Выбрать главу

Edwina jednak nie wierzyła, by kiedykolwiek jeszcze się spotkali. Patrick przygotowywał ją na rozstanie od początku znajomości. Obydwoje mieli nawzajem uwolnić się z łączących ich więzów. Na przegubie dłoni czuła dotyk jego prezentu, który miała już zawsze nosić, tak samo jak zawsze miała nosić w sercu ślad jego miłości. Ale reszta zniknie, oddalą się szczęśliwe chwile, którymi obdarowywał ją przez dwa tygodnie, aby pomóc jej uwolnić się od ciężaru pamięci.

– Kocham cię – szepnęła, zanim się rozstali. – Kocham cię bardzo… Na wspomnienie o tobie będę się zawsze uśmiechała… I będę się uśmiechała, ilekroć pomyślę o Irlandii.

Wtedy pocałował ją po raz ostatni. Edwina rozpłakała się, gdy nie oglądając się odjeżdżał swoim autem. Długą chwilę stała szlochając przed hotelem, w końcu otarła łzy i weszła do środka. Miłość do Patricka, od której chciała się uwolnić, podążyła za nią.

Rozdział trzydziesty dziewiąty

Nazajutrz o ósmej rano Edwina i Alexis wyjechały, tak jak przed laty, do Southampton, lecz tym razem tylko we dwie. Dwie siostry, dwie przyjaciółki, dwie kobiety, które przeżyły katastrofę. Milczały pogrążone w swoich myślach, spoglądając na krajobraz przesuwający się za oknem pociągu.

Na pokład "Olympica" weszły krótko przed odpłynięciem statku i od razu udały się do swoich kabin. Później Edwina zaskoczyła Alexis oświadczając, że idzie popatrzeć, jak odbijają od brzegu. Poszła sama, bo młodsza siostra nie miała ochoty opuszczać kabiny.

Edwina stała na pokładzie, gdy olbrzymi statek powoli oddalał się od nabrzeża. I wtedy go ujrzała! Dokładnie tak, jak to sobie wyobrażała: Patrick stał na brzegu machając jej ręką na pożegnanie. Zapłakana Edwina posłała mu całusa, potem dotknęła dłonią serca. Odwzajemnił ten gest. Później długo jeszcze widziała, jak niestrudzenie macha do niej ręką, aż wreszcie jego postać zamazała się i zniknęła. Edwina wiedziała, że nigdy nie zapomni widoku ukochanego.

Po dłuższej chwili zeszła na dół, gdzie zastała Alexis pogrążoną we śnie. Podróż pociągiem okazała się wyczerpująca.

Tego dnia przeprowadzono ćwiczenia z łodziami ratunkowymi. Edwina, jak dawniej o Charlesie, teraz myślała tylko o Patricku, o ich spacerach po pokładzie, o rozmowach, o tym, jak dołączył do niej podczas ćwiczeń ratunkowych w czasie rejsu do Anglii, o nocy, gdy tańczyli po raz pierwszy – ona w pożyczonej sukience. Kiedy wspominała te chwile, uśmiechała się, a gdy spojrzawszy w górę ujrzała przelatującego ptaka, przyszły jej na myśl słowa Patricka: "Cokolwiek się między nami zdarzy, odejdziesz wolna". Żyli osobno, każde we własnym świecie, i nie było dla nich wspólnej przyszłości. W wieku trzydziestu dwóch lat Edwina miała za sobą dwie prawdziwe miłości – żadna nie zakończyła się szczęśliwie, toteż teraz, jadąc do domu, czuła się przedziwnie dojrzała.

– Zakochałaś się w nim, prawda? – zapytała ją Alexis drugiego dnia podróży.

Edwina przez chwilę wyglądała przez bulaj, nie odpowiadając siostrze.

– Był kuzynem Charlesa.

Alexis wiedziała, że nie jest to odpowiedź na jej pytanie, ale nie nalegała. Nauczyła się, drogo za tę naukę płacąc, że niektóre pytania lepiej pozostawić bez odpowiedzi.

– Myślisz, że George dowie się o Malcolmie? – spytała, wyraźnie przestraszona.

Edwina zastanawiała się przez chwilę.

– Może nie, jeżeli będziesz dyskretna i ty, i Fannie z Teddym.

– A jeżeli mu powiedzą? Albo dowie się w inny sposób?

– No to trudno, bo co on ci może w gruncie rzeczy zrobić? – odpowiedziała pytaniem Edwina, po raz pierwszy zwracając się do siostry jak do osoby dorosłej. -Przecież cię nie zabije. Źle się stało, ale ucierpiałaś tylko ty, na ciele i duchu. Taka jest prawda. Jeżeli potrafisz o tym zapomnieć, będzie to znaczyło, że zwyciężyłaś. Dostałaś bolesną nauczkę i musisz się uporać z tym, co przeszłaś. I to jest najważniejsze. Reszta nie ma znaczenia.

Alexis uśmiechnęła się z ulgą, a Edwina pogłaskała ją czule.

– Dziękuję, że mi pomogłaś – powiedziała Alexis. Obydwie ta lekcja życia czegoś nauczyła, przy czym Edwina wdzięczna była losowi za to, co ją spotkało.

– Zawsze do usług – uśmiechnęła się, wyciągnęła na leżaku i zamknęła oczy, zaraz je wszakże otworzyła. – No nie, nie zawsze. W przyszłości lepiej oszczędź mi takich doświadczeń.

– Jasne, nie martw się, siostrzyczko-rzekła ze śmiechem Alexis.

Większość czasu spędzały w kabinach, czytając, grając w karty, śpiąc i rozmawiając, a jako dojrzalsze rozumiały się lepiej. Alexis stwierdziła, że poważnie myśli o karierze gwiazdy filmowej, Edwina jednak uważała, że powinna z tym zaczekać, aż naprawdę będzie wiedziała, czego chce, i lepiej pozna życie. Siostra przyznała jej rację. Przygoda z Malcolmem Stone'em wystraszyła ją nie na żarty. Dzięki niej zrozumiała, z jakiego typu mężczyznami może mieć do czynienia, i oświadczyła, że chce mieć Edwinę zawsze przy sobie.

– Następnym razem sama dasz sobie radę – zaśmiała się Edwina, Alexis wszakże wcale nie była tego pewna. Doszła do wniosku, że w sumie zazdrości Fannie, która marzy tylko o własnym domu i dzieciach, o życiu, w którym najważniejsze jest przygotowanie mężowi kolacji.

– Wielkie wyzwania przeznaczone są tylko nielicznym – powiedziała Edwina. – A ludzie spoza tego magicznego kręgu często nie potrafią tej prawdy pojąć.

Podczas rejsu zaprzyjaźniły się z kilkoma osobami, lecz gdy statek wpłynął do nowojorskiego portu, odetchnęły z ulgą. Złe doświadczenia trudno zapomnieć i to, co się z nimi wiąże, zawsze pozostaje w pamięci.

Edwina wciąż tęskniła za Patrickiem. Wspominała kwiaty, które przysłał jej na statek. Na dołączonej do nich karcie napisał: "Kocham cię, P." Na karcie przy kwiatach, które czekały na nią w Nowym Jorku, widniało: "Je t'aime. Adieu." Przez chwilę patrzyła na te słowa, po czym dotknęła bransoletki na ręce i włożyła kartę do portmonetki.

W Nowym Jorku spędziły tylko jedną noc. Zadzwoniły do Teddy'ego i Fannie i dowiedziały się, że George telefonował dwa razy, a Fannie za każdym razem oznajmiała mu, że Alexis wyszła z domu, Edwina zaś ma straszną anginę i nie może podejść do aparatu. To samo mówiła Samowi Horowitzowi, gdy telefonował, wyglądało więc na to, że nikt się w niczym nie zorientował.

Cztery dni później Edwina z Alexis były już w domu. Pośród uścisków, pocałunków i łez Alexis uroczyście oznajmiła, że nigdy już ich nie opuści, nie pojedzie nawet do Hollywood. Słysząc tę obietnicę, Edwina się uśmiechnęła.

– Pewnego dnia odwołasz te słowa – przestrzegła.

Właśnie wtedy zadzwonił George, który tego dnia wrócił z żoną do domu po cudownej, jak powiedział, podróży poślubnej. Helen, rozmawiając z Edwiną, szepnęła do słuchawki, że być może jest w ciąży.

– Tak? Cudownie! – ucieszyła się Edwina, aczkolwiek zdumiało ją ukłucie zazdrości, które poczuła w sercu. Helen była dziesięć lat od niej młodsza, właśnie wróciła z podróży poślubnej i miała kochającego męża. Ona zaś znów była sama z dziećmi, o które trzeba się troszczyć.

Kiedy Helen skończyła rozmawiać z Edwiną, George odebrał od niej słuchawkę i zapytał:

– A przy okazji, jak twoje gardło?

– Dobrze. Czemu?… – ugryzła się w język, przypomniawszy sobie historyjkę opowiedzianą mu przez Fannie. – O, już w porządku… ale byłam strasznie przeziębiona. Bałam się, że to grypa albo zapalenie płuc, ale na szczęście przeszło – kłamała jak z nut.

– To dobrze. Wiesz? którejś nocy miałem przedziwny sen… – Nie powiedział jej, że śniła mu się na pokładzie statku, wiedział bowiem, że bardzo by ją tym zdenerwował. Sam tak się snem przejął, że aż obudził żonę i Helen była przekonana, że właśnie tamtej nocy zaszła w ciążę. – W każdym razie bardzo się cieszę, że wyzdrowiałaś. Kiedy do nas przyjedziecie?