Выбрать главу

Jeszcze tego samego wieczora opowiedziała mężowi o swojej rozmowie z rządcą. Słuchał, choć z pewnym zniecierpliwieniem.

– Będzie, jak rozkażesz – powiedział, obejmując ją w pasie. – Ty jesteś tu panią i ty będziesz o wszystkim rozstrzygać. Ale nie życzę sobie kłótni między wami. Szczepan jest mi bliski i ufam mu.

Chodźmy lepiej spać.

Agnieszka była tak przejęta sprawami gospodarstwa, że nie przestawała o nich mówić, nawet przekraczając próg sypialni.

– Przecież on marnuje twój, nasz majątek! – przekonywała. – Tak nie można dłużej. Wiem, że go cenisz, ale nie powinieneś chyba pozwalać na marnotrawienie tego wszystkiego. Nie jest dostatecznie zapobiegliwy. Zestarzał się i chyba brakuje mu stanowczości.

Obiecał, że rozmówi się ze Szczepanem. Dzień czy dwa później powiedział:

– Postanowiłem, jak będzie. Tobie zlecam cały dwór ze służbą, Szczepan dopilnuje gospodarstwa.

– Ale… – próbowała protestować, on jednak na to nie pozwolił.

– Tak będzie. Choćby na próbę. Ty we dworze, on w osadach, na polach i w lesie.

Musiała się zgodzić na takie rozwiązanie.

– A co on na to? – zapytała. – Zgodził się?

– Jest wiemy i uczciwy. A co do zgody, ten dwór ma tylko jednego pana. Szczepan jest moim krewnym, zaufanym, nawet może przyjacielem, ale jest tutaj sługą. Tak więc we dworze cała służba ma słuchać ciebie. I dość już o tym!

Agnieszka przejęła więc klucze od wszystkich pomieszczeń dworskich i bardzo szybko w Lipowej zaczęły obowiązywać jej porządki.

– Twój ojciec mówił, że jesteś zapobiegliwa i oszczędna – powiedział któregoś dnia pan Jakub. – Nie spodziewałem się jednak, że tak szybko dasz sobie radę w takim wielkim gospodarstwie. Twój ojciec był dobrym nauczycielem – Czy nie po to mnie wziąłeś, żebym uporządkowała wszystko we dworze, aby w należytej zasobności zostało dla twoich synów?

– To już? – zaśmiał się z radości Jakub. – Już będziemy mieli syna?

– Jeszcze nie – odrzekła zmieszana. – Ale na pewno już wkrótce.

Gorzej układało się Agnieszce z córką męża. Czas upływał, a ona ani trochę nie zbliżyła się do Aleny.

Mała unikała macochy, uciekała na jej widok, nie odpowiadała na pytania. Było to tym bardziej przykre, że z innymi gaworzyła chętnie i wesoło. Agnieszka, która początkowo naprawdę chciała zbliżyć się do dziewczynki i próbowała zastąpić jej matkę, wkrótce straciła serce do tego zadania.

Żona pana Jakuba

Lipowa, 1355

W tych trudnych, samotnych dniach na początku pobytu w Lipowej Agnieszka znalazła niespodziewane oparcie.

Mijał drugi tydzień jej pobytu pod dachem Jakuba, większość gości rozjechała się do domów. Została tylko żona mężowskiego stryja, Elżbieta, która ofiarowała się pomóc młodej gospodyni w zasiedlinach.

Była to wysoka, chuda kobieta, siwa już zupełnie, choć jeszcze nie stara. Na pierwszy rzut oka nie robiła najlepszego wrażenia, suknie wisiały na niej jak na kołku i nawet w młodości nie należała chyba do ładnych. Wyszła za mąż za Mikołaja z Potoka, bo pochodziła z możnego rodu i była jedyną dziedziczką sporego majątku, pan Mikołaj zaś i tak stale bawił na wojnach i wyprawach, a między nimi zajmował się ważnymi sprawami poza domem. Dzieci nie mieli.

Na wesele Agnieszki i Jakuba przyjechali oboje – on, niski i krępy pan Mikołaj, ponury i mrukliwy, nie odzywający się chyba nigdy bez wyraźnej potrzeby, z królewskiego nadania kasztelan na nowym zamku w pobliskim Holsztynie. I ona – chuda, prędka, okropnie gadatliwa, której wszędzie było pełno, ochoczo wypowiadająca własne zdanie, poganiająca służbę, narzekająca na lenistwo czeladzi. Jakub cenił stryjostwo szczególnie, bo wychowywał się pod ich opieką, a widać była to opieka dobra i życzliwa, gdyż Mikołaja i stryjnę traktował uprzejmie i z wielką serdecznością.

Państwo z Potoka przywieźli młodej parze w ślubnym prezencie piękne płaszcze z zapinkami i zupełnie niezwykłe lustro dla Agnieszki, a także dobre siodło dla Jakuba. W czasie uroczystości, jako jedni z najbardziej dostojnych gości, stale przebywali blisko młodych, bo pan Mikołaj zastępował bratankowi ojca.

Agnieszka zupełnie nie spodziewała się, że to właśnie ze starą panią z Potoka połączy ją serdeczna, bliska więź, coś na kształt przyjaźni nawet, mimo znacznej różnicy wieku.

Pani Elżbieta przyglądała się uważnie nowej pani na Lipowej, od początku dodając jej odwagi spojrzeniem i uśmiechem, jak gdyby rozumiała, że dziewczyna w obcym otoczeniu może czuć się nieswojo i niepewnie. Później wzięła się do roboty przy rozpakowywaniu bagaży i urządzaniu komnat. Zachwycając się wyprawą panny młodej, nie narzucała ani swojej obecności, ani swoich opinii. Poza zdawkowymi uwagami nie miały okazji porozmawiać aż do tego poranka, kiedy pan Jakub oświadczył, że wyjeżdża na kilka dni.

Było to zaraz po śniadaniu. Agnieszka krzątała się po dworskiej kuchni, próbując podporządkować służbę i czeladź swojej woli. Pani Elżbieta wpadła tu w jakiejś sprawie, przyjrzała się Agnieszce, a ta zrozumiała, że pani z Potoka domyśla się wiele. Agnieszka bowiem, kiedy mąż oświadczył jej, że wyjeżdża, była radośnie podniecona. Miała nadzieję, że nie będzie go przez dłuższy czas, a wtedy ona ułoży swoje sprawy. Odpocznie, przełamie niechęć, przywyknie…

– Moje dziecko – powiedziała pani Elżbieta. – Przejdźmy się trochę. Chcę porozmawiać z tobą, a że jestem starsza, może mogłabym ci coś doradzić.

Agnieszka spojrzała na starszą panią z obawą. Już wcześniej niepokoiło ją, że pani z Potoka domyśla się stanu ducha, w jakim się znajduje.

Poszły wolno w kierunku stodół, pani Elżbieta, Wsparta na lasce, szła drobnymi, malutkimi kroczkami, które były powodem żartów i śmiechów dla służby. Idzie jak kaczka – mówili jeden do drugiego.

– Czy potrzebujesz rady, moje dziecko? – zapytała pani Elżbieta. Mówiła cicho, choć wokoło nie było nikogo, kto mógłby słyszeć ich rozmowę.

– Rady? – zdziwiła się Agnieszka. – Nie, chyba nie potrzebuję, ale… ale przyjmę chętnie każdą radę, bo… bo…

– Czujesz się trochę niepewnie, co? I obco? Agnieszka spojrzała na starszą panią, jakby chciała zapytać, czy może jej zaufać.

– Umiem patrzeć – mówiła pani Elżbieta. – Zapewniam cię, że wcale nie jestem ani taka stara, ani taka głupia, na jaką może wyglądam.

– Ale co wy mówicie, stryjno? – zaprzeczyła żywo Agnieszka. – Nikt nie odważyłby się tak o was powiedzieć.

– Pewnie! – roześmiała się Elżbieta. – Niechby tylko spróbował! Niejedną laskę połamałam już na cudzych grzbietach.

– Nie tak chciałam powiedzieć… – usiłowała się wytłumaczyć Agnieszka.

– Nieważne – w głosie Elżbiety nie było przygany. – To normalne, że młoda gospodyni myśli, że wszystko wie i nie potrzebuje porady starej kobiety. Ale z drugiej strony stare oczy widzą więcej…

Ktoś mógłby zapytać, czemu młoda żona, smutna i przygaszona, nagle odżywa i uśmiecha się. Czy dlatego, że jej mąż wyjeżdża?

Agnieszka rozpłakała się. Starsza pani przejrzała ją na wylot.

– Wiem, że nie tak powinnam się zachowywać – przyznała. – Ale chwilami nie mogę już tego wszystkiego znieść…

Elżbieta zatrzymała się i delikatnie pogłaskała plecy Agnieszki suchą, kościstą ręką.

– Popłacz, dziecko, popłacz – poradziła serdecznie. – Nikt tego nie zobaczy, a mnie nie musisz się wstydzić.

Pani z Lipowej płakała, choć starała się nad tym zapanować. Wreszcie udało się i popatrzyła na Elżbietę z wdzięcznością.