a potem do Southampton, trwała jedną chwilę.
– Co teraz będzie? – spytała żałośnie Edwina.
Zastanawiali się nad tym ze sto razy: ona wciąż na nowo wyobrażała sobie rozstanie, lecz gdy do niego doszło, nie mogła się zdecydować. Patrick jeszcze raz przypomniał jej plan, który już omawiali:
– Odnajdziesz w Londynie Alexis, potem zjemy lunch, żeby to uczcić, i wrócisz do Kalifornii, by zacząć życie na nowo: znajdziesz szczęście wychodząc za jakiegoś miłego dżentelmena.
Kiedy to mówił, aż się żachnęła.
– A jak to sobie wyobrażasz? Mam dać ogłoszenie do gazety, że szukam męża?
– Nie, po prostu przestaniesz wyglądać jak wdowa w żałobie i wyjdziesz między ludzi. Wystarczy kwadrans, a przynajmniej tuzin mężczyzn będzie leżało u twych stóp. Zapamiętaj moje słowa.
– Bzdura – powiedziała. Wcale jej nie zależało, by przepowiednia Patricka się spełniła. Pragnęła tylko jego.
Już dawno wyznała mu, jaki jest cel jej podróży do Londynu. Zareagował gwałtownie, gdy opisała mu uwodziciela, i natychmiast zaproponował pomoc w odnalezieniu siostry. Wiedział o kilku podrzędnych hotelikach, w których zwykle zatrzymywali się aktorzy, postanowili je więc w pierwszym rzędzie przeczesać. Przypuszczał, że odnalezienie uciekinierów nie będzie nastręczało trudności.
Tego dnia wybierał się do biura załatwić kilka spraw, a późnym popołudniem mieli się spotkać i rozpocząć poszukiwania. Edwina nie zapomniała o swoim zadaniu, jakim było odnalezienie Alexis, z Patrickiem jednak niechętnie się rozstawała nawet na krótką chwilę. Przez ostatnie trzy dni na statku byli prawie nierozłączni, toteż przykra jej była perspektywa spędzenia bez niego choćby kilku godzin. Podczas rejsu tylko nocami nie byli razem. Za dnia całowali się i pieścili, Patrick wszakże nie chciał wykorzystać Edwiny, która co prawda przyznawała mu rację, ale w głębi serca żałowała, że sprawy nie potoczyły się inaczej. Czuła się nieswojo na myśl, że jej siedemnastoletnia siostra miała romantyczną przygodę, ona zaś wróci do Stanów jako stara panna-dziewica. Uśmiechnęła się do swych nieskromnych myśli, a Patrick, nie znający przyczyny iskierek migoczących w jej oczach, zapytał:
– Co tam knujesz, niegrzeczna dziewczynko?
– Uświadomiłam sobie, jak dziwnie życie się plecie: Alexis ma romans z tym pasożytem, a ja jestem wciąż taka roztropna. Zupełnie mi ten scenariusz nie odpowiada!
Zaśmiali się oboje, świadomi, że gdyby postanowili inaczej, pewnie dawno tak by się stało. Uznali jednak, że nie chcą, aby to, co ich spotkało, przerodziło się w pospolity romans. Swoją przygodę uważali za przeżycie szczególne i cenne.
Razem wsiedli do pociągu jadącego do Londynu. Kiedy zajęli miejsca w przedziale, Patrick oświadczył, że Philippa nie wie o jego powrocie i prawdę mówiąc niewiele ją to obchodzi. Zapewne nie będzie jej w domu, bo prawdopodobnie przebywa w Szkocji na zawodach hippicznych.
Jeszcze przed południem Patrick ulokował Edwinę w hotelu Claridge obiecując, że przyjdzie po nią o piątej. Bez chwili zwłoki udała się do telegrafu i wysłała rodzeństwu wiadomość, że szczęśliwie dotarła do Londynu i gdzie się zatrzymała. Poprosiła, by powiadomili ją, jeżeli Alexis się odezwie. Miała nadzieję, że w domu wszystko jest w porządku, i spodziewała się nazajutrz depeszy z San Francisco.